Czego dowiesz się sam, tego się nauczysz!
Ostatnie zmiany

Ryszard Handke, Hermeneutyka

Sam termin pochodzi od greckiego hermeneutikós – dotyczący wyjaśniania, a Paul Ricoeur widzi w hermeneutyce teorię "operacji rozumienia w ich odniesieniu do interpretacji tekstu"*.

Hermeneutyka, a może hermeneutyki? Dziś bowiem określa się tym mianem zarówno jedną z dyscyplin filologicznych zajmującą się badaniem źródłowych tekstów pisanych, ustalaniem ich poprawnej wersji, objaśnianiem i interpretacją, jak też niektóre współczesne metodologie interpretacji dzieł literackich. W pierwszym wypadku chodzi o naukę pomocniczą historii (także historii literatury) wywodzącą się przede wszystkim z dociekań nad tekstami biblijnymi i ze sporów, jakie wywoływała ich wykładnia. W drugim – o nurt filozoficzny bez dokładnie zarysowanych (granic inspirujący podejścia do utworów podobne, ale i na tyle różne, ze mówi się np. o hermeneutyce Gadamera czy Ricoeura.

Dorobek dawnej hermeneutyki został podjęty przede wszystkim przez Wilhelma Diltheya, który od nowa formułując pod koniec ubiegłego wieku podstawy metodologiczne nauk humanistycznych odrzucił koncepcje pozytywistyczne w imię odmienności humanistyki od przyrodoznawstwa pod względem przedmiotu, celu i metod badań. Jednak pierwszy sformułował problem interpretacji w sposób ogólny i powiązał go z metodą rozumienia zastosowaną do krytyki dzieł literackich niemiecki filozof romantyczny F. E. D. Schleiermacher i bez jego wkładu w rozwój hermeneutyki nie mogłaby ona stać się nauką o rozumieniu w ujęciu Diltheya. Następnym wielkim nazwiskiem w tradycji współczesnej hermeneutyki jest Martin Heidegger, dla którego jednak kwestie hermeneutyki z rozumieniem tekstu nie wiązały się już tak ściśle. Nie wnikając w jego ontologiczną hermeneutykę warto podkreślić, że to związane z mą przemyślenia stały się punktem wyjścia koncepcji zarówno Hansa-Georga Gadamera, jak i Paula Ricoeura. Poglądami ich zajmiemy się bliżej ze względu na rolę, jaką w nich zajmuje tekst i jego interpretacja, oraz ze względu na światło, jakie rzucają na mechanizmy lektury dzieł literackich.

Pierwszy z nich – Gadamer – swą koncepcję hermeneutyki wyłożył w sposób systematyczny w "Wahrheit und Methode" (Prawda i metoda) z 1960 r., gdzie podjął głęboką i powiązaną z refleksją nad kulturą, krytykę współczesnej świadomości naukowej i filozoficznej*. Zatrzymamy się tylko nad jednym aspektem jego hermeneutyki – problemem rozumienia widzianym w perspektywie ogarniania przez nie całości człowieka ze światem. Wybór ten jest podyktowany przejrzystymi racjami praktycznymi, choć Gadamerowskie pojmowanie rozumienia nie prowadzi do określonej metody postępowania z tekstem, a raczej sugeruje ogólny sposób pojmowania interpretacji i jej celu. Rozumienie nie jest dla niego tylko jednym z zachowań podmiotu wobec przedmiotu, lecz sposobem bycia w świecie właściwym człowiekowi.

Kolejne fundamentalne stwierdzenie, którego refleksy można odnaleźć już w wielu wypowiedziach o dziele literackim, dotyczy sensu tekstu. Jest on zależny od interpretacji, która go nie tylko ujawnia, ale i zarazem kształtuje, tak iż brak mu niezawisłej tożsamości. Bez zapoznania się z Gadamerowską koncepcją doświadczenia hermeneutycznego trudno się pogodzić z myślą tak sprzeczną z tradycyjnymi wyobrażeniami o istocie przedmiotów naszych polonistycznych zainteresowań i zatrudnień.

Tezy wyjściowe są następujące: 1) interpretacja zawsze opiera się na jakichś założeniach, 2) badanie humanistyczne nigdy nie spełnia naukowych wymagań obiektywności, z natury obcych historycznej istocie rozumienia. Doświadczenie hermeneutyczne dotyczy przede wszystkim tradycji dostępnej za pośrednictwem tekstów z przeszłości (bliższej lub dalszej) zawsze podlegających interpretacji, co tę ostatnią pozwala z powyższym doświadczeniem utożsamiać. Na zasadzie koła hermeneutycznego interpretacja tekstu rozpoczyna się od wyjściowej koncepcji jego znaczeniu, która jest następnie korygowana, rozwijana i pogłębiana. Dokładnie tak, jak w toku lektury i zgodnie z dynamiką zarysowującego się sensu wstępne hipotetyczne jego wykładnie korygujemy w konfrontacji z następnie ujawnionymi możliwościami, by wreszcie osiągnąć zadowalającą wizję całościową, która znaczenia tekstu czy utworu raz na zawsze nie przesądza, nie wyczerpuje możliwości odczytań, a tylko zdaje sprawę z właśnie rozegranego z nim spotkania.

Wyobrażenia i oczekiwania poprzedzające lekturę, przeświadczenia i osobiste gusty są mniej lub bardziej wyraźnie określone przez czynniki historyczne, środowiskowe itp. oraz stanowią warunek rozumienia, które apeluje do naszych wcześniejszych sądów o rzeczach i ludziach. "Rozumiemy tylko to, co już wiemy, możemy wyczytać tylko to, cośmy w tekst włożyli"*. Gdyby przy tej paradoksalnej prawdzie pozostać traktując ją dosłownie, wszelki przyrost wiedzy, odebranie informacji, zrozumienie czegokolwiek byłoby po prostu nieosiągalne.

Poglądy Gadamera na temat interpretacji odnoszą się przede wszystkim do tekstów, których więzi ze współczesnością interpretującego osłabił dystans czasowy, choć istotna jest tu – jak się zdaje – nie historyczna odległość, lecz brak z góry ustalonych przeświadczeń co do przesłania uzyskiwanego w interakcji z tekstem. Okazja do "rozszerzenia naszego Ja" możliwa jest właśnie "w spotkaniu z niezrozumiałym"*, kiedy bez ustalonych z góry przeświadczeń, a raczej świadomie je eliminując, otwieramy się na to, co odpowiednio potraktowany tekst będzie miał nam do powiedzenia. Początkowa niezrozumiałość, brak tradycji interpretacyjnej, która by nam podsuwała gotowe wykładnie, nie stanowi przeszkody*, lecz warunek doświadczenia poznawczego.

"Zadaniem interpretacji hermeneutycznej nie jest uprzedmiotawiająca rekonstrukcja pierwotnego znaczenia tekstu – jest to bowiem niewykonalne, lecz (...) "przyswojenie" tekstu czy nawiązanie z nim dialogu, tak by mógł on przekazywać prawdę, która będzie dla nas ważka, która poszerzy naszą samoświadomość – nasze rozumienie siebie i naszego świata"*. W takim ujęciu dość istotnej zmianie ulega sytuacja komunikacyjna lektury. Partnerem staje się już nie nadawca, lecz sam komunikat, którego znaczenie dla odbiorcy powinno wszakże oddawać wpisane weń intencje nadawcy. Tak przynajmniej to sobie wyobrażamy, gdy utwór pojmujemy jako adresowane do nas przesłanie, a do komunikacji literackiej stosujemy model rzeczywistej korespondencji.

Pewne, że dla Gadamera sens dzieła-komunikatu nie jest czymś gotowym do rozpoznania, przedmiotem zewnętrznym wobec interpretacji. Własny model interpretacji konstruuje on na zasadzie opozycji wobec dwu modeli tradycyjnych: historycznego i psychologicznego. W pierwszym usiłuje się dotrzeć do pierwotnego znaczenia, jakie tekst mógł mieć dla współczesnych mu odbiorców. W drugim dominantą staje się usiłowanie dotarcia do jego twórcy, a utwór jest traktowany jako wyraz jego intencji. Modelom tym odpowiadają liczne i rozmaite koncepcje interpretowania dzieł literackich, jakie funkcjonują w nauce o literaturze, przy czym w pierwszym wypadku charakterystyczne jest dążenie do rekonstruowania pierwotnej sytuacji komunikacyjnej, kontekstu społeczno-historycznego, udokumentowanych lub przypuszczalnych odczytań dzieł choćby sprzecznych z zamierzeniami autora; w drugim – dociekanie znaczeń intencjonalnych skłania do przywoływania różnorodnej dokumentacji biograficznej. Od wiedzy o przeszłości dominującej w modelu historycznym – w psychologicznym punkt ciężkości przenosi się na intuicję interpretatora, jego zdolność wczuwania się w domniemane intencje twórcy.

Gadamer zdecydowanie odrzuca obydwa typy postępowania, uznając ich cele za nieosiągalne. Interesują go nie pierwsi odbiorcy czy autor, lecz zrozumienie tekstu, ale odrzuca także np. strukturalistyczne interpretacje immanentne. Rozumienie według niego z zasady narusza ramy zakreślone intencją twórcy. Węzłowe problemy rozpoznawane w tekście odbiorca powinien móc uznawać za własne, za odpowiedzi na ważne dla niego pytania, ale to powoduje zmianę pierwotnego horyzontu tekstu, jego zespolenie z własnym, a więc horyzontem czasu i miejsca interpretującego. Tylko te pytania – nieprzewidywalne dla twórcy i naturalną koleją rzeczy różne od stawianych przez poprzednich i pierwszych odbiorców – są rzeczywiste z perspektywy konkretnego aktualnego aktu odbioru. Ujmowanie sensu w odniesieniu do własnego pytania oznacza jednak wyjście poza pierwotne znaczenie tekstu i podaje w wątpliwość autonomię dzieła.

Tak więc, aby utwór literacki przemówił do nas, musimy być otwarci na jego przesłanie, musimy odnieść go do naszego świata i czasu, zawiesić kategoryczność własnych przeświadczeń i być gotowi do ich konfrontacji z przeświadczeniami znajdowanymi w odczytywanym tekście. Z tego, co istnieniem swym i postacią ów tekst zaświadcza, powinniśmy przenieść uwagę na to, co potrafi ważnego powiedzieć nam. Wpływ interpretatora na rezultat jego zabiegów jest nie do wyeliminowania i nie trzeba wcale do tego dążyć. Znaczenie przestaje być czymś rozpoznawanym czy rekonstruowanym i danym jako przedmiot poznania, lecz powstaje w trakcie interpretacji. Mówi coś o czymś, wymaga wiec odniesienia i to do rzeczywistości interpretatora, skoro ma być prawdą ważną dla niego. Odniesienie tekstu do sytuacji, w której jest przez kogoś rozumiany, jest według Gadamera stałym składnikiem interpretacji hermeneutycznej i sprawą o zasadniczym znaczeniu. Przez odniesienie to konkretyzują się znaczenia i staje się możliwe przyswojenie konstruowanej z nich prawdy.

W dotychczasowych teoriach i procedurach interpretacji zwykle akcentowano właściwe rozpoznanie własności dzieła jako obiektu, Gadamerowi zależy na rozszerzeniu wiedzy o nas samych, a za wartościowe uznaje doświadczenie kontaktu, które przeobraża tego, kto w nim uczestniczy. Hermeneutyczna koncepcja interpretacji w wersji Gadamerowskiej bliska jest nieprofesjonalnym sposobom odbioru literatury i je poniekąd uprawomocnia.

Poglądy Paula Ricoeura uprzystępnia polskiemu czytelnikowi przede wszystkim przekład wyboru esejów "Język, tekst, interpretacja" wydany w 1989 r. w PIW-owskiej "Bibliotece Myśli Współczesnej". Jednym z punktów stycznych pomiędzy nim a Gadamerem jest przekonanie, że tekst nie tylko coś mówi, lecz i o czymś, a jego prawdy stają się dostępne pod warunkiem odniesienia go do rzeczywistości interpretatora. Opiera się to m. in. na przeświadczeniu o referencyjności języka, który nie mógłby niczego znaczyć, gdyby z jego istota nie wiązało się odniesienie do czegoś poza nim. Definicja znaku uwzględniająca wewnętrzne zróżnicowanie między znaczącym i znaczonym zakłada bowiem odniesienie do czegoś, co jest przez znak zastępowane.

Odpowiedź na pytanie, czym jest wyjaśnianie i rozumienie utworu literackiego, poza dość skomplikowanym kontekstem filozoficznym, jest uwikłana u Ricoeura w problematykę dyskursu* przerastającą skromne ramy podjętej tu prezentacji. Interpretację badacz francuski pojmuje jako przejście od rozumienia do wyjaśniania i następnie pojmowania. "Na początku tego procesu rozumienie będzie naiwnym uchwyceniem znaczenia tekstu jako całości. Po raz drugi, jako pojmowanie, będzie ono stanowić wyrafinowany sposób rozumienia, oparty na procedurach wyjaśniających. Na początku rozumienie jest domyślaniem się, w fazie końcowej pozostaje ono zgodne z pojęciem przyswojenia"*.

Znaczenie tekstowe ma coś w rodzaju semantycznej autonomii, a w piśmie nie utożsamia się już ze znaczeniem mentalnym czy też autorską intencją tekstu: "dlatego, że znaczenie przekracza intencję, rozumienie rozgrywa się w niepsychologicznej i czysto semantycznej przestrzeni wykrojonej przez tekst w wyniku zerwania więzi łączącej go z autorem i jego intencją. (...) Jeżeli obiektywne znaczenie jest czymś innym niż subiektywna intencja autora, to może być ono konstruowane na wiele sposobów. Nieporozumienie jest możliwe, a nawet nieuniknione"*. Choć nie ma reguł trafnego domyślania się, interpretacja nie staje się przez to dowolna, a wiec i bezsensowna, istnieją bowiem metody uprawomocniania naszych lekturowych domysłów:,,są one bliższe logiki prawdopodobieństwa niż logiki weryfikacji empirycznej"*.

Uprawomocnienie nie jest wiec w ścisłym znaczeniu weryfikacją, bo wykazanie, że wedle naszej wiedzy jakaś wykładnia utworu jest bardziej prawdopodobna, różni się od udowodnienia prawdziwości wniosku. Domysł i jego uprawomocnienie odnoszą się do siebie, ale z koła hermeneutycznego nie czyni to błędnego koła. choć jego niebezpieczeństwo zaistnieje, jeśli nie zdołamy uniknąć miedzy nimi relacji samopotwierdzania. Uprawomocnianie polega m. in. na kwestionowaniu prawomocności. Sposobów odbioru tekstu jest wiele, ale rywalizujące odczytania nie są sobie równe. Przyjęta interpretacja musi być bardziej od innych prawdopodobna, a tekst daje ograniczone pole wykładni możliwych do skonstruowania.

Na wiedzę, którą bierze się pod uwagę w procedurze uprawomocniania, składają się m. in. informacje o autorze i jego życiu, ale informacje te nie stanowią kryterium oceny interpretacji. Ich prawomocność ostatecznie nie opiera się na rozpoznaniu, co autor miał na myśli, a jedynym sposobem przejawiania się intencji wyczytywanych w tekście pisanym jest znaczenie słowne jego samego. Znaczenie to nie zależy wyłącznie od użytkownika – jest według Ricoeura realną rzeczywistością, "na którą kieruje się wypowiedź".

W tekście pisanym utworu literackiego zachodzi rozszerzenie możliwości odnoszenia do rzeczywistości. Wypowiedź odnosi się już nie do określonej sytuacji, jak w realnie prowadzonych rozmowach, lecz odpowiada jej świat, który może być przywołany słowami. Rozumienie jest nastawione na obraz świata odsłonięty przez odniesienia tekstu, oznacza przechodzenie "od tego, co zostało powiedziane, do tego, o czym się mówi"*. Nie chodzi więc o mniej lub bardziej intuicyjny wgląd w sprawczą intencję, ale o pojmowanie sensu jako płynącego od tekstu zalecenia, by w pewien sposób myśleć i w nowy sposób patrzeć. "Tekst mówi o świecie możliwym i możliwym sposobie orientowania się w nim"*.

Ostatecznym celem wszelkiej hermeneutyki jest przyswojenie czegoś, co było cudze, obce. Interpretacja ostatecznie zmierza do aktualizacji znaczeń dla czytającego, co może budzić obawy, że znaczenie tekstu uzależnia się od możliwości interpretatora, ale obserwacja lektur nieskutecznych potwierdza wpływ, jaki na efekt ma prosta sprawność. Poza tym "rozumieć" według Ricoeura "nie znaczy dokonywać projekcji siebie w tekst, ale uzyskać poszerzenie jaźni dzięki obcowaniu z proponowanymi światami, stanowiącymi prawdziwy obiekt interpretacji"*.

Sprawą zasadnicza dla dzieła literackiego jest, "aby wykroczyło poza uwarunkowania psychospołeczne swego powstania i aby otworzyło się dzięki temu na nieograniczony ciąg odczytań, które same z kolei osadzone są w rozmaitych kontekstach społeczno-kulturowych. (...) tekst powinien móc uwolnić się od swego kontekstu, tak aby dać się następnie umieścić w odmiennym kontekście, w nowej sytuacji: tego właśnie dokonuje akt czytania"*. Lektura tekstu zapisanego uprzytamnia, że nie ma już wspólnej sytuacji dla nadawcy i odbiorcy i konkretne wskazywanie przedmiotów ustaje. Typowy dla literatury jest brak bezpośrednich odniesień do zewnętrznej rzeczywistości, zarazem "nie ma dyskursu aż tak fikcyjnego, który by nie sięgał rzeczywistości, jednakże na innym poziomie, bardziej podstawowym niż właściwy dla dyskursu opisowego, stwierdzającego, pouczającego, który nazywamy językiem codziennym"*. Co więcej, likwidacja za sprawą fikcji odniesienia na pierwszym poziomie jest warunkiem umożliwiającym odniesienia na drugim, na którym język dosięga w świecie nie tylko obiektów, lecz także tego, co Heidegger nazwał "byciem-w-świecie".

Wydaje się, że dosłowne i bezkrytyczne przyjęcie krańcowych wniosków, jakie mogą wynikać z pobieżnego zapoznania się z tezami współczesnej hermeneutyki, byłoby równie niewłaściwe, jak ich pominięcie. Zmuszają one przede wszystkim do przemyślenia rzeczywistej sytuacji komunikacyjnej lektury dzieł literackich. Niewątpliwie naszym partnerem jest w niej realnie nie autor, lecz dzieło odbierane jako tekst zapisany, a więc z wszystkimi tego konsekwencjami. Czy wysiłek rekonstruowania intencji nadawcy – w pełni nigdy nie uwieńczony powodzeniem – jest zupełnie bezcelowy? Między naiwnością w dążeniu ku prawdzie a poniechaniem poznania wobec nieosiągalności prawd absolutnych jest wiele ścieżek i krytycyzm poznawczy każe nieustannie poszukiwać i wybierać lepsze z nich, choć lepsze tylko relatywnie. Sens tekstu kształtowany w interpretacji jest od niej zależny i to powinno uprzytamniać, że tworząc w pewnym sensie partnera komunikacji musimy ograniczać arbitralne poczynania i eliminować siebie, bo inaczej rzeczywiście będziemy "rozumieli" tylko to, co sami włożymy w tekst. Ważny szczególnie w szkolnej sytuacji odbioru dzieł literackich jest postulat, by niczego nie "wiedzieć" z góry, lecz dostrzegać nowe możliwości postrzegania świata, jakie w rzetelnej interakcji z. tekstem zarysowują się przed odbiorcą w postaci oferowanych mu perspektyw poznawczego oglądu świata.

Ważny i stanowczo niedoceniany jest dystans obcości, nierozumienie, które szkoła panicznie tępi w zarodku pozbawiając procesy poznawcze najważniejszego bodźca. Rozumiemy istotnie to, co wiedząc już wcześniej bezwiednie wpisujemy w przedmiot poznania, ale na szczęście nie rozumiemy w nim wszystkiego (przynajmniej początkowo), nie rozumiemy właśnie tego, co jest nową możliwością oglądu świata także realnego rozpoznawaną w perspektywie świata będącego odniesieniem tekstu. Ta nowa możliwość przyswojona w lekturze to właśnie rozszerzenie horyzontu określającego jakość bycia w bycie percypującego "ja", o którym była wyżej mowa.

Propozycje hermeneutyki nie zawierają szczegółowych wskazań co do techniki analizy utworu literackiego, a w zakresie interpretacji odnoszą się nie tyle do sposobu jej przeprowadzania, co raczej do pojmowania efektów i celu działania. Dystans obcości stanowiący zarazem obiekt i warunek przezwyciężania nie musi mieć wymiaru wyłącznie historycznego, jak sugeruje Gadamer, ale uprzytamniający ów dystans utwór godny analizy i interpretacji powinien być dla odbiorcy zadaniem – niezależnie od tego, czy za sprawcę uznamy tekst opierający się odczytaniu, czy intencje twórcy, do których odgadnięcia czy rekonstrukcji ów tekst stanowi drogę.

Przyjrzyjmy się np. wierszowi Zbigniewa Herberta Do pięści z tomu "Hermes, pies i gwiazdy". Jakie czekają nas w nim nierozumienia, które będziemy przezwyciężać interpretacją wypływającą z naszej świadomości i przez nią w znacznej mierze determinowaną? Co to znaczy my? – przecież różnimy się, choć zarazem jesteśmy do siebie podobni w pewnym zakresie i na te same bodźce reagujemy tak samo. a więc przewidywalnie. Właśnie to pozwala nam zresztą komunikować się między sobą a także z dziełami literackimi.

Tekst wiersza mówi o czymś, a odniesienia słów, z których się składa, podporządkowane są pewnym systemowym regułom. Ich znajomość to nasza kompetencja komunikacyjna – w tym wypadku także kultura literacka. Sprawia ona, że szybko orientujemy się w znanych już z doświadczenia kompleksowych rozwiązaniach, ale obszarem działań owocnych i zajmujących nie jest potwierdzanie doświadczeń, tylko nabywanie nowych.

"Do pieści" – a więc jak w innych adresujących inwokacjach, ale czy według formuły: "Do Justyny", "Do cnoty", czy... "Do knuta", gdzie uchwytny poprzednio ton pochwalny został tu zawieszony przez osobliwie z nim współgrający przedmiot. Można się bowiem płaszczyć przed przemocą i jej uosobieniem, ale zwykle w takich razach dbałość o pozory skłania do kamuflujących podstawień. Pamięć stylów komunikacyjnych choćby ostatniego półwiecza zwalnia od przytaczania przykładów.

Co to jest pięść? – pięć palców... zgiętych... w splot, czy może węzeł, węzeł w mózgu... Domysł i tylko domysł prowadzi nas ku intencjom poety, ale coś jego prawdopodobieństwo czy prawdopodobieństwo odczytań tekstu określa i ewentualnie zwiększa. Odniesienia słów nie są przecież dowolne, a ich przewidywania pozwalają zdarzenie lektury jako akt komunikacji przewidywać i celowo aranżować. Podążanie tym tokiem rozumowania hermeneutyka opatruje znakiem ostrzegawczym, ale traktowanie go jako bezwarunkowego zakazu byłoby przesadną ortodoksją.

Co znaczą palce chodzące po strunach (granie) i zaraz potem jak żelazo zginające się – nie: mające się zgiąć (czas przyszły: "zegną się") w ogniu... w splot martwy poprzedzony jakby ekwiwalentnie użytym owocem granatu? Czy splot dopowiada wyjaśniająco owoc, jak intonacją i pauzowaniem oddać (tzn. odtworzyć intencjonalne czy wybrać spośród możliwych, lecz nie równie prawdopodobnych) relacje między składnikami frazy? "Owoc granatu – martwy splot"? Jeżeli znane czytelnikowi teksty kultury nie utrwaliły związku frazeologicznego owoc granatu, jeżeli (co nie jest wykluczone np. wśród chłopców) granat kojarzy się przede wszystkim z rodzajem pocisku (następstwo "żelaza", "ognia" i cierpienia, skoro to "jak żelazo" zegna się przecież "palce") można się dziwić wówczas skojarzeniu owego wojskowego granatu z martwym splotem... palców, ale jego najczęściej oglądany kształt naprawdę przypomina pięść, tyle że z żelaza – martwą. Ręka tym pociskiem (rzuconym) może ugodzić, zabić, a pięść to z drugiej strony najprostszy oręż – instynktownie w stan pogotowia wprowadzany i używany. Nie jest to wersja znaczeniowo bogatsza, a więc lepsza od owocu granatu przywołującego tak liczne skojarzenia, a tu zrównanego niejako dość nieoczekiwanie z martwym splotem. Czemu?

Kiedy jednak palce – jak kwiaty dłoni – rozchylą się – mogą nie tylko poruszać się po strunach, być "paziami pieszczot", zginać się nie jak żelazo w ogniu, lecz jak kolana w jakże znaczącym i budzącym skojarzenia uklęknięciu. Zgięte są także sposobnym narzędziem do zdzierania "czułego jedwabiu", wreszcie mrą śmiercią liści, które wcześniej i oczywiście przypominają kształtem.

Pięć palców otwartej życzliwie i przyjaźnie dłoni może ważyć (i dawać) życiodajne ziarno, snuć długiego dnia... kokon. Elementami, które zasadnie możemy podejrzewać o spełnianie istotniejszej funkcji znaczeniowej, są tu nić (dnia) i kokon. Co mówią, przywołują bezpośrednio i na zasadzie skojarzeń? Niczego nie wiedzieć z góry – to postulat słuszny jako wytyczna postępowania przynoszącego "otwarcie się na tekst". Wiemy jednak z góry i z pewnością wystarczająco wielką, by zwykle obywało się to bez świadomej refleksji, że np. dłoń wita, umożliwia kontakt poznawczy, gdy dotykiem zdaje sprawę, czuły, gdy pieści, a odruchowo lub świadomie zaciśnięta w pięść – grozi. To jakby próg oczywistości pozwalający wybić się w nieznane.

W horyzoncie tekstu pojawia się odniesienie od sceny miłosnej, a czytelnik – na miarę swych doświadczeń i wyobraźni, wrażliwości językowej i nie tylko – próbuje doprowadzić do zespolenia tego horyzontu z własnym, którym dysponował w drwili lektury i przed nią. Palce teraz już obu dłoni – usłużni wykonawcy (jak pazie) – łączą pokorną uległość z brutalnością (paziom to nie przystoi, ale sztuka miłości na ogół zaleca), by zedrzeć jedwab metonimicznie przywołanej szaty. Czemu jednak jedwab i do tego "czuły"? Niekiedy najlepiej funkcje i znaczenie obiektu uprzytamnia próba zastąpienia go innym: "czuły barchan" – bardzo zdrowy i miękko oblekający członki, ale w jego "czułości" jakby brakowało erotyzmu sugerowanego przez pozostałe składniki wypowiedzi; "czuły stylon" – zbyt realny, by uszedł właśnie na serio, bez żartobliwego dystansu. Na semantykę owego "czułego jedwabiu" złożyły się wieki funkcjonowania tkaniny będącej oznaką wytworności, luksusu, w czym miały swój udział trudności wytworzenia i uzyskania dziś już prawie niewyobrażalne, a także niezrównane właściwości jej faktury.

Kokon i domyślna nić ("snują") z obszaru konotacji jedwabnej tkaniny pojawia się 4 wersy dalej, by snucie przywiodło na myśl czynność Parek i z długiego dnia uczyniło otulinę przeobrażającego się życia. I znów rewelacyjna oczywistość: stulone dłonie dają także ochronę temu, co się w nich ukryje. Palce zwarte, ale inaczej niż w pięści ujawniają też odmienne możliwości znaczeniowe. Za nitką, która po przejściu "wielkiego rządcy" (?) "mąci się" splątania (był już "splot") użyczając przyjaźni ("otwartej" nieco wcześniej i ważonej obok ziarna na dłoni jak ona w domyśle znacząco otwartej), obok makówki pustych słów i krwi zakrzepłej "w sztandarach" (nie "na" a "w") – przejdźmy od razu do ostatniej zwrotki. Znów pojawiają się w niej tak zwykłe, a przecież zagadkowe palce i pieść: "palców węzeł ponad głową".

Z perspektywy zwykłego użycia językowego węzeł palców jest nie tylko niezrozumiały, ale wręcz niemożliwy. Zaistniał jednak dzięki tekstowi – co wobec tego wskazuje w sferze odniesień, jakie może być tego czegoś znaczenie, co pozwoli dostrzec i pojąć? Palce dłoni splecionych tak ciasno, że może to przypominać realnie w tym wypadku niemożliwy węzeł, wzniesione są ponad głową w geście coś znaczącym podobnie jak owo kurczowe splecenie palców. To, co uznamy za wykładnie znaczenia owego gestu, będzie przypuszczalnie zwykłe i znane, jak gest rozpaczy wielekroć postrzegany i być może także powtarzany, ale droga do tej prawdy tymczasem okazała się na tyle niezwykła, że można ją uznać za rozszerzenie horyzontów przynajmniej naszej wiedzy o możliwościach ekspresji językowej.

Węzeł – najwyraźniej istotnie "węzłowy" i zmuszający do przemyśleń od nowa nie tylko nawyków mowy, ale i pojmowania światła – "taki sam" pojawia się w mózgu. Relacja miedzy trzema rzeczownikami ostatniego wersu w braku tekstowej instrukcji pauzowania jest zatarta. Czy warianty rozwiązania są równoprawne, równorzędne i równie prawdopodobne? W podobnej sytuacji przy końcu pierwszej strofy prawdopodobieństwo (także chyba autorskich intencji) nie przemawiało za wersją odrywającą "owoc" od "granatu". To rozumienie, że "węzeł w mózgu" jest w jakimś sensie ekwiwalentem pieści, jak i odmienne, że taka relacja zachodzi miedzy węzłem (przed pauzą) a "w mózgu pięść" (po pauzie), jest równoprawne, bo zapis dopuszcza obie wersje. O ich równorzędności albo lepszości czy gorszości przesądzi uznanie, że pięść symbolizująca wrogość i przemoc jest węzłem, a więc czymś, co jak on zatrzymuje swobodne rozwijanie się myśli, nie zaś że węzeł symbolizujący unieruchomienie myśli przez powikłanie jej wątków jest owa pięścią z wszystkimi skojarzeniami, które wywołuje. Swego rodzaju symetria między wyrażeniami "węzeł ponad głową" i "węzeł w mózgu" przemawia za większym prawdopodobieństwem wersji pierwszej i może przechylić szalę na jej rzecz pod warunkiem, że poprzednio obie wersje wydawały się równie dobre. Jeśli czytelnikowi – zanim dostrzeże ową symetrię i uzna ją za rację nierównego prawdopodobieństwa – wyda się, że ciekawsze perspektywy otwiera wersja druga, może to sprawić, że jej już nie dostrzeże lub zlekceważy jako przesłankę rozumowania. W rezultacie lepsze w subiektywnym odczuciu uzna arbitralnie także za bardziej prawdopodobne. Nie byłoby to jednak rzetelne wobec tekstu, którego sygnałów nie wolno lekceważyć.

Przypisy

  1. W sensie rozmowy, mowy, w duchu de Saussureowskiej opozycji do systemu, który czyni je możliwymi, a więc w kombinacji słów mogącej coś znaczyć. "Tylko przekaz daje językowi aktualność, a dyskurs funduje samo istnienie języka, ponieważ tylko odrębne i każdorazowo niepowtarzalne akty dyskursu aktualizują kod. (...) akt dyskursu nie jest tylko czymś przejściowym i znikającym. Może on być identyfikowany i ponownie rozpoznany jako ten sam, możemy także coś powiedzieć ponownie (...) wyrazić innymi słowami. Możemy wreszcie coś przetłumaczyć z jednego języka na inny. We wszystkich tych transformacjach akt dyskursu zachowuje tożsamość (...) zawartości zdaniowej tego co powiedziane". P. Ricoeur, op. cit. s. 76.

Źródło: "Polonistyka" 1995, nr 2.

Opublikowano 21.08.2013 r.

SHI
Ostatnie zmiany