
Robert
Psy gryzą się nad kością – ludzie nad cieniem
Cieniem przykryte moje ramiona
Ciepło ciemności czuję
Zdać by się mogło że to ona
A to tylko słońce wędruje
Jej włosy w aureoli tęczy
Oczy ugrzęzły w ich głębi
Wieczorny promień, światło się już męczy
Noc i tak wszystko oziębi
Czas właśnie rozpoczął swoje istnienie
Ogrzeję swą słabość przy Tobie
Pierwsze wspólne radosne spełnienie
I nic nie wiemy o sobie
Teraz chodź weź mnie za rękę
Zwab mnie swoją pieszczotą
Przeżyjmy razem niebiańską mękę
Będziemy nieuchwytną tęsknotą
Pamiętaj nie wszystko jest złudzeniem
Choć nie zawsze mówię Ci co czuję
Niebo zawsze było natchnieniem
Zapomnij o tym świat zawiruje
Bawią się kształtem jak kora usta Twoje
Jak parasol nade mną się wznoszą
Gną się jak drzewo usta moje
Milczę tylko oczy proszą
Wieczność zamyka się w tumanie snu
Ideał zamyka się w prostym geście
Będziemy dla siebie aż braknie tchu
Niebo krzyknie nam jesteście
Dopiero świt przyniesie westchnienie
Kropla rosy na rozpalonej twarzy
Minie wieczorne słońca natchnienie
Cień za mną znowu się rozżarzy
Wszystko uleci w przyszłość jak ptaki
Nocna baśń sennego trwania
W powietrzu zawiśnie morał taki
Poznaj treść oczekiwania
Pamiętaj nie wszystko jest złudzeniem
Choć nie zawsze mówię Ci co czuję
Niebo zawsze było natchnieniem
Zapomnij o tym świat zawiruje
Znowu błądzę myślami po cieniu
Twoje oczy nieba zaćmienie
Znowu chwila ulega olśnieniu
Gonię nasze przeznaczenie
1992