IV Olimpiada 1974 (11)

Jan Andrzej Morsztyn – Przechadzka
Bolesław Leśmian – W polu

Trudno mi w ogóle porównywać Leśmianaz kimkolwiek, ponieważ dla mnie jest on jedyny w swoim rodzaju i absolutnie nieporównywalny. Tym bardziej z Morsztynem, przedstawicielem epoki, której nie lubię. To na początek, żeby wyjaśnić, dlaczego przy analizie wierszy moja sympatia dla jednego z poetów będzie wyraźna.

Co wspólnego może mieć Leśmian z Morsztynem? Pozornie niewiele. Morsztyn – twórca barokowy, z zamiłowaniem do hiperbolizacji, kontrastów, kunsztownej i misternej formy. Leśmian – poeta tworzący niezależnie od ówczesnych prądów literackich, choć często nazywany symbolistą lub zaliczany do grona poetów Młodej Polski. Co może ich łączyć, kiedy dzieli tak wiele? [...]. Wiersze są przecież zupełnie różne. A jednak mają pewne cechy wspólne [...].

Zacznijmy od tematów obu wierszy. O czym traktuje Przechadzka? Punktem wyjścia jest ogród – miejsce, po którym przechadza się nieszczęśliwy kochanek i rozmyśla o swej nie odwzajemnionej miłości. Autor przeciwstawia szczęście ogrodu swemu nieszczęściu. Ogród jest szczęśliwy, bo ma zieloną trawę, piękne kwiaty, jest odwiedzany przez wiatr, przez zakochane ptaki. [...] W wierszu tym jakiekolwiek zmiany ogrodu, jego elementy, obrazy, stany są porównywane, zestawiane z nieszczęśliwą miłością autora, okrucieństwem jego wybranki. [...] Morsztyn wszędzie, w każdym obrazie, widzi potwierdzenie swych cierpień i każdy najdrobniejszy szczegół może przywołać tylko myśli rozpaczliwe, gorycz i żal z powodu nie odwzajemnionej miłości. To naturalne. Podczas przechadzki po ogrodzie poeta, będąc w takim stanie duchowym, może myśleć tylko o jednym, jest obsesyjnie trawiony przez wciąż te same myśli. Jest więc oczywiste, że na cokolwiek natrafi jego wzrok, to na zasadzie skojarzeń zdeterminowanych szczególną sytuacją obiekt ów zostaje natychmiast związany z nieszczęściem poety. I tak cały wiersz oparty jest na zasadzie porównań: labirynty ścieżek i ciemne drogi miłości, szum wiatru i westchnienia nieszczęśliwie zakochanego itd.

Jak Morsztyn traktuje ogród, a więc przyrodę? To jest ważne dla wykazania jego wpływu na Leśmiana*, bo wiemy, jak bardzo osobisty stosunek miał Leśmian do natury. Wiersz Przechadzka zaczyna się od apostrofy, poeta prosi ogród o pozwolenie na spacer, o odpoczynek w jego cieniu. A więc traktuje go jak żywe stworzenie, partnera równego sobie. Jednak nie znajduje w nim ukojenia i utwór kończy się postanowieniem, że poeta nie przyjdzie do ogrodu, dopóki nie zginą jego troski. A więc przyroda nie pomogła mu. Jest tylko tłem, narzędziem mającym pomóc w lepszym oddaniu bólu autora, dzięki porównaniu jego stanu ze stanem ogrodu. W przeciwieństwie do Leśmiana, Morsztyn zaznacza granicę między przyrodą a człowiekiem, oddziela od siebie te dwie formy istnienia, choć nie zaprzecza możliwości oddziaływania ich na siebie.

Leśmian pokazuje swoje "pole" inaczej. W kolejnych obrazach przedstawia nam wzajemne przenikanie natury człowieka, ich stosunek do siebie. Pokazuje jak gdyby człowieka w przyrodzie (co poeci czynili często) i przyrodę w człowieku (czego poeci przed Leśmianem nie czynili). Przyjrzyjmy się więc zawartości utworu zatytułowanego W polu. Dwoje ludzi wśród trawy, liści, owadów, słońca. Dwoje ludzi ze swoją miłością i – równolegle – przyroda ze swoim własnym życiem. Mało tego – w utworze tym każde zjawisko żyje na własny rachunek, odrębnie i niepowtarzalnie. A więc inne ma życie nadbrzeżna trawa, a inne jej odbicie w wodzie. Łątka, gorący ślimak, głosy bąków, maki i słońce – oraz piersi ludzkie spragnione słonecznego ciepła, dłonie ludzkie głaskające żywą – zdawałoby się – trawę. Wszystko to tworzy specyficzny Leśmianowski świat przyrody, dyszącej, wrzącej i barwnej. To nie człowiek mdleje od zapachu kwiatów, to one są odurzone wonią jego ciała. Nie człowiek tęskni do zieleni, ale ona do niego. Mam wrażenie, jak gdyby przyroda przytłaczała tu tych dwoje ludzi, panosząc się i nie pozostawiając miejsca na ich miłość. Ale nie. Znajdują oni w końcu zakątek dla swoich ciał, choć trawa, na której leżą, pozostaje dla nich nieznana, strzegąca swych tajemnic. Nie jest jednak na tyle obca, aby nie można jej dotykać, z ufnością i przyjaźnie. I taka jest przyroda W polu – niezależna, ale życzliwa człowiekowi, samowystarczalna, ale chętnie współistniejąca z człowiekiem na zasadzie symbiozy.

Morsztyn też w pewien sposób uczłowieczył przyrodę w swej Przechadzce, ale Leśmian poszedł dalej: odczłowieczył człowieka, zrobił go integralną cząstką natury. Łączy te dwa wiersze samo pokazanie przyrody i miłości, na równych prawach [...]

Łączy je również podobna budowa. Przechadzka jest pisana zwrotkami czterowersowymi, podobnie jak W polu. Strof Morsztynowych jest więcej. Nie jest to wiersz specjalnie regularny [?!|, choć pierwszy i ostatni wers mają jednakową liczbę sylab (11), jak również tę samą liczbę sylab mają dwa środkowe (po 13). W polu to utwór sylabotoniczny, o jednakowej liczbie sylab i jednakowo rozmieszczonych akcentach*. Występują tu rymy, które Leśmian stosował najczęściej, a więc krzyżowe (abab) oraz okalające (abba, których jest mniej). Morsztyn stosuje w Przechadzce tylko rymy krzyżowe. [...]

Ale porównajmy brzmienie obu wierszy, ich dźwięk i rytm, temperaturę i koloryt. Utwór Leśmiana jest płynny, miękki, melodyjny, sprawia wrażenie ciepłego szumu wiatru, nie pozbawionego jednak pierwiastków dzikiej wichury. Jest spocony, gorący, naładowany grą świateł i gamą kolorów: zielenią, złotem, szafirem, bielą. Lśni. Jest żywym kalejdoskopem. Wszystko jest w nim w ruchu, skrzy się i migoce, choć pozornie obraz jest statyczny, uchwycony aparatem fotograficznym. Ten utwór ma smak i zapach.

Wiersz Morsztyna jest bardziej chropowaty, nieregularny, powiedziałabym – oporny w czytaniu. Na pewno w dużej mierze sprawia to jego budowa wersyfikacyjna. Jest raczej ciemny – zieleń ogrodu wydaje się ciemna, sprawiają to chyba liczne drzewa, które ocieniają ścieżki. Jest również ciepły, ale sprawia to nie słońce, lecz para z łez i westchnień zakochanego, jego rozpaczliwe myśli i pełne żalu spojrzenia. Tak jak podoba mi się u Leśmiana jego płynność, tak lubię Morsztynową pozorną nieskładność, która daje wrażenie, jakby czasami w wersie,było słów za mało, a czasami za dużo. Jeśli przeczytamy oba te wiersze jeden po drugim, uderzy nas jednak pewne podobieństwo, choć brzmienie mają inne. Co to jest? [...] To styl, to język, choć dzielą ich epoki. Tak, niewątpliwie Leśmian przejął coś z baroku, a konkretnie z Morsztyna. [?!] Tylko co? Upraszczając sprawę, można powiedzieć, że zamiłowanie do wymyślnych metafor, dziwnych porównań, bogatych zdań, bogatych kontrastów. Ale ta sprawa jest zbyt istotna, by zakończyć ją tym stwierdzeniem. Zajmijmy się bliżej językiem i stylem obu poetów.

Przechadzka jest oparta na porównaniach i przenośniach (i tak wyjątkowo jasnych i mało wymyślnych jak na Morsztyna). Morsztyn skonstruował ją w ten sposób, że pierwsze dwa wersy każdej strofy, opisują jakiś szczegół dotyczący ogrodu, a dwa następne – myśli, jakie;się nasuwają w związku z tym obrazem przyrody. Nie ma tu zbyt wiele tak lubianych przez Morsztyna kontrastów. Są natomiast liczne zdrobnienia, mające na celu przekonać czytelnika, jak niezmącone jest szczęście ogrodu (kwiateczki, gałązki, ptaszęta), są peryfrazy (np. zamiast napisać wprost o cierpieniu swoim, Morsztyn pisze o "utajonych nożach w sercu"). Stosunkowo niewiele jest również epitetów i powtórzeń, bo tylko niektóre zwrotki zaczynają się od powtarzanego słowa "jeśli". Morsztyn powtarza również spójnik "i". Powtórzenia te dają wrażenie pewnej monoton-ności, stylizują wiersz na skargę, pieśń zawodzeń i goryczy pełną.

[...] Styl Morsztyna jest – przyznaję – oryginalny. Lekki, swobodny, słowa zdają się zabawką pod piórem autora. Metafory i rymy niewymuszone, zgrabne, całość subtelna i interesująca. [...] Wiersz czytany dzisiaj wcale nie sprawia wrażenia przestarzałego i archaicznego. Wprost przeciwnie, tchnie świeżością i współczesnością (nie na darmo szuka się częstokroć wspólnych cech baroku z poezją współczesną i nawet odnajduje się takowe, jak np. hiperbolizacja, turpizm).

Muszę koniecznie wspomnieć o jednym zwrocie z Przechadzki, który mi się nadzwyczaj podoba: ptaszki "spajają z sobą nosek krzywy". Tak Morsztyn napisał o ptasim pocałunku. Ładnie.

Charakterystyczny dla Morsztyna jest jeszcze szyk przestawny, którym posługuje się chętnie i plącze myśli przeciętnemu człowiekowi. Ale co za uciecha analizować takie poprzecinane, nieprawidłowe zdanie! Jaka przyjemność w odnajdywaniu w nim sensu! To przejął Leśmian. [?!] I on również, choć w sposób mniej skomplikowany, dowolnie przestawia wyrazy w zdaniu. Co przejął jeszcze? Przyjrzyjmy się takim słowom w Przechadzce, jak: niesmak, smętek, poigrywa, żałośliwy. Są to słowa, które potem polubi Leśmian i opierając się na staropolszczyźnie, wykorzystując ogromne możliwości słowotwórstwa polskiego, zacznie tworzyć pochodne im wyrazy i mnóstwo nowych, własnych. To że strumień pali się na oślep, nie oznacza nic innego jak to, że pali się on oślepiająco i ślepo. Płotka znikliwsza od strzały jest po prostu od niej szybsza, a więc prędzej znika. Polśnione zwierciadła – polanę lśniącą powłoką. I tak dalej. Oto cała tajemnica Leśmianowskich neologizmów, choć nie wszystkie dają się tak prosto wyjaśnić.

W porównaniu z Przechadzką w wierszu Leśmiana jest dużo więcej epitetów i chyba bardziej oryginalnych. Zjawisko to opiera się na zasadzie antropomorfi-zacji przyrody, która jest rzeczywistą bohaterką utworu. Dzięki temu zabiegowi kamień ma prawo być brodaty, mech ruchliwy, a koniczyna zsiwiała. Cisza może parować, maki – mdleć, a zieleń – tęsknić. To wszystko może istnieć, bo nastała godzina taka, a nie inna, bo taki jest język Leśmiana. [...]

Tak więc jest pewne podobieństwo między słownictwem i stylem Morsztyna i Leśmiana. I jeszcze jedną cechę, tym razem zewnętrzną, mają wspólną: obaj [poeci] bardzo długo byli nie doceniani i lekceważeni, przez długi czas nie zajmowali właściwego sobie miejsca. Dopiero dziś zaczyna się o nich coraz częściej mówić i pisać, wykazując jednocześnie współczesność ich twórczości. Ciekawe, czy Leśmian przyznawał się do swoich związków z barokiem?

[Uwagi o interpretacji]

Źródło: Olimpiada Literatury i Języka Polskiego, pod red. B. Chrząstowskiej i T. Kostkiewiczowej, Warszawa 1988, wyd II.