Julian Przyboś, Z błyskawic
Ze słów, którymi szliśmy, natchnieni, wierną aleją,
wynurzała się wzburzona rzeka;
mrok gęstniał w dwa równoległe brzegi, od kroków niestałe.
Liczyłem sekundy na drzewa, rozwahane zawieją,
i, w gniewie,
ramieniem wzdłużonym od okrzyku zerwałem
most, który się przed wzgórzem ociągał i zwlekał.
W orlim
dziobie urwiska
zawisła przestrzeń zdradzona przez burzę.
W glorii
pod uchyloną gałęzią latarni,
szepcząc, wiodłaś palcami srebrne linie oddaleń,
gdzie deszcz łamał ciemność w sztaby, zastygające w odlewie,
i gdzie bury upiór pociągu zabłąkanego w sygnale
przywalony horyzontem dymił i błyskał spod darni.
Sponad, 1930