Julian Przyboś, Pola pochyłe
Gdzież tu tworzyć zdarzenia i dzieje,
o co zaczepić ręce?
Tu – tylko się koło widnokręgu dzieje,
na którym czas niebo skłonił.
Rąk, które odwleka dłużyzna zagonów
daleka,
nie zaczepię o niezaznaczone granice, jak o nic.
Nie zaskoczy fakt, jak zając ze zroszonej runi.
Pragnienia, jak słońce,
pola pochyłe
stoczyły
po niezmierzonej równi.
Cicho.
Zmierzcha wypalony wieczór.
Spod barw wyziera ziemia – szczera,
każdy badyl, jak księżyc – osobny.
Głos – huczy, obrzmiały ciemnością, jak wyrok.
Słychać:
chłop sadzi w piachu swą wolę człowieczą
wynędzniały – na nowo.
Mrok mi, jak powinność, cięży.
Rola – prawdą surową.
I tylko księżyc nieprawdopodobny.
W głąb las, 1932