Czego dowiesz się sam, tego się nauczysz!
Ostatnie zmiany

Arystoteles, Metafizyka (fr., ontologia)

Istnieje nauka, która bada Byt jako taki (...) i przysługujące mu atrybuty istotne (...). Nie jest ona żadną z tzw. nauk szczegółowych, bo żadna z tych nauk nie bada ogólnie Bytu jako takiego, lecz wyodrębnia pewną cześć bytu i bada jej własności, jak na przykład nauki matematyczne. Otóż, ponieważ poszukujemy pierwszych zasad i najwyższych przyczyn, musi przeto istnieć Byt, do którego należą te zasady i przyczyny na mocy jego własnej natury. Jeżeli więc filozofowie poszukujący elementów Bytu poszukiwali tych innych zasad, z tego musi wynikać, że elementy Bytu są elementami Bytu nie akcydentalnego, lecz Bytu jako takiego. Dlatego i my również musimy się zająć poszukiwaniem pierwszych przyczyn Bytu jako takiego.

     "Byt" ma wiele znaczeń, jak wykazaliśmy poprzednio w księdze o różnych znaczeniach słów. Oznacza bowiem istotę albo określoną rzecz (...), jakość albo ilość, albo każdy tego rodzaju predykat. Jednak wśród tak licznych znaczeń "bytu" na pierwszym oczywiście miejscu jest istota, która oznacza substancję. Gdy bowiem pytamy o jakość rzeczy, odpowiadamy, że jest dobra albo zła, a nie że jest na trzy łokcie długa, czy że jest człowiekiem; gdy natomiast pytamy, czym rzecz jest, nie odpowiadamy, że jest biała albo ciepła, ani że jest na trzy łokcie, lecz że jest człowiekiem albo bogiem. Inne rzeczy nazywa się bytami jako że są, albo ilościami, jakościami lub stanem bytu, albo czymś innym tego rodzaju. Z tego też względu można by żywić wątpliwość co do tego, czy "chodzić", "być zdrowym", "siedzieć" są bytami czy nie, i podobnie w innych przypadkach tego rodzaju. Żaden bowiem z tych stanów nie ma sam przez się naturalnego istnienia ani też nie da się oddzielić od substancji, ale bytem jest raczej to, co chodzi, co siedzi, i to, co jest zdrowe. Wydaje się przeto, iż rzeczom tym przysługuje byt w najwyższym stopniu, jako że posiadają pewien określony substrat. A substrat ten jest substancją i rzeczą jednostkową, co się ujawnia przy orzekaniu o nim różnych własności. "Dobre" albo "siedzące" można powiedzieć tylko i wyłącznie o pewnej substancji. Jest przeto jasne, że każdy z tych stanów istnieje dzięki substancji. Zatem to, co istnieje przed wszystkim innym i co nie jest własnością niczego, lecz po prostu istnieje, powinno być substancją.

     Wyraz "pierwsze" ma także wiele znaczeń. Jednakże substancja jest pod każdym względem pierwsza: pod względem pojęciowym (...), poznawczym (...) i czasowym (...). Żadna bowiem inna kategoria nie może istnieć oddzielnie, a substancja tak. Jest pierwsza według pojęcia (definicji), albowiem w pojęciu każdej rzeczy musi być obecne pojęcie substancji. Ponadto sądzimy, że wtedy posiadamy najlepszą wiedzę o jakiejś rzeczy, gdy możemy się dowiedzieć, czym ona jest, na przykład, czym jest człowiek albo ogień, niż gdybyśmy się dowiedzieli tylko czegoś o jej jakości albo ilości, albo jakie zajmuje miejsce; wszak każdy z tych predykatów moglibyśmy dopiero wtedy dobrze poznać, gdybyśmy wiedzieli, czym jest ilość i jakość. Tak więc poszukiwania i dociekania istoty bytu dawne, obecne i ciągle podejmowane na nowo nie są niczym innym, jak próbą odpowiedzi na pytanie: czym jest substancja? Na ten temat wypowiadali się różni filozofowie: jedni twierdzili, że jest jednością, inni że wielością, jedni, że jest ograniczona, inni że nieograniczona. Przeto i my również głównie, a chciałoby się rzec wyłącznie, zamierzamy rozważyć, czym jest byt tak rozumiany.

     Wyraz "substancja" ma, jeżeli nie więcej, to przynajmniej cztery różne znaczenia. Przez "substancję" rozumie się mianowicie albo istotę albo ogół, albo rodzaj, a do tego można jeszcze dodać czwarte znaczenie, mianowicie substrat (...). Substrat jest to coś, o czym wszystkie inne predykaty są orzekane, podczas gdy on sam nie może już być orzekany o niczym. Dlatego też najpierw trzeba określić jego naturę, albowiem jak najbardziej wydaje się, iż w pierwszym rzędzie substrat jest substancją. W pewnym sensie substratem nazywa się materię, w innym formę, a w trzecim połączenie obydwu. Materią w moim rozumieniu będzie na przykład spiż, formą będzie zarys kształtu (...), połączeniem obydwu będzie posąg jako całość. Gdy przeto forma jest wcześniejsza od materii i przysługuje jej byt w wyższym stopniu, wobec tego musi być również z tego samego względu wcześniejsza od całości utworzonej z obu tych składników. Pokazaliśmy więc na przykładzie, co stanowi istotę substancji; że jest ona mianowicie czymś, co nie jest związane z substratem, lecz raczej czymś, z czym inne rzeczy są związane. Jednakże to określenie nie jest wystarczające. Sprawa jest jeszcze niejasna, a do tego materia staje się substancją; gdyby zaś nie była substancją, to nie wiadomo, czym by miała być. Jeżeli bowiem usunie się wszystkie atrybuty, to oczywiście nie pozostanie nic innego jak tylko materia. Atrybutami są właściwości działania i siły potencjalne ciał; a znowu długość, szerokość i wysokość są ilościami, a nie substancjami. Wszak ilość nie jest substancją, a jest nią przede wszystkim to, czemu owe własności przysługują. Gdy przeto usuniemy długość, szerokość i wysokość, wówczas, jak widać, nic nie zostanie prócz czegoś, co jest tymi własnościami określone. W świetle powyższych rozważań, materia musi się okazać jedną substancją. Materią nazywamy to, co samo przez się nie jest ani określoną rzeczą, ani nie jest ilością, ani żadną inną kategorią określającą byt. Wszak istnieje coś, o czym każda z tych kategorii może być orzekana, a co istnieje jakoś inaczej niż każda z tych kategorii (bo kategorie inne niż substancje są orzekane o substancji, a substancja o materii). Dlatego ostateczny substrat (...) nie jest sam przez się ani poszczególną rzeczą, ani określoną ilością, ani żadną inną kategorią; nie jest też ich zaprzeczeniem, bo również zaprzeczenia będą mu przysługiwały akcydentalnie. Z powyższych rozważań wynika, że materia jest substancją. Jest to jednak niemożliwe; wydaje się bowiem, że substancji przysługuje oddzielna egzystencja oraz byt jednostkowy. Z tego więc względu wydaje się słuszniejsze, żeby za substancję uznać raczej formę i z obydwu składników (tzn. z formy i materii) utworzoną całość niż materię. Jednakże nie będę mówić o substancji rozumianej jako połączenie materii i formy; jest ono późniejsze i oczywiste. Jest też jasne, jaka jest materia. Trzeba natomiast zająć się zbadaniem trzeciego rodzaju substancji (tzn. formy), bo to jest najtrudniejsze.

     Panuje zgoda co do tego, że za substancje można uznać pewne tylko twory zmysłowe, a zatem dociekania nasze powinniśmy zacząć od nich. Będzie wszak korzystne wyjść od tego, co jest lepiej poznawalne (bo wiedza naukowa) (...) u wszystkich powstaje w ten sposób: do tego, co jest mniej poznawalne z natury, przechodzi się od tego, co jest lepiej poznawalne. Podobnie jak w życiu praktycznym należy wychodząc od tego, co jest dobre dla każdego, sprawić, ażeby dobro ogólne stało się dobrem dla każdego; tak samo należy wychodząc od tego, co się samemu lepiej zna, starać się, aby to, co jest poznawalne z natury, stało się dla nas poznawalne. To, co jest poznawalne i pierwsze dla poszczególnych ludzi, jest poznawalne w bardzo niewielkim zakresie i nie obejmuje w ogóle albo tylko niewiele rzeczywistości. Jednak, wychodząc od poznania niejasnego i indywidualnego, należy dążyć do osiągnięcia poznania bezwzględnego zaczynając, jak powiedzieliśmy, od rzeczy znanych każdemu.

Wieczność materii i formy

Powstają tylko twory złożone

Wszystko, co powstaje, powstaje albo wskutek czegoś (rozumiem przez to początek stawania się), albo z czegoś (przez co znów chcę rozumieć nie brak, lecz materię, posługując się tym zwrotem tak, jak to już wyżej wyjaśniłem), albo staje się czymś, na przykład kulą, kołem czy czymś podobnym. Tak jak o substracie danej rzeczy nie decyduje to, że jest nim spiż, tak również i kula nie dlatego jest kulą, że jest przypadkiem ze spiżu. Albowiem wytworzyć jakiś konkretny przedmiot znaczy tyle, co wytworzyć go z substratu w pełnym znaczeniu tego słowa. Twierdzę, że zaokrąglić to nie to samo, co wytworzyć okrągłość lub kulę, lecz zgoła co innego; a znaczy to mianowicie tyle, co wytworzyć tę formę w czymś innym. Gdy się bowiem coś tworzy, to tworzy się z czegoś innego, z tego mianowicie, co stanowiło substrat tego wytworu. Na przykład, wytworzyć spiżową kulę to tyle, co z określonego materiału, mianowicie ze spiżu, sporządzić określoną rzecz: kulę. Gdyby zaś trzeba było wytworzyć sam substrat, to jasne, że jego wytworzenie musiałoby się odbyć w ten sam sposób, i to kolejne wytwarzanie ciągnęłoby się w nieskończoność. Jasne więc, że ani forma (czy też jakakolwiek nazwę należy nadać kształtowi rzeczy zmysłowych) nie powstaje, ani nie istnieje stawanie się formy ani istoty; jest ona bowiem tym, co powstaje w czymś innym, albo przez sztukę, albo przez przyrodę, albo przez jakąś zdolność. Wreszcie doprowadza się do tego, że spiżowa kula istnieje. A utworzona została ze spiżu i z kulistego kształtu, czyli w ten sposób, że się ten materiał ujęło w taką właśnie formę i w wyniku tego powstała kula spiżowa. Gdyby natomiast miało miejsce powstawanie kulistości, to musiałaby ona z czegoś powstać. Albowiem to, co powstaje, daje się zawsze tak podzielić, że jedno jest tym, a drugie czym innym: mam tu na myśli to, że jedno jest materią, a drugie formą. Gdy przeto "kula jest figurą, której powierzchnia jest w każdym punkcie równo oddalona od środka", można w niej wyróżnić to, z czego została utworzona (czyli materię) oraz to, co z tej materii zostało utworzone, a więc całość, która powstała, na przykład spiżowa kula. Z powyższego wnika jasno, że to, co się nazywa formą albo substancją, nie powstaje, natomiast utworzona z nich całość powstaje; że następnie we wszystkim, co powstaje, znajduje się materia, i że ona jest jednym składnikiem, a forma drugim.

     Powstaje teraz pytanie, czy istnieje kula jako taka obok kuł konkretnych i dom jako taki obok domów z cegieł? Gdyby tak było, to czy mogłyby nie powstawać poszczególne rzeczy? W rzeczywistości forma oznacza tylko pewną jakość rzeczy (...). a nie określoną rzecz poszczególną; ale (artysta) tworzy albo (ojciec) płodzi z tego taką właśnie określoną rzecz, gdy się zaś tego dokonało, powstaje konkretna rzecz. Taką całością złożoną z materii i formy jest Kallias czy Sokrates, tak samo jak owa konkretna kula spiżowa. Natomiast człowiek czy zwierzę to pojęcie ogólne, takie jak spiżowa kula w ogóle. Jest przeto jasne, że przyczyna form, jak zwykli niektórzy filozofowie (tzn. platończycy) nazywać Idee, zakładając, że istnieją takie byty niezależnie od poszczególnych rzeczy, nie jest zgoła potrzebna ani do powstawania, ani do pojęcia substancji. Z tego też względu Idee nie muszą stanowić samoistnych substancji. W pewnych przypadkach jest nawet oczywiste, że to, co tworzy, jest tego samego rodzaju, co i rzecz wytworzona, nie będąc jednak z nią identyczne ani nie pokrywając się liczbowo, lecz zachowując identyczność tylko pod względem formy. Za przykład mogą posłużyć wytwory przyrody: oto człowiek płodzi człowieka, jeżeli nie zajdzie tylko jakiś osobliwy przypadek, jak z mułem spłodzonym przez konia. Jednakże i tutaj zachowuje się jakieś podobieństwo; brak tylko wspólnej nazwy, która by objęła razem obydwa bliskie sobie gatunki; wszak jedno i drugie zwierzę można by nazwać mułem. Przyjmowanie Idei jako wzorów okazuje się więc zupełnie zbyteczne (a przecież w bytach naturalnych powinny by mieć największe zastosowanie, bo byty naturalne są substancjami w najwyższym stopniu). W rzeczywistości wystarczy przyjąć, że czynnik tworzący jest przyczyną formy w materii. Całość jest tą właśnie określoną formą ciała i kości tworzących Sokratesa i Kalliasa, różniących się materią (bo materia jest rzeczywiście różna), ale identycznych pod względem formy, bo ich forma jest niepodzielna.

     Wróćmy jednak jeszcze do przedmiotu naszych dociekań, tzn. do substancji. Tak jak substancja nazywa się substratem, istotą i połączeniem obydwu, tak też nazywa się powszechnikiem (...). O dwu pierwszych znaczeniach już mówiliśmy (bo zarówno o istocie i o substracie, o którym powiedzieliśmy, że występuje w dwóch znaczeniach; albo jako byt określony (...) - jako zwierzę, substrat swoich atrybutów, albo jako materia, substrat entelechii. Wydaje się, że również powszechnik (...) według pewnych filozofów jest w całym tego słowa znaczeniu przyczyną i zasadą; zajmijmy się również i tym zagadnieniem. Wydaje się bowiem niemożliwe, ażeby jakiś termin ogólny mógł być nazwą substancji. Bo substancja każdej rzeczy to substancja jej właściwa, która nie należy do żadnej innej rzeczy; natomiast powszechnik jest wspólny; to bowiem nazywa się powszechnikiem, co z natury swej przysługuje wielości. Czego więc jest substancją? Albo wszystkich rzeczy, albo żadnej; ale nie może być substancją wszystkich rzeczy. Jeżeli zaś ma być substancją jednej rzeczy, to takie rzeczy będą inne; bo rzeczy, których substancja jest jedna i istota jedna, są również same jedną rzeczą.

     Dalej, substancja oznacza to, co nie jest orzekalne o przedmiocie, natomiast powszechnik jest orzekalny zawsze o jakimś przedmiocie.

     Czy jednak powszechnik, nie będąc substancją w sensie istoty, nie może być w niej obecny, tak jak na przykład "zwierzę" może być obecne w "człowieku" i "koniu"? Jest przeto jasne, że istnieje definicja tych elementów. Zresztą, nie jest ważne, że nie wszystkie elementy substancji będą definiowalne; niemniej bowiem ogół będzie substancją czegoś, tak jak "człowiek" jest substancją indywidualnego człowieka, w którym jest obecny; ponownie dochodzimy do tego samego wniosku; powszechnik bowiem, na przykład "zwierzę", będzie substancją tego, w czym występuje jako swoista własność (...).

     Co więcej, jest niemożliwe i absurdalne, ażeby określony byt (...) i substancja, jeżeli się składają z części, nie pochodziły ani z substancji, ani z określonego bytu, lecz tylko z jakości; bo to, co nie jest substancją, tzn. jakość, byłoby wcześniejsze od substancji i od określonego bytu. Jest to jednak niemożliwe, bo ani w porządku logicznym, ani w porządku czasowym, ani w porządku genetycznym nie mogą być własności wcześniejsze od substancji, gdyż musiałyby być od niej oddzielone. Co więcej, w Sokratesie, który sam jest substancją, istniałaby inna substancja, która by była substancją dwóch rzeczy. W ogóle wynika z tego, że jeżeli człowiek i tego rodzaju rzeczy są substancją, żaden z elementów w ich definicji nie jest substancją czegoś, ani nie istnieje poza gatunkiem, ani w czymś innym; na przykład, nie istnieje żadne "zwierzę" poza gatunkiem poszczególnych zwierząt, ani żaden inny element objęty definicją nie istnieje oddzielnie. Z dociekań tych wynika jasno, że nic, co istnieje jako powszechnik w bytach, nie jest substancją; wynika to również z faktu, iż żaden ogólny predykat nie oznacza bytu określonego (...) lecz tylko własność rzeczy (...).

     Trzeba teraz ustalić naturę substancji i jakim jest rodzajem rzeczy, opierając się znowu na innej zasadzie, bo może za jej pomocą uda nam się nieco rozjaśnić również zagadnienie tej substancji, która istnieje niezależnie od substancji zmysłowych. Skoro zatem substancja jest zasadą i przyczyną, wobec tego niech to będzie naszym punktem wyjściowym. Pytać "dlaczego" jest zawsze pytaniem w tej formie: "Dlaczego jakaś cecha przysługuje jakiemuś przedmiotowi". Pytać bowiem "dlaczego wykształcony człowiek jest wykształconym człowiekiem" to albo pytać - jak powiedzieliśmy wyżej - dlaczego człowiek jest człowiekiem wykształconym, albo dlaczego jest czymś innym. Natomiast pytanie: "dlaczego jakaś rzecz jest sobą" jest pytaniem bez sensu (bo fakt albo istnienie rzeczy musi być już znane, na przykład, że Księżyc podlega zaćmieniu; natomiast to, iż rzecz jest sobą, jest jedyną racją i jedyną przyczyną, jaką należy podać w odpowiedzi na tego rodzaju pytania, jak "dlaczego człowiek jest człowiekiem" albo "wykształcony jest wykształconym", chyba, że ktoś woli odpowiedzieć: ponieważ każda rzecz jest nieodłączalna od siebie samej i to jest dokładnie tym, co oznacza jej jedność. Ale to jest odpowiedź wspólna i krótka na wszystkie tego rodzaju pytania). Można jednak zapytać, dlaczego człowiek jest takim a takim stworzeniem. Oczywiście w tym przypadku nie pytamy, dlaczego to, co jest człowiekiem, jest człowiekiem, lecz pytamy, dlaczego coś jest orzekalne o czymś innym (bo, że jest orzekalne, to musi być oczywiste, gdyż w przeciwnym razie pytanie byłoby pozbawione sensu). Na przykład, dlaczego grzmi? To jest takie samo pytanie jak: "dlaczego hałas powstaje w chmurach". To, o co się pytamy w ten sposób, dotyczy orzekania jednej rzeczy o drugiej. A dlaczego te oto rzeczy, mianowicie cegły i kamienie, są domem? Oczywiście pytamy o przyczynę. A jest nią (abstrakcyjnie rzecz biorąc) istota, która w pewnych przypadkach jest przyczyną celową, tak jak w przypadku domu czy łoża; w innych przypadkach istotą jest pierwszy poruszyciel, bo również i on jest przyczyną. Jednak podczas gdy przyczyna sprawcza jest poszukiwana w przypadku powstawania i ginięcia, to przyczyna celowa jest poszukiwana również i w przypadku bytu.

     Przedmiot badania może być łatwo przeoczony, gdy jeden termin jest niewyraźnie orzekany o drugim (gdy na przykład poszukujemy odpowiedzi na pytanie "czym jest człowiek"), a dzieje się tak dlatego, ponieważ używamy wyrażenia prostego i nie stwierdzamy stanowczo, że pewne elementy tworzą pewną całość. Należy więc zagadnienie podzielić przed rozpoczęciem dociekań, w przeciwnym razie badanie znajdzie się na granicy między badaniem czegoś a badaniem niczego. Ponieważ mamy poznać istnienie rzeczy jako rzeczy danej, pytanie będzie oczywiście takie: dlaczego materia jest określoną rzeczą; na przykład: dlaczego te materiały są domem. Ponieważ materiałom tym przysługuje istota domu. Tak samo też powiemy, że ta oto rzecz jest człowiekiem albo raczej, że to ciało posiadające taką a taką formę jest człowiekiem. Tak że to, czego szukamy, jest przyczyną (tzn. formą), dzięki której materia jest jakąś określoną rzeczą; i to jest substancja rzeczy. Jasne więc, że w przypadku istnień prostych żadne badanie ani żadne nauczanie nie jest możliwe. Metoda badań dla tego rodzaju przedmiotów jest innej natury.

Potencja w ścisłym znaczeniu

Już poprzednio była mowa o substancji jako bycie pierwotnym (...), do którego można sprowadzić wszystkie pozostałe kategorie bytu. Wszak ze względu na substancję wszystko inne nazywa się istniejącym: ilość, jakość i inne kategorie; wszystkie bowiem będą zawierać pojęcie substancji, jak to już staraliśmy się wykazać w pierwszych księgach naszego dzieła. Wobec tego, że byt można rozpatrywać nie tylko z punktu widzenia substancji, jakości i ilości, ale również potencjalności, aktualności oraz działania, postaramy się teraz dokładniej określić potencjalność i aktualność (entelechię). Najpierw zajmiemy się potencjalnością, jej istotnym sensem, chociaż dla naszych obecnych zamiarów nie jest to sprawa zbyt ważna. Potencjalność bowiem i aktualność, sięgają dalej poza to, co się nazywa ruchem. Omówimy najpierw ten rodzaj potencjalności, a później w toku dalszej dyskusji nad aktualnością, zajmiemy się wyjaśnieniem również innych rodzajów potencjalności.

     Wyjaśniliśmy już gdzie indziej, że "możność" i "posiadanie możności" (...) występują w różnych znaczeniach. Należy jednak pominąć te wszystkie potencje, które tak są nazywane tylko wskutek ekwiwokacji. Niektóre tak są nazywane przez podobieństwo, jak w geometrii, gdy mówimy, że coś jest lub nie jest "możnością" czegoś drugiego, wobec istnienia lub nieistnienia jakiegoś stosunku między nimi. Ale wszelkie potencje, które się odnoszą do tego samego pojęcia (...) są jakimiś zasadami i są nazywane potencjami w stosunku do potencji pierwotnej i jedynej, która jest zasadą zmiany w innym bycie albo jako innym (...). Z jednej bowiem strony, istnieje potencjalność bierna, będąca w podmiocie doznającym zasadę zmiany wywoływanej przez coś innego albo jako innego. Z drugiej natomiast strony, istnieje stan nieulegania zmianom na gorsze i nieulegania zniszczeniu, jakie zagraża ze strony innego bytu, albo jako innego, w postaci zasady zmieniającej. Na tych wszystkich określeniach opiera się pojęcie potencjalności w swym pierwotnym znaczeniu. Mówi się też o potencjalności wtedy, gdy chodzi tylko o działanie lub doznawanie, albo gdy coś dochodzi do skutku we właściwy sposób, tak że w pojęciach tych ostatnich potencjalności mieszczą się w pewien sposób pojęcia poprzednich potencjalności.

     Jasne więc, że potencjalność czynna i bierna są tą samą potencją (albowiem potencjalne jest coś o tyle, o ile samo posiada możność doznawania czegoś, jak również i to, co sprawia, iż coś innego może czegoś doznawać); pod innym jednak względem potencjalność czynna i potencjalność bierna różnią się między sobą. Wszak bierna potencjalność znajduje się w przedmiocie doznającym. Z tego mianowicie powodu, iż ma w sobie jakąś zasadę i że materia jest pewnego rodzaju zasadą, doświadcza jakiegoś działania ze strony innego przedmiotu. Tłuszcz można zapalić, a to, co się poddaje, można zgnieść. Podobnie we wszystkich tego rodzaju przypadkach. Druga, czynna potencjalność znajduje się w czynniku działającym, jak na przykład ciepło w przedmiocie ciepłym, albo sztuka budowania w umyśle budowniczego. O ile przedmiot stanowi zamkniętą całość, nie może podlegać sam własnemu działaniu; jest bowiem jednością i nie różni się od siebie. Niemożność i niemożliwość (...) jest brakiem przeciwnym tego rodzaju potencjalności. Wszelka potencjalność zatem posiada, dla tego samego przedmiotu i stosunku, swoje przeciwieństwo czyli niemożność. "Brak" jest wyrazem wieloznacznym, znaczy bowiem, że przedmiot w ogóle czegoś nie posiada, albo że nie posiada czegoś, co powinien posiadać z natury, albo w ogóle, w określonym miejscu, albo w określonym czasie; że czegoś brak zupełnie albo tylko pod pewnym względem. W niektórych przypadkach dopatrzymy się braku w tym, gdy przedmiot wskutek zewnętrznej przemocy stracił to, co powinien mieć z natury.

Potencje rozumne (...) i potencje nierozumne (...)

Ponieważ te podstawowe zasady zawarte są częściowo w rzeczach nieożywionych, częściowo ożywionych, mianowicie w tych ostatnich w duszy, tzn. w jej rozumnej części, staje się zrozumiałe, iż można mówić o nierozumnej i rozumnej potencjalności. Wobec tego wszystkie sztuki, tzn. na działaniu oparte nauki, będą potencjalnościami; są one bowiem zasadami zmiany w innej rzeczy albo w samym twórcy jako innym.

     Potencjalności rozumne są takie same nawet wtedy, gdy ich działanie wytwarza przeciwieństwa, natomiast nierozumne działają na jeden tylko sposób, na przykład: ciepło może tylko ogrzewać, natomiast sztuka lekarska dotyczy zarówno choroby, jak i zdrowia. Przyczyną tego stanu rzeczy jest to, że wiedza jest poznaniem pojęciowym, a jedno i to samo pojęcie umożliwia poznanie zarówno pewnej rzeczy, jak i jej braku, chociaż nie w ten sam sposób; obejmuje wprawdzie i jedno i drugie, ale skłania się wyraźnie ku pozytywnemu członowi tej pary przeciwieństw. Stąd też odpowiednie nauki muszą się zajmować również przeciwnymi przedmiotami, jednymi bezpośrednio, innymi pośrednio; bo i pojęcie obejmuje jedno przeciwieństwo bezpośrednio, a drugie jakby tylko przypadkowo. Wszak wskutek negacji i zniesienia ujawnia się przeciwieństwo; brak bowiem jest najpierwotniejszą formą przeciwieństwa, natomiast zniesienie polega na odrzuceniu jednego (członu). Skoro przeciwieństwa nie występują w tej samej rzeczy, wiedza zaś jest potencją zależną od posiadania pojęcia i dusza posiada zasadę ruchu, zatem to, co zdrowe, wywołuje tylko zdrowie, to, co ciepłe, wywołuje ciepło, a zimne tylko zimno; natomiast ten, kto posiada wiedzę (...), może wywoływać obydwa zjawiska przeciwne. Rozum bowiem obejmuje obydwa przeciwieństwa, chociaż nie w jednakowym stopniu i jest związany z duszą, która posiada zasadę ruchu; w taki więc sposób może, wychodząc z tej samej zasady, wywołać zjawiska przeciwne, mimo iż związany jest tylko z jednym. Potencjalność rozumna może przeto wywołać zjawiska przeciwne, w przeciwieństwie do potencjalności nierozumnej. Przeciwieństwa są bowiem objęte jedną zasadą - rozumem. Staje się więc zrozumiałe, iż możność zdziałania czegoś w sposób właściwy wynika z możności zadziałania czegoś w ogóle lub doznawania; nie zawsze natomiast zachodzi stosunek odwrotny. Z konieczności bowiem, kto działa w sposób właściwy, działa w ogóle, ale nie na odwrót; kto działa w ogóle, nie musi działać w sposób właściwy.

     Jeżeli prawdą jest, że możliwe jest to, jak powiedzieliśmy wyżej, co w miarę swej aktualizacji urzeczywistnia się, to jasne, że nie można zgodnie z prawdą powiedzieć: "to jest możliwe, ale nie będzie", ponieważ pojęcie niemożliwości zostałoby w ten sposób zniesione. Przypuśćmy na przykład, że się twierdzi, iż jest możliwe, że stosunek przekątnej do boku kwadratu jest wymierny, ale się tego pomiaru nie przeprowadzi (nie zdając sobie z tego sprawy, że to jest niemożliwe) i że nic nie stoi na przeszkodzie, ażeby to, co jest zdolne do istnienia czy powstawania, nie istniało i nie powstawało. Ale z naszych założeń z konieczności wynika, że jeżeli się przyjmie aktualne czy przeszłe istnienie czegoś, co wprawdzie nie istnieje, ale może istnieć, nie ma w tym nic niemożliwego. Tutaj jednak to się zdarzy, bo równa miara (przekątnej i boku) jest niemożliwa. "Fałsz" i "niemożliwość" w żadnym razie nie jest tym samym; jest fałszem, że ty teraz stoisz, ale nie jest niemożliwe.

     Wśród wszystkich potencji jedne są wrodzone, jak na przykład postrzeżenia zmysłowe, inne pochodzą z praktyki, jak na przykład umiejętność gry na flecie albo przez wyuczenie się, jak zdolność do sztuk. Te potencje, które wywodzą się z praktyki albo z pracy myślowej (...), musi się nabywać poprzez wcześniejsze ćwiczenie, natomiast potencje innego rodzaju oraz bierne nie wymagają ćwiczeń.

     Skoro "możność" (...) jest możnością czegoś w danym momencie i w pewien sposób (z wszystkimi innymi cechami, które muszą być obecne w definicji); i skoro pewne byty mogą się poruszać rozumnie (...) i ponieważ ich potencje są rozumne, podczas gdy inne byty są nierozumne i ich potencje są nierozumne; i owe pierwsze potencje muszą się znajdować w bytach żywych, natomiast te drugie mogą występować w bytach żywych i nieożywionych; a co się tyczy potencji drugiego rodzaju, gdy czynnik działający i podmiot doznający spotkają się w sposób właściwy danej potencji, jeden musi działać, a drugi podlegać działaniu, podczas gdy dla pierwszego rodzaju potencji konieczność ta nie zachodzi. Każda bowiem potencja nierozumna prowadzi do jednego skutku, gdy tymczasem każda z potencji rozumnych prowadzi równocześnie do skutków przeciwnych, tak że gdyby prowadziły do skutków w sposób konieczny, powodowałyby w tym samym czasie skutki przeciwne; to zaś jest niemożliwe. Decydować musi zatem co innego. Sądzę, że to jest pragnienie (...) albo rozumny wybór (...). Bo którejkolwiek z dwóch rzeczy stanowczo się pragnie, ku niej zwróci się działanie, jeżeli będzie taka możność i nastąpi zetknięcie się z podmiotem doznającym. Zatem każdy byt zdolny do rozumnego działania, gdy pragnie czegoś, musi czynić to, do czego ma zdolność i w okolicznościach, w jakich ma tę zdolność. A ma tę zdolność tylko wtedy, gdy istnieje przedmiot doznający działania i gdy znajduje się on w określonym stanie; w przeciwnym razie nie będzie zdolny do działania. (Zbyteczne dodawać: "jeżeli nic z zewnątrz nie przeszkadza"; posiada bowiem potencję w granicach, w jakich jest zdolny do działania, ale nie w każdych okolicznościach, lecz pod pewnymi warunkami wykluczającymi przeszkody zewnętrzne, które zostały usunięte przez pewne pozytywne własności tej potencji.) Dlatego, jeżeli się chce albo pragnie wykonać dwie rzeczy równocześnie albo rzeczy przeciwne, nie można tego dokonać; nie w taki bowiem sposób przejawia się potencja w wypadku przeciwieństw, bo nie jest to zdolność tworzenia ich równocześnie; ponieważ tak się będzie działać, jak tego wymaga charakter potencji.

Odróżnienie aktu od potencji

Skoro już omówiliśmy stosunek potencji do ruchu, przejdźmy teraz do wyjaśnienia aktu - czym mianowicie jest i jakiego jest rodzaju. Analiza ta pozwoli nam zarazem wykazać jasno, że przez "potencjalny" rozumiemy nie tylko to, co z natury porusza coś innego albo jest poruszane przez coś innego, po prostu albo w jakiś określony sposób, ale ma on także i inne znaczenie, to mianowicie, które jest przedmiotem naszego dociekania, a w toku którego przedyskutowaliśmy i poprzednie znaczenie. A zatem akt to istnienie przedmiotu, ale nie w ten sposób, który wyrażamy za pomocą potencji. Mówimy na przykład, że Hermes jest potencjalnie w drzewie, a połowa w całości, ponieważ może być z niej wydzielona; możemy też nazwać człowieka, który nigdy nie studiował, uczonym, jeżeli jest zdolny do studiowania; stan przeciwny w każdym z tych przypadków istnieje aktualnie. Pojęcie aktu, które zamierzamy podać, może być poznane przez indukcję, za pomocą poszczególnych przypadków; i nie trzeba poszukiwać definicji wszystkiego, ale wystarczy dostrzec analogię, taką jak między budującym a mogącym budować, między czuwającym a śpiącym, między patrzącym a niewidzącym, ale posiadającym wzrok, między tym, co zostało oddzielone od materii, a materią, między tym co zostało zrobione, a tym, co nie zostało zrobione. Nazwijmy aktem pierwszy człon tych różnych stosunków, a drugi człon potencją. Nie o wszystkich jednak rzeczach można powiedzieć w tym samym znaczeniu, że istnieją aktualnie, lecz tylko przez analogię: tak jak ta rzecz jest w tamtej rzeczy, albo ze względu na tamtą rzecz; bo akt rozumie się bądź jako ruch względem potencji, bądź jako substancję względem jakiegoś rodzaju materii.

     O nieskończoności, próżni i wszystkich tego rodzaju rzeczach mówi się, że istnieją potencjalnie i aktualnie, ale w inny sposób niż wiele innych bytów, jak na przykład widzący, idący albo widzialny. W tych bowiem ostatnich przypadkach orzeczniki mogą być równocześnie prawdziwie orzekane w znaczeniu bezwarunkowym zarówno potencjalnie, jak i aktualnie, bo widzialnym nazywa się zarówno to, co jest widziane, jak i to, co może być widziane. Ale nieskończoność nie istnieje potencjalnie w tym znaczeniu, że będzie kiedykolwiek aktualnie istniała oddzielnie; istnieje potencjalnie tylko dla poznania. Fakt bowiem, że proces podziału nigdy się nie skończy, pozwala myśleć, że czynność dzielenia istnieje potencjalnie, ale nie, że nieskończoność istnieje oddzielnie.

     Ponieważ żadne z działań skończonych nie jest celem, ale wszystkie odnoszą się do jakiegoś celu, na przykład chudnięcie albo odchudzanie; różne części ciała, gdy się je odchudza, znajdują się w ruchu w taki właśnie sposób, tzn. że akty te nie są tymi, ze względu na które ruch się dokonuje; we wszystkich tych przypadkach nie występuje działanie, a przynajmniej nie skończone (...), bo (akt) nie jest celem; tylko ten ruch, w którym obecny jest cel, jest działaniem. Na przykład, równocześnie widzi się i ujrzało się, rozumie się i rozumiało się, myśli się i pomyślało się; ale nie można zarazem uczyć się i być wyuczonym, leczyć się i być wyleczonym; natomiast można zarazem żyć dobrze i przeżyć dobrze, być szczęśliwym i osiągnąć szczęście. W przeciwnym razie proces ten mógłby się kiedyś zatrzymać, tak jak zatrzymuje się proces odchudzania się; w rzeczywistości jednak nie zatrzymuje się; żyjemy i przeżyliśmy. Pewną grupę tych procesów nazwiemy ruchami, inne aktami. Żaden bowiem ruch nie jest skończony, odchudzanie, uczenie się, chodzenie, budowanie; są to ruchy, i na pewno nie są skończone. Rzeczywiście, nie można zarazem chodzić i być u celu, budować i mieć zbudowane, stawać się i powstać albo poruszać się i zostać poruszonym; nie jest także tym samym poruszać i poruszyć. Jest jednak tym samym zarazem: widzi i ujrzał, myśli i pomyślał. Ten ostatni proces nazywam aktem, a poprzedni ruchem. Na podstawie tych i podobnych dociekań wyjaśniliśmy, czym i jakiego rodzaju procesem jest akt.

Arystoteles, Metafizyka, Warszawa 1983, s. 71, 158-159, 161-163, 175-177, 191-193, 201-202, 218-221, 224-229.

Opublikowano 21.05.2012 r.

SHI
Ostatnie zmiany