L. Staff, Życie bez zdarzeń
Przyszedłem z pieśnią – pójdę bez słów
I długo milczeć będę...
Odejdę od was, by wrócić znów,
I przy was już osiędę...
Zwyczajna będzie ma noc i mój dzień,
Bez zdarzeń tygodnie, miesiące;
Czasem z chmur padnie przelotny cień,
A czasem blask rzuci słońce...
Będę do pracy szedł w ranny świt
I wracał o wieczorze,
Nic mnie nie będzie gnębić zbyt,
Gdy do snu się położę...
W święto na pola zwrócę krok,
Patrzeć, jak sad dojrzewa,
Jak w gronach winnych wzbiera sok,
I słuchać, jak ptak śpiewa...
A gdy mi myśli w smutku nagłe
Rozprószą się w rozsypce,
Grać będę stare piosnki swe
Na swojej dobrej skrzypce.
Ludzie niejeden zbiorą plon,
Niejedni pojmą się młodzi,
Niejden starzec pójdzie w zgon,
Niejedno się dziecię urodzi...
Aż szlakiem swych wiosennych dróg
Młodość jak ptak uleci...
Nieznacznie żal się wciśnie w mój próg,
Że nie mam żony ni dzieci...
Z czasem, jak ojciec mój i jak dziad,
Będę miał siwe włosy...
Zbytnich rozkoszy nie da świat
Ni twarde zbyt dotkną mnie losy.
Gdy stary będę, poznam, że mnie
Nie różni nic od braci...
Nie było dobrze mi ani źle,
Nikt mną nie zyskał ni traci...
Żaden mym oczom nie błysnął cud,
Nic z mroku się nie wyłania,
Nici splątane w węzłach złud
Nie mają rozwiązania...
A jednak poznam, gdy śmierć do snu
Gasić mi będzie blask powiek,
Żem widział rzeczy, których tu
Nie widział żaden człowiek...
Dzień duszy, 1903