Simone Weil, Prawo Kreona i prawo Antygony
[...] Grecy nie mieli pojęcia prawa. Nie posiadali słowa, żeby je wyrazić. Zadawalali się słowem "sprawiedliwość".
Tylko przez szczególne pomieszanie pojęć można było upodobnić niepisane prawo Antygony – do prawa naturalnego. W oczach Kreona w tym, co robiła Antygona, nie było nic naturalnego. Uważał ją za wariatkę.
I to nie my moglibyśmy mu zarzucić, że był w błędzie, my, którzy mówimy i działamy dokładnie tak samo jak on. Można to sprawdzić, odwołując się do wspomnianej sztuki.
Antygona mówi Kreonowi: "Zarządzenia tego nie wydał Zeus, ani cała drużyna bóstw z innego świata. To sprawiedliwość, która ustanowiła takie prawa wśród ludzi". Kreon próbuje ją przekonać, że jego rozkazy były sprawiedliwe; oskarża ją, że znieważyła jednego ze swych braci, oddając cześć drugiemu, ponieważ przez to jednaka cześć została przyznana bezbożnemu i wiernemu, temu, który zginął próbując niszczyć własną ojczyznę, i temu, który zginął w jej obronie.
Ona mówi: "Niemniej jednak inny świat wymaga równych praw". On sprzeciwia się zgodnie ze zdrowym rozsądkiem: "Nie ma równego udziału dla dzielnego i dla zdrajcy". Ona znajduje na to tylko tę absurdalną odpowiedź: "Kto wie, czy na drugim świecie nie to jest właśnie zgodne z prawem".
Uwaga Kreona jest zupełnie rozsądna. "Jednakże nigdy nieprzyjaciel, nawet po śmierci, nie jest przyjacielem". Ale głupiutka mała odpowiada: "Urodziłam się, by uczestniczyć w miłości – nie w nienawiści".
Na to Kreon coraz bardziej rozsądnie: "Idź więc na drugi świat i jeśli trzeba, żebyś kochała, kochaj tych, którzy tam mieszkają".
I rzeczywiście to było jej właściwe miejsce. Ponieważ prawo niepisane, któremu ta dziewczynka była posłuszna, bardzo dalekie od tego, żeby mieć cokolwiek wspólnego z jakimkolwiek prawem i czymkolwiek naturalnym, nie było niczym innym jak najwyższą, absurdalną miłością, która doprowadziła Chrystusa na krzyż.
Sprawiedliwość, towarzyszka bóstw z innego świata, zaleca takie ekscesy miłości. Nie zaleciłoby ich żadne prawo. Prawo nie ma bezpośrednich powiązań z miłością.
Pojęcie prawa jest obce duchowi greckiemu tak samo, jak obce jest inspiracji chrześcijańskiej tam, gdzie jest ona czysta, nie zmieszana ze spuścizną rzymską, hebrajską lub arystotelesowską. Nie można sobie wyobrazić św. Franciszka z Asyżu mówiącego o prawie.
Jeżeli mówi się do kogoś, kto jest w stanie tego słuchać: "To, co mi robisz, jest niesprawiedliwe", wówczas można trafić i obudzić w nim źródło duchowej uwagi i miłości. Natomiast wcale nie jest z takimi słowami, jak: "Mam prawo do..." lub: "Nie masz prawa do...". Zawierają one utajoną wojnę i budzą ducha wojny. Pojęcie prawa, wprowadzone w sam środek konfliktów społecznych, uniemożliwia wprowadzenie z jakiejkolwiek strony nawet cienia miłosierdzia. [...]
[Simon Weil - francuska intelektualistka i działaczka społeczna, tłumaczyła i komentowała dzieła filozofów greckich i chrześcijańskich.]
Źródło: Simone Weil, Myśli, przeł. A. Olędzka-Frybesowa, Warszawa 1985