Demoniczna inspiracja – portret Dagny Juel-Przybyszewskiej

Ci, którzy ją znali: kobiety i mężczyźni, kochający i nieprzychylni, cierpiący przez nią i unieszczęśliwiani, doznający trwałych porażek efemeryczni zwycięzcy na polu miłosnych bitew, oceniali Dagny według swych pragnień, przeżyć i nastrojów. A więc, kim była: Istotą o bystrym i przenikliwym umyśle, o tak prostym, o tak czułym i wrażliwym sercu, czy ‘wampirem umysłowym’? Kobieta bardziej duchowego niż fizycznego rodzaju?

– Na to pytanie spróbujemy sobie odpowiedzieć.

Dagny Przybyszewska-Juel

Zanim jednak przejdę do sedna, przytoczę nieco informacji na temat głównej bohaterki. Dagny Juel ur. w 1887 w Kongsvigner w Norwegii. Czasy studenckie spędziła w Berlinie, gdzie doskonaliła grę na pianinie, tam też poznała swego męża Stanisława Przybyszewskiego. Dagny, tak jak on zajmowała się pisarstwem, lecz jej twórczość nie spotkała się ze zrozumieniem i popularnością. Dagny Juel-Przybyszewska zginęła śmiercią tragiczną dnia 5 czerwca 1901 r., osierociła dwoje dzieci.

Stanowiła dla mężczyzn czystą tajemnicę, a przy okazji obrazowała "nagą duszę" – uosobienie mocnych doznań intelektualnych, dlatego nie bez przyczyny Przybyszewski nie mówił o niej inaczej niż: "moja Ducha". Była sprawczynią jego ekstatycznych nastrojów, o czym pisał do Adolfa Paula:

(...) o nowej fazie ewolucji, w którą wszedłem teraz i za którą muszę być wdzięczny jej – Dagny Juel – mojej Dagny. To właśnie sprawiła ona, dlatego kocham ją jak wielkie dzieło mej przez nią narodzonej duszy. Jest dobra, bardzo dobra, nigdy nie przypuszczałem, że ma tak niezwykłe głębie jaźni. O, zawdzięczam jej szalenie wiele!

Ta zawsze spowita w czerń, chodząca kobieca tajemnica o płomiennorudych włosach, ambitna i wyrafinowana wspaniale wpisywała się w klimat epoki Art Nouvo, w artystowski światek. Juel nie stanowiła uroczego dodatku do swego męża "Polskiego Szatana", lecz jego dopełnienie godne mistrza, a raczej to on znalazł kobietę, na której względy musiał zapracować. Dagny nie odbiegała od ideału kobiecego piękna w Młodej Polsce – ona ten ideał stanowiła. Spełniała wzorzec kobiety demona – demona intelektualnego, niebojącego się wyzwań. Warto się zastanowić na ile taki, a nie inny jej wizerunek był wykreowany przez legendy krążące o niej w artystycznym półświatku (głoszone m.in. przez Mucha, Strindberga, Lidforssa), a na ile ona sama w nie obrosła, ile było w niej prawdziwej duszy?

To, co działo się między panną Juel i szwedzkim dramaturgiem Strindbergiem, Dagny będzie pokrywać zawsze milczeniem, w przeciwieństwie do niedawnego adoratora. On bowiem w szaleństwie nienawiści oplącze ją wężami intryg i plotek, bluzgających jadem, że zatruje na długo atmosferę dwóch norweskich domów – Juelów i Lidforssów.
'Niewinność!' – szydził niedawny kochanek i wywlekał w swoich wspomnieniowych opisach brudny pokój hotelowy, brudną sofę, tłuste na niej ślady pudru, szpilki do włosów rzucone na przetarty dywan. W takiej to scenerii półobnażona kobieta została wyrzucona za kark z łóżka.

Była to jedna z wypowiedzi artysty zatruta nienawiścią i zazdrością o innych mężczyzn starających się o względy pięknej Norweżki. Sam Strindberg wypowiedział się w ten sposób:

A więc mymi wrogami są tylko ci, których Dagny darzy pełną łaską, a oni ulegają temu 'gadowi, ścierwu' – Aspazji.

Mianem bowiem Aspazji, pięknej i mądrej kobiety Peryklesa, ochrzcił ją w dniach marcowej miłości... A tak pisał Munch o Dagny do Przybyszewskiego, zanim jeszcze go poślubiła:

Słuchaj, z początku, kiedy się jeszcze opierała, leżałem jak pies przed jej drzwiami w zimie, w najstraszniejszym mrozie spałem, cała noc przed drzwiami jej pokoju i pozyskałem ją. Ale też cierpiałem!

W ten oto sposób przedstawiają się opinie, pragnienia i namiętności mężczyzn pragnących pozyskać demona. Lecz chcąc nakreślić psychologiczny portret Dagny nie wolno się sugerować wyłącznie powyższymi przesłankami, ale obowiązkowo trzeba zapoznać się z jej twórczością (np. wierszami, dramatem "Kiedy słońce zachodzi"), wtedy wyłoni się czytelnikowi postać zupełnie inna niż ta, którą przyzwyczajony był znać. Warto więc poznać, co na temat jej pisarstwa sądził np. norweski literat Lidforss:

Juel zaczęła tworzyć: pisze nowele o miłości, porubstwie, morderstwach i innych niecnotach, a najsmutniejsze jest to, że Polska (tak nazywa Przybyszewskiego) twierdzi, że to dobrze.

Dagny autorka nie ma niestety, takiego powodzenia jak Dagny-kobieta...

Dlatego po lekturze jej utworów rozpoznać nietrudno, że w głębi swej nagiej duszy, piękna Norweżka czuła się bardzo smutna i opuszczona, osamotniona pomimo silnego uczucia i więzi, jakie deklarował Przybyszewski, trawiła ją tęsknota do kraju rodzinnego (nasilająca się szczególnie w okresie krakowskim), do rodziny, dzieci.

W tym mieście sztuki – Dagny, obca tutaj, tęskniąca za przyjaciółmi z Berlina i zbyt samotna, choć zawsze otaczała ją świta. I zakochana, prawdziwie zakochana w swym Stachu. Brawurowe hausty wódki, koniak, szampan, muzyka, bilardowy kij w smukłej dłoni, a ileż przy tym smutku w tej norweskiej czarodziejce o podłużnych mglistych oczach, rudozłotych, delikatnych włosach, w tym jej: 'Tutaj nie mam nikogo bliskiego'. I ileż rezygnacji w zdaniu: 'Czy zostaniemy tutaj na zawsze lub w ogóle na bardzo długo? Bóg raczy wiedzieć.' Nie wiadomo ile rzeczywistej dumy, a ile chęci stworzenia pozorów zadowolenia było w informacjach, że pisze nowy dramat, że Polacy są szczególnie przyjemnymi ludźmi – żywe intelekty, szczere życzliwe serca – iż Stachu jest nad wyraz szczęśliwy, że znalazł się wśród rodaków, a 'Życie' redagowane przez niego jest wspaniałym pismem.

Jak wynika z powyższego, Juelówna kochała swojego Stacha całą sobą, dlatego nie potrafiła znieść bólu zdrady. Wydawałoby się, że tak mocna kobieta i tak silna osobowość jak Ducha nie będzie cierpieć z powodu mężczyzny. Choć pod koniec życia okłamywała siebie, że nic do niego nie czuje, to rzeczywistość była inna. Ona, mimo iż tak wyjątkowa, padła ofiarą zaklinacza kobiet, jakim był Przybyszewski, dlatego podobnie jak jej poprzedniczki musiała w tragiczny sposób zakończyć swój żywot. Lecz wszystkie przykre doświadczenia i doznania, jak i te dobre, były związane ze Stachem – podyktowane dobrowolnie silnym uczuciem, które oprócz cierpień przynosiło jej radość, satysfakcję, bezpieczeństwo.

Wizerunek jej jako matki kłóci się także z wyobrażeniem Dagny jako pięknego demona, bo zdawać by się mogło, iż kobieta taka jak ona raczej nie zaprząta sobie zbytnio głowy myślami o potomstwie, które w takich okolicznościach mogłoby uchodzić za przeszkodę życiową. Tymczasem jest wręcz odwrotnie. Ducha była silnie związana za swoimi dziećmi (w przeciwieństwie do ich ojca) i synem Zenonem, i córką Ivi, bardzo je kochała i niezmiernie cieszyła się, gdy była w błogosławionym stanie. Szczególnie wiele radości przysparzał Dagny syn – uwielbiała z nim przebywać, cieszyła się z jego pierwszych słów, kroków, wręcz nie wyobrażała sobie życia bez niego oraz długiej z nim rozłąki (co oczywiście nie przeszkadzało jej w rozlicznych europejskich wojażach razem ze Stachem i pozostawianiu dzieci na długie miesiące pod opieką dziadków w Kongsvigner), ale zawsze wracała i rekompensowała im cały stracony czas (w czym również różniła się do męża).

Kolejne pytanie, jakie paść powinno to: czym Dagny Juel i w jaki sposób inspirowała artystów? Specyfiką Juel było to, iż gdziekolwiek w Europie by się nie pojawiła (Berlin, Kopenhaga, Paryż, Kraków, Praga) natychmiast powstawały dzieła literackie, których bezpośrednio lub pośrednio Dagny była bohaterką. Cóż więc takiego pociągało w niej artystów-mężczyzn? Prawdopodobnie jej "naga dusza", jako że Art Nouvo była właśnie taką specyficzną artystowsko-dekadencką rzeczywistością, epatującą czysto estetycznymi, wyrafinowanymi, silnie intelektualnymi doznaniami. Tajemnica, intelekt i nieprzeciętna uroda Dagny, a szczególnie jej włosy idealnie odpowiadały raz to wizerunkowi smutnych rusałek jak u Axentowicza, a raz kobiecym demonom jak u Mucha, który to najsilniej odczuł wpływ Przybyszewskiej na swą twórczość.

Te włosy... Munch na swoich płótnach nadał im samoistną rolę. Na licznych obrazach widzimy zbłąkaną gwiazdę w niespokojnej ich chmurze. Czasami strumienie włosów Dagny, spływające wzdłuż bladej twarzy o wpółprzymkniętych powiekach, kołysały się jednym rytmem z morską falą, niekiedy gęstym obłokiem obrysowywały nagą sylwetkę Madonny o zmysłowych ustach, na którą zerkał ze złowieszczą uwagą niesamowity embrion o wielkiej głowie. Na innym znów obrazie sploty, jak liany oplątywały pochylonego ufnie młodzieńca (obrazowi temu nadał tytuł 'Wampir'), to znów Salome tworzyły oprawę dla niesionej głowy – nie św. Jana, lecz smutnego szatana – Przybyszewskiego, aby z kolei na plakacie reklamującym wystawę Edwarda Mucha w Kopenhadze, z wizerunkiem Dagny i Stanisława, owinąć tę twarz o spiczastej bródce opadającą falą.
Cierpienie, miłość, żądza i zazdrość, spalające artystę, odbijały się w jego dziełach, zespalał swe uczucia z ich powodem: z Dagny. Malował ją samotną i z jej siostrami, z sobą, z tłumem, z Przybyszewskim, wśród morskich fal, niknącą wśród zieleni, wpółobnażoną, lubieżną, w miłosnych ekstazach i obojętną, lub skromną nagością, białą i bezbronną, w ciasnym szpalerze czarno ubranych panów w sztywnych szapoklakach. Pozowała mu, częściej jednak gdy już nie była z nim razem, wywoływał wyobraźnią obraz norweskiej Jutrzenki. Zawsze w purpurze włosów! Na obrazie Mucha 'Dwie kobiety', na którym obok zieleni i brązu palił się także gorący płomień włosów...

A może imponowała im odwaga i nieprzeciętność Dagny – która kobieta włóczyłaby się po nocnych lokalach i brała udział w ucztach alkoholowych aż po świt, nie będąc posądzoną o brak moralności i przyzwoitości? Albo może tylko ten knajpiany, absyntowy klimat daje przestrzeń dla intelektualnych pojedynków (tylko tam zbierała się elita umysłowa, czytano i tworzono nowe dzieła, dyskutowano, dyskutowano i jeszcze raz dyskutowano – odsłaniano krajobrazy duszy), do łowów dla lwicy Dagny, do zerwania ze stereotypem kobiety i matki, żony, kochanki, tudzież naiwnej infantki, do łamania serc antyfeministom? Buduje nowy wzorzec kobiecości, kobiety dzikiej, tajemniczej, wymagającej – artystki, filozofki, filantropki. Jak już wcześniej wspomniałam, Przybyszewska pasowała do ideału, gdyż wówczas sama go tworzyła, powielała, choć nie wszystkie kobiety rzecz jasna, ze względów obiektywnych, za nim podążały.

Aż nadszedł jej tragiczny koniec w Tfilisie. Ta krwawa tragedia wydarzyła się w środę, 20 minut po północy, 23 maja, wg kalendarza miejscowego. W Polsce był to dzień 5 czerwca. Opis tej tragedii został podany w 2 dni później w miejscowym piśmie "Kaukaz", stylem policyjnego protokołu:

W środę, dnia 23 maja starego stylu (5 czerwca) w Grand Hotelu, rozegrał się następujący dramat. W hotelu tym od dawna mieszkał szlachcic guberni warszawskiej Władysław Emeryk. Przed miesiącem wyjechał on do Warszawy, skąd przed dwoma tygodniami powrócił razem z pewną panią i jej 5-letnim synkiem. Przedstawił ją jako swoją siostrę i umieścił w sąsiednim pokoju, nie okazując paszportu. Dnia 23 maja Emeryk wyprowadził chłopczyka z pokoju matki, pocałował go i zaprowadził do sąsiedniego pomieszczenia, zajętego przez znajomego. Po czym powrócił do tej kobiety imieniem Dagny i zamknął drzwi pokoju na klucz. Wkrótce potem, o godzinie 00:20 rozległy się dwa strzały; zawezwana policja, po wyłamaniu drzwi taki oto ujrzała obraz: na łóżku, brocząc we krwi, leżała Dagny Przybyszewska w ubraniu, ranna w głowę, obok na dywaniku, przed łóżkiem – Emeryk, martwy już. Z ust jego sączyła się krew...

***

Ciekawą kwestią pozostaje również pytanie właśnie o ideał kobiety: czy realizuje się on bardziej w sferze fizys czy psyche? Czy dziś taka kobieta jak Juelówna znalazłaby godnego partnera, nie tylko do rozmów, ale i do wspólnego życia?

Dziś ocenia się nas, kobiety, głównie pod względem wyglądu. Najlepiej abyśmy były szczupłe, wysokie, miały długie blond włosy, odpowiednie kształty i niewielkie wymagania. Musimy sprostać panującemu w naszych czasach wzorcowi kobiety pięknej, wiecznie młodej, wysportowanej. Choć istnieje grupa mężczyzn, którzy nad taki ideał przedkładają kobietę spowitą w mgłę tajemnicy, niby niepozorną, nawet nie piękną, z iksowatymi nogami, ale taką co nigdy nie pozwoli zgnuśnieć intelektualnie. Właśnie. Czy Dagny lub jej współczesna odpowiedniczka miałaby z kim podyskutować, w sensie: czy spotkałaby mężczyznę, który nie byłby profesorem uniwersyteckim lub jak Przybyszewski – artystą (bo zdaje się, że tylko tacy wchodziliby w grę – choć niekoniecznie). Czy w ogóle nie pozostałaby samotna?

Choć wiadomo, że echa Młodej Polski dawno już przebrzmiały, a nawet się zdezaktualizowały, w naszej kulturze na stałe utrwaliły się pewne modele osobowości, także kobiecej, do których również obecnie (świadomie lub nieświadomie) płeć piękna się dostosowuje i je realizuje we współczesnej rzeczywistości. Poza tym dziś, tak jak chyba zawsze, mężczyźni boją się ambitnych, charyzmatycznych kobiet – takich jak Dagny Juel Przybyszewska. Kobiet demonów. Tak więc Dagny i jej współczesne odpowiedniczki pozostają rzuconym wyzwaniem...

I tak została nakreślona sylwetka Dagny Juel Przybyszewskiej – kobiety nieodgadnionej, mitologizowanej przez jej współczesnych, demona czy raczej pogrążonej w lęku i cierpieniu osobności, a może niezwyczajnej, teatralnej życiowo? Nigdy do końca nie poznamy jej dualistycznej, rozdartej natury...

Opracowanie: Agnieszka Szymańska

Praca przygotowana na Humanistyczny Festiwal Nauki (2005.06.22-23)