Wypracowanie – poziom rozszerzony

Temat: Dwa sposoby literackiego kreowania bohatera – analiza i interpretacja porównawcza fragmentów Gloria victis Elizy Orzeszkowej i Kompleksu polskiego Tadeusza Konwickiego.


E. Orzeszkowa, Gloria victis

Wodzem ich był człowiek świętego imienia, które brzmiało: Romuald Traugutt. Pytasz, dlaczego świętym jest to imię? Albowiem według przykazania Pana opuścił on żonę i dzieci, dostatek i spokój, wszystko, co pieści, wszystko, co raduje i jest życia puentą, czarem, skarbem, szczęściem, a wziąwszy na ramiona krzyż narodu swego poszedł za idącym ziemią tą słupem ognistym i w nim zgorzał. Nie tutaj zgorzał. Nie w tej mogile śpi. Kędyś daleko. Ale wówczas na czele hufca tego na tę polanę przyszedł i patrzałyśmy na niego my, drzewa.
I głos jego słyszałyśmy z brzmieniem jak stal dzwoniącym, rozkazującym, niekiedy aż groźnym.
Tak grzmieć musiał w wąwozie termopilskim głos Leonidasa.
Czy Leonidas wiedział, że gdy wąwóz termopilski trupami hufca swego zasypie, stopa niewoli ziemi greckiej nie dosięże! Jeżeli wiedział, błogo mu było uściełać tę krwawą zaporę i jako pieczęć składać na niej siebie!
Ten nie wiedział. W orężnych sprawach ludzkich biegłym był, biegłość ta w dalekowidztwo wzrok mu zaostrzała, spostrzegał wyłaniającą się zza dnia ofiar i boju potworną czarną noc. Jednak szedł i prowadził, bo taką była moc słupa ognistego, który wówczas na ziemię wzbił się, taką tęsknota za obiecaną krainą wolności i takim był krzyż narodu jego, ciężki, nieznośny...



T. Konwicki, Kompleks polski

Tak mogło być: Traugutt bez pośpiechu zstępował z ażurowych schodków wagonu. Nie rozglądając się, wprawnym okiem konspiratora zdołał spostrzec, że peron jest prawie pusty. Wzdłuż pociągu szedł niespiesznie patrol żandarmski. Widzieli już Traugutta. I on ich widział, choć zajęty był porównywaniem swego starego repetiera z zegarkiem stacyjnym. Postawił sakwojaż na żwirze peronu, rozejrzał się niedbale za bagażowym.[...]
W skok podjechała dorożka. Traugutt wsiadł do chybotliwego pojazdu.
- Do Europejskiego – powiedział, patrząc w głąb obłej ulicy wyłożonej czerwonym kamieniem polnym.[...]
Miasto warowało przyczajone w tych resztkach jesiennego słońca nad zachodem. Przechodnie szli śpiesznie, nie pozdrawiając się nawzajem. W oknach można było dostrzec ukryte za firankami twarze ludzi, którzy czekali, od wielu miesięcy z nadzieją i rozpaczą.[...]
Furman pokazał biczyskiem zamglony skwer nad rzeką, gdzie jaśniały w ostatku światła dziennego trzy wysokie, złamane słupy.[...]
Traugutt dostrzegł trzy ciemne toboły obracane przez wiatr pod tymi słupami. To były szubienice. Trzy szubienice jak trzy krzyże.[...]
Traugutt podszedł do wielkiego lustra stojącego w kącie. W mętnej, sczerniałej tafli zobaczył swoje odbicie: niewielkiego, chudego mężczyznę w drucianych okularach. Westchnął jakby z zawodem i przygładził ciemne włosy przy odstających uszach. Wiatr szarpnął oknem.
Traugutt odsunął brudną, lepką firankę i wzdrygnął się znowu jak wtedy w dorożce. Ponad słabowitym gołym drzewem zobaczył perspektywę skweru, smugę rzeki i białe haki szubienicy. Recepcjonista postarał się; dał dobry pokój od frontu.[...]
Traugutt wyjął zegarek, spojrzał na cyferblat, potem chciał kluczykiem nakręcić mechanizm, ale okazało się, że jest nakręcony do oporu. Więc schował zegarek i podszedł do sakwojaża. Otworzył go, wyjął flakon z wielkim korkiem szklanym, nalał do dłoni trochę przejrzystej zawartości, natarł szyję, skronie, ręce. Chciał podejść do lustra, lecz zrezygnował machnąwszy dłonią, a przy okazji powąchał tę silnie pachnącą rękę.
Potem siadł na łóżku przykrytym wyliniałą kapą i czekał. Przemagał rozwlekłe sekundy i minuty. Jakaś mucha, co nie zdążyła umrzeć przy pierwszym przymrozku, marudziła pod sufitem ze sczerniałymi stiukami gipsowymi. Traugutt wstawał, jakby chciał gdzieś śpiesznie pójść, ale znowu siadł na łóżku, zacierając kościste ręce. Czas marudził.
Wreszcie usłyszał ciche pukanie. Skoczył do drzwi, otworzył jednym ruchem gwałtownym. Stała w mroku, ale poznał od razu te zielonkawe, błyszczące jak u kota oczy i zadarty nosek.
Padli sobie w objęcia i tak objęci długo zbierali myśli.
- No co, Kościuszkówno? Jak życie, jak wszystko?
Wysunęła się z jego ramion, podniosła cienką woalkę. Uśmiechnęła się niepewnie, ze wstydem.[...]
- Czy policja wyda ci jutro paszport?
- Myślisz, że los mnie ułaskawi? Że schwytają mnie jutro i ześlą na Sybir miast powiesić za miesiąc albo za rok. Nie, oddadzą jutro paszport i pojadę do Warszawy objąć dyktaturę nie istniejącego państwa.
- Mówisz to z goryczą?
- Mówię, tak jak jest. Jak wypadło żyć.[...]
Odezwały się gwizdki policyjne, jacyś ludzie przebiegali tam i z powrotem wzdłuż budynku hotelowego.
- Słyszysz? Ścigają jakiegoś człowieka. Nieznanego.
- Nieznani ludzie walczyli zawsze o wolność. Dla pamięci, dla otuchy zachowywano nazwiska mianowanych bohaterów, ale kajdany rozgryzł własnymi zębami o każdej porze, w każdej złej czy dobrej chwili, w każdym momencie obrotu Ziemi anonimowy człowiek.[...]
- Trzeba wstać i ruszyć naprzeciw śmierci – szepnął do siebie Traugutt.
Ona chciała zapytać, co mąż mówi, ale w raptownym, pełnym zgrozy przeczuciu zrezygnowała i zastygła z dłonią nieśmiało wyciągniętą ku twarzy, na której odcisnęły się ślady drucianych okularów: tak mogło być.

 + Testy
 Wypracowania:
 + p. podstawowy
 + p. rozszerzony