Maria Dąbrowska, Monografia wielkiej miłości [1954]*

[...] Studium Kotta o Lalce, pełne olśniewająco trafnych spostrzeżeń, wspaniale osadzające akcję powieści w odkrywczo pokazanej rzeczywistości epoki, stanowi cenny wkład w naszą wiedzę o Prusie i w ogóle o literaturze. Nie zamierzam z tą piękną pracą polemizować. Chciałabym tylko zaproponować jej autorowi nieco inną interpretację postaci Wokulskiego, bynajmniej nie kłócącą się z ogólnymi tezami wspomnianego studium. Zastanowiłam się mianowicie ze smutkiem, jak to jest możliwe, żeby powieść – zawsze kochana przez czytelników, a dziś uważana słusznie za nasze największe dzieło realizmu krytycznego – była "pęknięta wewnętrznie", i to właśnie "wzdłuż postaci" głównego bohatera. I żeby główny bohater takiej właśnie powieści był postacią niekonsekwentnie zarysowaną, sztuczną i papierową w najważniejszej sprawie swego życia osobistego, będącej nadto głównym wątkiem narracji. Czymże więc trzymała się ta powieść? Dlaczego była po wielokroć z takim wzruszeniem i zajęciem czytana przez pokolenia, które przecie nie orientowały się jeszcze, że jej największą wartością jest "obraz życia mieszczaństwa polskiego w okresie rozwoju kapitalizmu i wrastania kapitalizmu w imperializm?" Czy aby nie dlatego zobaczyliśmy w niej to wszystko, że trzymała się prawdą psychologiczną, żywością swych wszystkich konfliktów i postaci? Takiego zdania jest w każdym razie Stanisław Wokulski, człowiek żywy, mój dobry znajomy od dziesiątego roku mego życia, a ja z nim. I z czytelnikami jego losów.

Sądzę więc, że na tle naszej literatury, bardzo ubogiej w przekonywająco pokazane sprawy miłości, Lalka Prusa jest fenomenalnie żywą i prawdziwą monografią tych spraw. Nie tylko. Jest pierwszym w prozie polskiej "romansem" na wielką miarę, napisanym z siłą, pasją, ze zdumiewającym znawstwem psychologii uczuć, a przecie po stendhalowsku męsko, dyskretnie, oszczędnie, bez krzty sentymentalizmu. Sądzę dalej, że Lalką jako romansem Prus nie tylko góruje nad wszystkimi polskimi pisarzami, którzy sobie wielką miłość za bohatera powieści obierali: góruje nawet nad pokrewnymi sobie Dickensem i Balzakiem; żaden z tych pisarzy, przy całym ich geniuszu w wielu rzeczach Prusa przewyższającym, nie dał obrazu dziejów wielkiej namiętności miłosnej równie przejmującego i mocnego. A powiązanie romansu Wokulskiego z całokształtem ówczesnej rzeczywistości tak ścisłe, że wszystkie jego perypetie niby okrutny lancet chirurga odsłaniają bez reszty schorzałe wnętrze tej rzeczywistości, każe znów mimo woli myśleć o Stendhalu. Że nie godzimy się na miłość Wokulskiego, że nas ona, budząc współczucie, zarazem irytuje, męczy i drażni, to tylko świadectwo niepapierowości tego nieszczęśliwego romansu. Doświadczamy wobec niego tych samych uczuć co Wokulski; jest w nim przecież "ciągle dwu ludzi": jeden owładnięty miłosnym obłędem, drugi przypatrujący się obłąkanemu z zimną, potępiającą i wzgardliwą rozpaczą. Pęknięcie idzie nie przez powieść; jest w samej psychice jej bohatera: i jest, jak myślę, świadomym zamierzeniem artystycznym Prusa.

I czy rzeczywiście Prus potrzebował i szukał aż nieszczęśliwej miłości, aby usprawiedliwić to, że Wokulski robi pieniądze? Ja tego w tekście Lalki nie znajduję. Kiedy Wokulski jedzie do Bułgarii jako dostawca wojenny, to nie uważa się jeszcze za nieszczęśliwie zakochanego. Mimo wstrząsu, jakiego doznał od pierwszego ujrzenia panny Izabeli, rozpoznaje od razu jej "gatunek" i zaczyna strategię zdobywania niedostępnej na razie partnerki. I to jest w porządku rzeczy. Kapitalizm nie powstał w świecie pozaludzkim. Tworzą go ludzie, i to właśnie ludzie o silnych namiętnościach osobistych. "Romantykiem" staje się Wokulski wtedy, kiedy pod wpływem "obłędu" nieszczęśliwej miłości zaczyna postępować niekonsekwentnie, lekceważyć i tracić swe miliony, myśleć o samobójstwie i wywoływać w podejrzewającym go zawsze o romantyzm polityczny Ignacym Rzeckim pewność, że "Stach" przygotowuje co najmniej... nowe powstanie.

Oczywiście, że Wokulski nie jest typowy dla kapitalizmu w Polsce. Bardziej typowy będzie tu cudzoziemiec Gotlieb Adler z Powracającej fali, choć i on ma "pęknięcie" w postaci obłąkanej miłości do równie jej niegodnego syna, dla którego zbiera i przez którego niszczy swoje miliony. Ale dlaczego Wokulski nie jest typowy dla kapitalizmu w Polsce? Dlatego, że kapitalizm w Polsce był na ogół tworzony przez zgoła inne elementy niż zdeklasowani szlachcice i eks-powstańcy. Rozwój kapitalizmu w Polsce różnił się w pewnych szczegółach od rozwoju kapitalizmu na Zachodzie, a także w Rosji, która już w XVIII wieku miała silne, drapieżne kupiectwo z chłopów pańszczyźnianych własnego chowu (zobacz świetną powieść Szyszkowa Jemielian Pugaczow). Kott sam zresztą to rozróżnienie przeprowadza z właściwymi sobie i wiedzą, i talentem. Myśmy nie mieli prawie rdzennie polskiego mieszczaństwa. Lecz ci zaś Polacy, którzy tworzyli albo chcieli stwarzać wartości kapitalistyczne handlowe czy przemysłowe, to najczęściej byli właśnie albo tacy strupieszali arystokraci jak owi z Lalki, albo ludzie obciążeni takim pochodzeniem i takimi inteligenckimi fanaberiami i rozdźwiękami jak Wokulski. Toteż wydaje mi się, że Wokulski jest, owszem, typowy jako rodzima odmiana czy polski "gatunek" kapitalisty, należący do tego samego plemienia, co znacznie zresztą mniej udany i gorzej "zarysowany" – Żeromskiego "aferzysta" i przedsiębiorca kapitalistyczny, Ryszard Nienaski*. Słusznie Kott mówi, że wielki Balzak inaczej poprowadziłby karierę dorobkiewicza Wokulskiego. Ale bo też Balzak nie miałby we Francji do czynienia z człowiekiem takiego pokroju jak Wokulski. A gdyby przypadkiem miał, to wybrałby dla niego raczej los Vautrina rozmiłowanego w Lucjanie* – Ochockim. [...]