Czego dowiesz się sam, tego się nauczysz!
Ostatnie zmiany

Artur Schopenhauer, Świat jako wola i przedstawienie (aksjologia)

Księga III (fr.)

Rozkoszowanie się wszelkim pięknem, pociecha, jakiej dostarcza sztuka, entuzjazm artysty, który pozwala mu zapomnieć o trudach życia, ta jedyna przewaga geniusza nad innymi, która jest jedynym odszkodowaniem za cierpienie, spotęgowane wraz z jasnością świadomości i w równej z nią mierze, oraz za pustkę samotności wśród heterogenicznego pokolenia, wszystko to opiera się na tym, że, jak zobaczymy w dalszym ciągu, życie samo w sobie, wola, istnienie samo jest stałym cierpieniem, po części żałosnym, po części strasznym, natomiast to samo, lecz jako przedstawienie w oglądzie czystym lub powtórzone przez sztukę zapewnia wolne od męki, ważne widowisko. Ta czysto poznawcza strona świata i jej powtórzenie w jakiejkolwiek sztuce jest żywiołem artysty. Przykuwa go obserwacja widowiska obiektywizacji woli; zatrzymuje się przy nim, nie ma nigdy dość jego oglądania i powtarzania w przedstawieniu i sam ponosi koszty wykonania tej sztuki, bo przecież sam jest wolą, która się w ten sposób obiektywizuje i stale cierpi. Owo czyste, prawdziwe i głębokie poznanie istoty świata staje się teraz dla niego celem samo w sobie – przy nim trwa. Dlatego nie będzie ono dla niego, jak – co zobaczymy w następnej księdze – u świętego, który osiągnął rezygnację, ukojeniem woli, nie zbawia go też na zawsze, lecz tylko przez chwilę w życiu i nie jest dla niego jeszcze w ten sposób drogą, która z życia wyprowadza, lecz tylko chwilową pociechą, aż wzmożona przez to jego siła, dość wreszcie mając tej gry, zdobędzie się na powagę. Jako symbol tego przejścia traktować można Świętą Cecylią Rafaela.

Księga IV (fr.)

Poznaliśmy od dawna to dążenie, które jest jądrem i rzeczą samą w sobie każdej rzeczy, jako to samo, co u nas, gdzie manifestuje się najwyraźniej w pełnym świetle świadomości, zwie się wolą. Jej zahamowanie przez przeszkodę, która staje między nią i jej chwilowym celem, nazywamy następnie cierpieniem, natomiast osiągnięcie tego celu zaspokojeniem, pomyślnością, szczęściem. Możemy rozciągnąć także te nazwy na słabszego stopnia, lecz z istoty identyczne zjawiska w świecie pozbawionym poznania. Widzimy je wówczas pogrążone w cierpieniu i bez trwałego szczęścia. Albowiem każde dążenie wynika z braku, z niezadowolenia ze swego stanu, jest więc cierpieniem, póki nie zostanie zaspokojone; ale żadne zaspokojenie nie jest trwałe, jest ono raczej zawsze tylko punktem wyjścia dla nowego dążenia. Wszędzie widzimy dążenie wielorako zahamowane, wszędzie w walce, zawsze więc jako cierpienie: dążenie nie ma ostatecznego celu, a więc nie ma też miary ani celu cierpienie.

(...)

Zarazem jest jednak rzeczą nader godną uwagi, że z jednej strony cierpienia i męki mogą łatwo przybrać w życiu takie rozmiary, iż sama śmierć, choć na ucieczce przed nią polega całe życie, staje się pożądana i człowiek dobrowolnie ku niej biegnie, a znów z drugiej strony, kiedy nędza i cierpienie pofolgują człowiekowi, natychmiast nuda tak się zbliża, że potrzebuje on koniecznie rozrywki. Tym, czym zajmują się wszyscy żyjący i co ich wprawia w ruch, jest dążenie do istnienia. Ale kiedy istnienie mają zapewnione, nie wiedzą, co z nim począć; dlatego drugim, co ich wprawia w ruch, jest dążenie do pozbycia się ciężaru życia, znieczulenia na nie, "zabicia czasu", tj. ucieczki przed nudą. Zgodnie z tym widzimy, jak prawie wszyscy ludzie, kiedy już zabezpieczeni tak przed nędzą i troską zwalili z siebie wszystkie inne ciężary, są teraz ciężarem sami dla siebie i traktują jako zysk każdą spędzoną godzinę, czyli każde odejście od tego właśnie życia, dla zachowania którego wytężali dotąd wszystkie siły. Nuda jest jednak złem, którego bezwzględnie nie wolno zlekceważyć; maluje się w końcu prawdziwą rozpaczą na twarzy. Sprawia, że istoty tak mało się kochające jak ludzie szukają się gwałtownie nawzajem i przez to staje się źródłem towarzyskości. Wszędzie też podejmuje się przeciw niej, tak jak przeciw innym klęskom, publiczne środki zaradcze choćby ze względu na interes państwa; albowiem zło, dokładnie tak jak jego biegun przeciwny, głód, może do-l prowadzić ludzi do zupełnego rozprzężenia: lud potrzebuje panem et circenses*. W Filadelfii surowy system penitencjarny za pomocą samotności i braku zatrudnienia robi tylko z nudy narzędzie kary; jest to zaś narzędzie tak straszne, że doprowadzało już więźniów do samobójstwa. Tak jak nędza jest nieustannym biczem bożym dla ludu, tak nuda dla wytwornego świata. W życiu mieszczańskim reprezentuje ją niedziela, tak jak sześć dni roboczych nędzę.

Między pragnieniem i jego zaspokojeniem upływa w całości wszelkie życie ludzkie. Pragnienie jest, zgodnie ze swą naturą, bolesne; zaspokojenie go szybko rodzi przesyt; cel był tylko pozorny: posiadanie odbiera mu urok; pragnienie, potrzeba pojawia się w nowej postaci; jeśli nie, następuje monotonia, pustka, nuda, walka z którą jest taką samą udręką, jak walka z nędzą. Okoliczność, że pragnienie i zaspokojenie go następują po sobie bez zbyt krótkiej lub zbyt długiej przerwy, zmniejsza do minimum cierpienie, które oba sprawiają i powoduje najwięcej szczęścia w życiu. Coś, co chciałoby się nazwać najpiękniejszą częścią życia, najczystszą w nim radością, choćby tylko dlatego, że odrywa nas od realnego życia i przekształca w jego obojętnych widzów, tj. czyste poznanie, obce wszelkim pragnieniom rozkoszowanie się pięknem, szczera radość ze sztuki, dane jest tylko bardzo nielicznym, ponieważ wymaga rzadkich predyspozycji, a i im także jako przemijający sen; wobec zaś większej siły intelektualnej powoduje potem u tych właśnie nielicznych znacznie większą wrażliwość na cierpienia, niż mogliby ich kiedykolwiek doznać bardziej tępi, a ponadto umieszcza samotnych między istotami widomie od nich odmiennymi, dzięki czemu wszystko się wyrównuje. (...)

Nieustanne starania obliczone na usunięcie cierpienia nie dają nic poza zmianą jego postaci. Pierwotnie jest nią brak, nędza, troska o zachowanie życia. Jeśli udało się wyrugować ból w tej postaci, co bardzo trudne, to natychmiast pojawia się on w tysiącu innych, stosownie do wieku i okoliczności: jako popęd płciowy, namiętna miłość, zazdrość, zawiść, nienawiść, strach, ambicja, chciwość, choroba itd., itd. Jeśli nie może pojawić się w żadnej innej postaci, to przychodzi wreszcie w smutnej, szarej szacie przesytu i nudy, z którą walczyć usiłuje się wieloma środkami. Jeśli wreszcie uda się tę spłoszyć, to trudno będzie nie wpuścić znowu cierpienia w jednej z poprzednich postaci i w ten sposób taniec zaczyna się od początku; gdyż każde życie ludzkie miota się między cierpieniem i nudą.

Pozostaje przed nami tylko nicość. Ale to, co broni się w nas przed rozpłynięciem w nicość, natura nasza, jest przecież także tylko wolą życia, którą my sami jesteśmy, tak jak ona jest naszym światem. Jeśli czujemy taki wstręt do nicości, jest to tylko inny wyraz tego, że tak bardzo chcemy żyć, że nie jesteśmy niczym innym jeno tą wolą i niczego nie znamy oprócz niej. Ale gdy odwrócimy nasz wzrok od własnej nędzy i własnego uwikłania i skierujemy go na tych, którzy przezwyciężyli świat, których wola zdobyła pełnię samopoznania, odnalazła się we wszystkim i następnie z własnej woli się zaprzeczyła, na ludzi, którzy oczekują już tylko na to, że wraz z ciałem, które wola ożywia, zniknie też jej ostatni ślad, wówczas zamiast bezustannego pędu i dążenia, zamiast stałego przechodzenia od życzeń do obaw i od radości do cierpień, zamiast nie spełnionej nigdy i nigdy nie ginącej nadziei, na której polega sens życia ludzkiego obdarzonego wolą, zobaczymy pokój wyższy nad wszelki rozum, zupełną ciszę na morzu sumienia, spokój głęboki, niezachwianą wiarę w siebie i radość, której pewnym i zupełnym zwiastunem jest owa światłość na twarzy, jaką mało wał Rafael i Correggio: tylko poznanie pozostało, wola znikła. My jednak spoglądamy wtedy z głęboką, bolesną tęsknotą na ten stan, obok którego nasz własny, żałosny i niepoprawny, uwydatnia się tym bardziej prawem kontrastu.

Niemniej tylko te rozważania mogą nam przynieść trwałą pociechę, gdyż z jednej strony poznaliśmy nieusuwalne cierpienie i bezbrzeżny ból jako istotne przejawy woli na świecie, z drugiej strony ujrzeliśmy, że przy zniesieniu woli świat się rozpływa, a przed nami stoi pusta nicość. W ten sposób więc, rozpatrując żywot i uczynki świętych, których co prawda rzadko komu dane jest poznać z własnego doświadczenia, ale których istnienie poświadcza spisana historia ich życia, a przedstawia ich z piętnem prawdy wewnętrznej sztuka, powinniśmy pozbyć się przykrego wrażenia owej nicości, która kryje się za wszelką cnotą i świętością jako ich cel ostateczny, a której boimy się tak, jak dzieci boją się ciemności, zamiast jak Hindusi obejść ją za pomocą mitów lub słów bez znaczenia, jak np. wchłonięcie przez Brahmę* lub nirwana.

1819, tłum. Jan Garewicz

Opublikowano 26.08.2013 r.

SHI
Ostatnie zmiany