Czego dowiesz się sam, tego się nauczysz!
Ostatnie zmiany

Eliza Orzeszkowa, O powieściach T. T. Jeża z rzutem na powieść w ogóle. Studium (fr.)

Studium O powieściach T. T. Jeża... opublikowane było w "Niwie" 1879, nr 97-101.

Czymże jest powieść? W którym z działów umysłowości ludzkiej znajduje się właściwe i przynależące się jej miejsce? Jestże ona poematem bez rytmu i rymu, dramatem opowiedzianym albo dialogowaną rozprawą o zagadnieniach psychicznych, społecznych, filozoficznych? W pierwszym i drugim wypadku należałaby ona bezwarunkowo do dziedziny czystego artyzmu, do tego mianowicie działu dziedziny tej, w którym króluje poezja; w drugim – miejsce jej znajdowałoby się w dziale nauki mającym za zadanie popularyzować wiedzą, przedstawiać i tłumaczyć ją ogółowi w najprzystępniejszy dla niego sposób. Istotnie, w estetyce, krytyce i mniemaniu ogólnym określano nieraz powieść obu powyższymi sposobami. Żadne przecież z określeń tych ścisłym nie jest i nie przedstawia wszechstronnie samej istoty rzeczy. Powieść jest działem umysłowości ludzkiej mieszanym; z jednej strony należy ona niewątpliwie do dziedziny artyzmu i bez żywiołów piękna zeń czerpanych posiąść nie może szlachetnych ponęt formy; z drugiej jednak – szerokim szlakiem wpływa w dział wiedzy, ten szczególniej, który streszcza w sobie wyniki nauk wszelkich, a zwie się filozofią, i pozbawiona prawd, które w nim istnieją, traci wszelką wagę i powagę treści. Dwoistość ta, przywiązana niezbędnie do natury powieści, stanowi słabość jej i siłę. Stanowi ona słabość jej przez niezmierne utrudnienie w budowaniu wszelkich stałych i przewodniczych o niej teorii i przez wtrącanie twórców jej w częste i zgubne omyłki, polegające na zbytecznym przechylaniu się w jedną lub drugą stronę. Stanowiąc przecież słabość, stanowi ona i siłę jej, bo przez połączenie żywiołu piękna z żywiołem prawdy pozwala jej ona zaspokajać obie najmożniejsze władze umysłów ludzkich: wyobraźnią i rozum; czynić zadość istniejącym w człowieku wiecznie i jednocześnie: pragnieniu wrażeń i pożądaniu wiedzy. W tej to dwoistości natury powieści spoczywają główne przyczyny zbyt częstego jej i różnostronnego każenia, i powszechnej olbrzymiej popularności, która jest jej udziałem.

Lecz skąd pochodzi sama dwoistość ta i niezbędna jej konieczność?

Odpowiedź na to znajdziemy w poznaniu praw rządzących powstawaniem powieści i całym procesem jej tworzenia.

Powieść częstokroć nazywaną bywa w przenośni zwierciadłem społeczeństw. Porównanie to, pomimo pozorów wszelkich, ścisłym wcale nie jest i wyraża mały zaledwie ułamek prawdy. Zwierciadło odtwarza w sobie obraz powierzchni rzeczy, i to w porządku czy nieporządku takim zupełnie, w jakim znajdują się one w rzeczywistości. Co istnieje pod powierzchnią przedmiotów, jak wyglądałyby one, gdyby ułożono je w grupy i połączenia przerozmaite, co w układzie i w wyglądaniu ich dziełem jest natury, a co wypadku? – o tym wszystkim zwierciadło nie mówi nam nic. Odtwarza ono tylko kształty, barwy, rysy z podobieństwem niewolniczym i ścisłym trzymaniem się jednej chwili czasu. Jeżeli zechcemy ujrzeć inny z kolei obraz i inną chwilę, zmienić musimy w ustawieniu zwierciadła czas i miejsce.

Takim nie jest, nie może być zadanie powieści. Posługując się przenośnią, powieść porównać możemy chyba do szkieł jakich magicznych, które by odzwierciedlały w sobie nie tylko zewnętrzną postać rzeczy i widzialny wszystkim, powszedni ich porządek, ale ukazywały także treść ich najgłębszą, ugrupowania ich i oświetlenia najrozmaitsze, kolizje lub powinowactwa między nimi zachodzące, co więcej, przyczyny powstawania ich, następstwa ich istnienia, zupełność i zaokrąglenie, które powstać by mogły 'Z oderwanych i pokrzywionych cząstek ich, gdyby nie oddziaływające na nie wpływy otoczenia. Słowem, powieść nie tylko odtwarza, ale i tworzy także. Odtwarza ona zjawiska widzialne wszystkim, ale dążąc do wyrażenia piękna i prawdy, których ogół dostrzec nie może, tworzy pomiędzy zjawiskami ład i związek poty, aż podniesie je do estetycznej, zarówno jak filozoficznej harmonii tonów i kształtów, podobieństw i kontrastów, przyczyn i następstw. Jakim sposobem wszystko to powstaje i staje się, ujrzeć to możemy w zaczątku i procesie tworzenia powieściowego dzieła.

Tu zapiszmy w pamięci nazwy dwóch najważniejszych momentów tworzenia. Są to: pomysł i kompozycja.

Jeżelibyśmy w rozlicznych działach umysłowości ludzkiej wyznaczali miejsce dla powieści tylko z uwagi na naturę najpierwotniejszego zaczątku jej w umyśle jej twórcy, musielibyśmy bezwarunkowo zamknąć ją w dziale poezji, a w szczególności w tym poddziale poetycznych tworów, który nosi nazwę dramatu. Sądzę, że nie omylę się, twierdząc, iż każda powieść posiadająca w sobie zadatki dobrego rozwinięcia się otrzymuje pomysł swój zawsze i tylko z dostrzeżenia wśród świata sytuacji pewnej, czyli położenia jednostki jakiejś lub grupy jednostek takiego, w którym mieści się dramat. Sytuacja ta ukazywać może jednego tylko człowieka, lub tysiące, miliony ludzi, maluchną jednostkę lub całe, wielkie grupy społeczne; lecz zawsze, niezbędnie, w mniejszej lub większej mierze istnieć w niej muszą żywioły składające dramat: kolizja sił sprzecznych sobie, plastyczność kształtów, walka i cierpienie. Kolizja może tu być potężna lub słaba, kształty olbrzymie lub drobne, walka i cierpienie zakończone katastrofą albo rozpryskujące się śmiechem, albo jeszcze nierzadkim torem rzeczy ludzkich wpływające ostatecznie w prozaiczną powszedność; niemniej przecież zaczątki przynajmniej wszystkich dramatycznych żywiołów tych mieścić się muszą w sytuacji będącej pierwotnym punktem wyjścia powieści – jeżeli powieść ta ma być dobrą. W chwili tej szkła owe magiczne, znajdujące się kędyś, w głębiach władz umysłowych pisarza, porywają i odzwierciedlają, czyli odtwarzają sobie zjawisko dojrzane w naturze. Lecz – krótka to chwila, bo wnet po niej rozpoczyna się funkcja tworzenia. W magicznych szkłach odbija się już nie tylko to, co bezpośrednio przed nimi stoi, ale skądciś – ze stron różnych, przybywają blaski, prądy, wyobrażenia, przenikają punkt dostrzeżony, oświetlają go na wskroś, rozszerzają jego granice, wzniecają w nim tumult kształtów, tonów i wzruszeń, z którego potem, wśród trudów i zachwyceń kompozycji, wywikłaną ma być – harmonia.

Dotąd moment tworzenia zwany pomysłem należy całkiem do artyzmu, do sztuki. Wprędce jednak miesza się w nim pierwiastek inny: rozmysł. Wpatrując się w sytuacją dramatyczną w świecie dostrzeżoną, a rozszerzoną, dopełnioną przez pierwszy akt wyobraźni zrywającej się do tworzenia, spostrzegacz-twórca pytać zaczyna: skąd? dlaczego? kędy źródło kolizji tych, walki tej, cierpienia? Jakie przyczyny zrodziły je i jakie z kolei następstwa zrodzonymi przez nie zostaną? Rozmysł nad pytaniami tymi odsłania zamkniętą w sytuacji prawdę etyczną – właściwy naturze jej, pochodzeniu i następstwom sens filozoficzny, czyli – tak zwaną ideę powieści. Wśród rozważania skombinowanych i subtelnych zjawisk psychicznych, społecznych objawów i moralnych prawd moment pomysłu pisarskiego przekracza granice czystej estetyki, a wstępuje w dziedzinę – filozoficznej wiedzy.

Tu właśnie istnieje szkopuł, o który rozbija się w sposób nieszczęsny mnóstwo powieściopisarskich utworów. Niezbędnym warunkiem dobroci pomysłu powieściowego jest to, aby dostrzeżenie sytuacji poprzedzało wynalezienie idei albo przynajmniej, aby sytuacja i idea dostrzeżonymi były jednocześnie – czyli idea zamkniętą była w sytuacji dostrzeżonej i zupełnie jej samej właściwą. Jest to właśnie tą koniecznością, którą estetycy wyrażają przez orzeczenie, iż w głowie twórcy treść powinna powstawać jednocześnie z formą i że gdy w momencie pomysłu forma szukaną, dobieraną jest dla treści, pomysł uważać należy za ^chybiony w samym zaczątku. Chybienia takie wydarzają się często. Stosownie do przeważających skłonności umysłów pojedynczych pomysł wykrzywia się w stronę jedną lub drugą. Jedni za punkt wyjścia biorą ideę i dla niej dopiero szukają po świecie wcieleń: sytuacji, postaci, kolizji; że jednak te ostatnie nie znajdują się na zawołanie, czerpią je z wyobraźni własnej, tworzą bez odtwarzania. Stąd powstają te słusznie przez krytykę surowo sądzone kategorie powieści dydaktycznych i sentymentalnych, kategorie, z których pierwsza przetwarza powieść w dialogowaną rozprawę, pozbawioną wszelkich żywiołów artyzmu; druga – przedstawia płody mgliste, łzawe, rozwiewne, o barwach i postaciach zdradzających pochodzenie swe z czystej fantazji, a rozbrat zupełny z żywą, jędrną zawsze i barwną naturą. Lecz też i na odwrót, bywają, nierzadko, umysły takie, które wrażliwe na dostrzeganie sytuacji, dojrzeć nie umieją filozoficznego ich sensu ani też wywikłać spośród dramatycznych pierwiastków właściwej im etycznej idei. Wtedy, wskutek nieobecności w pomyśle działań rozumowych, niedostatku w nim filozoficznej analizy i syntezy, powstają dzieła pisarskie wstrząsające wyobraźnią, lecz innym władzom myślenia i uczucia nie mówiące nic, potężnie czasem, najczęściej łaskotliwie tylko działające na nerwy, lecz nie wzruszające szlachetnych głębin ducha. Reprodukcje te są z jaskrawą powierzchnią, ale płytką treścią, albo – cacka ładnie wymalowane, wyrzeźbione, sprawiające widzom dość żywą nieraz przyjemność, ale wagi istotnej nie posiadające ani w estetyce, ani w moralnym i umysłowym rozwoju ludzkości.

Drugi moment tworzenia: kompozycja, zależy już na porządkowaniu składowych części pomysłu, wykreślaniu tych, które zmącić by mogły harmonią dzieła, a układaniu w harmonią pozostałych. Do zadań momentu tego należą stopniowanie wrażeń, malowanie obrazów, rzeźbienie postaci, zestawianie wszystkich żywiołów powieści w sposób taki, aby przedstawiały się one z jak największą prawdą i wydatnością.

Powszechnie znaną jest zasada, że piękność i waga powieści zależy od pomysłu jej i wykonania, jako też od zgody zachodzącej pomiędzy treścią a formą. Otóż zgoda ta polega na jednoczesnym wynalezieniu sytuacji i idei bez szukania i dopasowywania jednej do drugiej. Idea spoczywać winna w samej sytuacji dramatycznej, a spoczywać w niej winna koniecznie, inaczej powieść będzie nudnym dziełem dydaktyki albo błahostką. Co zaś do pomysłu i wykonania, to im dramatyczniejsza i potężniejsza jest kolizja znaleziona w sytuacji, a idea szerszą i żywiej, powszechniej ludzkość obchodzącą, następnie zaś, w kompozycji, im zupełniejszą sprawiona zostaje harmonia części, wydatniejszą plastyka postaci i barwność obrazów, im logiczniej idea wysnuje się z dramatu, a dramat im samodzielniej przedstawi sobą ideę – tym piękniejszą, donioślejszą, bardziej i dodatniej wpływową stanie się powieść.

Taką jest najgłębsza natura powieści, takimi są prawa rządzące powstawaniem jej i rozwojem. Zbadawszy jedną i drugie, nietrudno już wynaleźć i nazwać te siły i narzędzia umysłowe, które posiadać i zdobyć winien powieściopisarz, jeżeli pragnie on i może zająć słuszne miejsce wśród istotnie pożytecznych pracowników ludzkości.

Posiadać i zdobyć. Na dwa te wyrazy połóżmy nacisk wyraźny. Posiadanie odnosi się tu do przyrodzonego talentu; zdobywanie – do wszystkiego, co człowiek sam ku pożytkowi talentu swego uczyni.

Co to jest talent? Wielu próbowało wyjaśnić i określić to, lecz nikt nic nie wyjaśnił i nie określił. Próby te, liczne i przez niepoślednie umysły czynione, okazały się daremnymi dlatego, że zagadnienie samo należy do rzędu zagadnień, wobec dzisiejszego przynajmniej stopnia wiedzy ludzkiej, nierozwiązalnych. Psychologia w połączeniu z fizjologią zwalczyć tu nie mogą ciemności takich, z jakimi nadaremnie walczą nauki inne. W ciemnościach tych kryją się pierwsze przyczyny wszystkiego, nie dojrzały* [!] oku ludzkiemu absolut. Widzimy objawy przyczyn tych przemożnych a tajemniczych, poznajemy objawów tych działania i związki, lecz czym przyczyny te są same w sobie – nie wiemy.

Fizyka głosi, że siła ciążenia utrzymuje w równowadze i wiedzie po przestrzeni miliony światów. Lecz czym jest siła ciążenia sama w sobie? Chemia wie dobrze o powinowactwach i wstrętach zachodzących pomiędzy żywiołami natury, o tym, że jedne z nich przyciągają się, inne zaś odtrącają i bronią się od połączeń wszelkich; lecz czym jest sama w sobie siła ta, która przyciąga albo wzajem od siebie odtrąca ciała chemiczne?

I jeszcze przykład pytania jednego najwyższej wagi. Pomiędzy światem nieorganicznym a organicznym istnieje przedział olbrzymi. Tworzy go to coś, czego nie posiada świat pierwszy, a co posiada świat drugi, a tym czymś jest – życie. Botanika, zoologia, biologia spostrzegają i tłumaczą ogromne mnóstwo objawów życia – lecz czym samo w sobie jest życie?

Do rzędu pytań podobnych należy pytanie: czym jest talent? Szczególna czułość i wrażliwość zmysłów, bystrość spostrzegania, intuicja – ta błyskawica jasnowidzenia, nie wiedzieć jak wytryskająca z umysłu i rozświecająca niewidzialne bez niej głębie świata, gwałtowność myśli i wyobrażeń cisnących się do głowy i przed oczy z taką mocą, że według wyrażenia wielkiego poety naszego: "zdaje się, jakby ktoś do ucha to szeptał" – wszystkie władze te i innym niedostępne możliwości w mniejszym lub większym spotęgowaniu swym są tylko objawami mniejszego lub większego talentu, ale nie samą jego istotą. Co sprawia byt ich i mierzy ich siłę? dlaczego istnieją one w organizacji tej, a nie istnieją w innej, która przecież zarówno jest ludzką, a co ważniejsza – innostronnie nawet doskonalszą być może? Jeden z przodowników nowożytnej myśli, z poważnym smutkiem pisząc o wszystkich tajemnicach tych, które przeniknąć oko ludzkie namiętnie pragnie, a wiecznie nie może, czyni tę ostatecznie decydującą uwagę: "Rozbiór działań umysłu ludzkiego doprowadza nas aż do wrażeń, jako do najpierwotniejszych znanych nam żywiołów rodzących myśl wszelką; nie posuwa to jednak wiedzy naszej ani na krok dalej,' bo ostatecznie nie tylko nie rozumiemy, czym jest wrażenie, ale pojąć nie możemy tego nawet, jakim sposobem jest ono możliwym"*.

Rozważać więc, tłumaczyć sobie i oceniać możemy talent wszelki według objawów jego tylko, według: bystrości spostrzegania, siły intuicji, lotności myśli, mocy słowa, które zdolnym by było spełnić, oprócz właściwej sobie czynności, czynności pędzla, ołówka i rylca. Zupełność lub niedoborność, bogactwo lub ubóstwo talentu stosunkują się do sumy, stopnia i równowagi objawów tych w danej organizacji umysłowej.

Dotąd wszystko to jeszcze jest dziełem wykonanym w tajemnicy oku ludzkiemu niedostępnej. Złota to ruda, której żadna moc ludzka wytworzyć nie może w żadnej, najbogatszej choćby skądinąd, organizacji człowieczej, która gdy istnieje w niej, istnieje już tylko z woli i mocy Mądrości wszechmocnej, w pierwszych sposobach tworzenia swego wiecznie tajemniczej. Jednak wszechmocna a tajemnicza Mądrość, tu, jak wszędzie indziej, okazuje w odniesieniu do człowieka zbawczą surowość. Tu, jak gdzie indziej, daje mu ona materiały wytwórcze, rozsuwa przędzę na krosnach. Co zaś zdoła on z materiałów od niej wziętych wytworzyć, jakie za sprawą jego tkaniny powstaną z rozsnutej przez nią przędzy? zależy to już od przyrodzonych zupełnie i jasnych umysłowi ludzkiemu praw, rządzących naturą i rozwojem ludzkości i ludzkich jednostek.

Jak naturę zewnętrzną, aby uczynić ją sobie przyjazną i użyteczną, człowiek badać musi, podbijać i wyzyskiwać z mozołem strasznym, lecz będącym – kto wie – jedyną może racją i możliwością bytu jego na ziemi – tak zarówno z roli swej wewnętrznej otrzymać on nie może żadnego ziarna zdrowego, jeżeli pozostawi ją w zaniedbaniu dumnym czy leniwym.

Lecz czym i w jaki sposób uprawiać on ma rolę tę?

Czułość i wrażliwość na wszelkie dotknięcia świata zewnętrznego stanowią najpierwotniejszy żywioł zdolności odtwarzającej i twórczej. Najprostszemu przecież rozsądkowi jasnym jest zupełnie, że władze te, pozostawione samym sobie, pozostają nicością lub zamieniają się w chorobliwość. Histeria nie posiada w sobie ani trochę mniej pierwiastku czułości i wrażliwości jak geniusz; one to wywołują z piersi ludzkiej olbrzymie słowa i wzniosłe aspiracje, zarówno jak – ataki spazmów. Łatwość odczuwania zetknięć wszelkich ze światem zewnętrznym, aby stać się istotnie podstawą twórczości, potrzebuje kierunku i hamulca spoczywającego w wyrobionej woli. Bystrość spostrzegania nie przyda się na nic lub przyda się na niewiele, jeżeli nie towarzyszy jej zrozumienie spostrzeganych zjawisk i umiejętność czynienia pomiędzy nimi wyboru i kombinacji. To samo z intuicją, która także jest spostrzeganiem, dokonywanym tylko za pomocą władzy umysłu niezrozumiałej nam natury. Co do analizy zjawisk, ugrupowania odpowiedniego naturze ich, dochodzenia przyczyn ich i następstw, wysnuwania z nich, słowem, praw i pojęć – czyli idei – czynności te umysłowe wszystkie wymagają pracowitego skupienia myśli na podstawie dobrej znajomości z naturą fizycznego i moralnego świata.

Spotkaliśmy się więc tu z wyrazami: wola, miłość, umiejętność i zrozumienie.

W wyrazach tych widzimy jasno pojęcie wykształcenia estetycznego, naukowego i moralnego. Wartość tedy prac pisarza ściśle stosunkuje się nie tylko już z wysokością i bogactwem pierwotnych zdolności jego, ale z wysokością też i kompletnością troistego tego wykształcenia.

Co do wykształcenia estetycznego, zostaje ono w związku tak prostym i widzialnym ze wszelką pracą odtwarzającą i twórczą, że konieczność jego z żadnym tu spotkać się nie może powątpiewaniem. Powieść, należąca do dziedziny poezji przez samą genezę powstawania swego, ściśle jest spokrewnioną z malarstwem i rzeźbą przez wymagalność dla dobroci formy swej barwności w obrazach i wydatności w postaciach. Jest to tak dalece prawdą, że wyrażenia stosowane w estetyce dla malarstwa i rzeźby stosują się też i do niej. Koloryt i plastyka odpowiednimi są określeniami przedmiotów artystycznych w ocenianiu estetycznym malowideł i rzeźb, zarówno jak powieści. W sądach krytyki utartym, a co więcej, trafnym zupełnie stało się orzekanie o dobrym lub złym rysunku powieściowym postaci. Zamiast pędzla, rylca lub dłuta powieściopisarz posługuje się słowem; tylko słowem, zamiast wprost i bezpośrednio uderzać wyobraźnią widza, rozbudza on ją i przysposabia w ten sposób, aby ujrzała jak najwyraźniej to, co objawiło się własnej wyobraźni jego. Środki tu i proceder inne są – skutki wywołane też sanie być muszą, niezbędnym więc jest toż samo wykształcenie zmysłu artystycznego, będącego częścią intuicji, przez Wyrobiony smak artystyczny, będący niczym innym jak tylko umiejętnością oceniania, wybierania i grupowania pierwiastków piękna.

Rzecz to dość szeroko, choć nie powszechnie, znana i przyznana.

Inaczej rzecz się ma z wykształceniem naukowym.

Mnóstwo umysłów nonsensem uzna twierdzenie, iż zapoznawanie się z poważną nauką może być na cokolwiek przydatnym temu, kto przedstawiać ma samą tylko, jak najpowszechniejsze jest o tym mniemanie, dziedzinę uczuć ludzkich. Wszak fizyka, chemia, biologia, prawoznawstwo itd. nie są w stanie wytworzyć natchnienia twórczego w głowie człowieka, tak jak powiedzianym już było, że niezdolnymi one są do wytworzenia w sercu ludzkim uczucia miłosierdzia.

W istocie – nonsensem byłoby twierdzenie, że wiedza naukowa, polegająca na znajomości nagich i oderwanych faktów i cyfr, wytworzyć może w umyśle natchnienie twórcze albo w sercu uczucie litośne. Nikt też w świecie, na umyśle przytomny, twierdzenia takiego dopuścić się nie może. Ale fakta te i cyfry, z których każde w oderwaniu wywierać nie może wpływu żadnego ani na twórczość umysłową, ani na moralne skierowanie się człowieka, w połączeniu swym odkrywają wiekuiste prawa rządzące światem, roztaczają przed nami obraz świata, którego linie, nierozwikłalne z pozoru i do pogodzenia niepodobne, prostują i jednoczą. Bez rozpoznania praw tych, bez ogarnięcia okiem tego obrazu niepodobnym jest szeroki pogląd na zjawiska tak zewnętrznego świata, jak ludzkiego życia, niepodobnym jest dochodzenie przyczyn i ich następstw, dokonywanie rozbioru i czynienie syntezy – niepodobna jest, słowem, wszelka myśl filozoficzna. Nie nauki też pojedynczo wzięte, nie odkrycia ich w oderwaniu, ale pojęcia wytryskujące z ich połączenia wywierają na zdolności umysłu i uczucia serca ludzkiego wpływy przemożne.

Czy, jak to jest mniemaniem powszechnym, powieściopisarz przedstawiać ma w utworach swych obrazy i dzieje tylko uczuć ludzkich? W określeniu natury, przeznaczenia i powstawania powieści znaleźliśmy już odpowiedź przeczącą. Spostrzega on wprawdzie dramat, ale w naturze przyszłego dzieła jego spoczywa potrzeba spostrzeżenia w dramacie idei. Do sfery działalności jego należy więc odtwarzanie nie tylko uczuć, ale i mniemań, nie tylko walk namiętności, ale i starć myśli. Uczucia i pojęcia przedstawiają dla odtwarzającej i twórczej pracy jego materiały zupełnie równoważne, tu, jak i wszędzie, połączone ze sobą węzłem nierozerwalnej solidarności.

Zachodzi tedy dlań niezbędna potrzeba poznania i zrozumienia etycznych pojęć ludzkości w źródłach ich, przebiegach i ujściach i wyrobienia w sobie na mocy poznania tego filozoficznych poglądów i przekonań. Ażeby móc wejść w świat idei i z samej duszy ludzkości brać materiały dla stawianych przed nią ideałów, potrzebuje on sam w idee i ideały wierzyć, ażeby zaś wierzyć, potrzebuje się z nim zapoznać.

Lecz nie tylko dla rozumowej strony dzieł powieściopisarskich wykształcenie umysłowe posiada wagę niezmierną: wspiera też ono wszechstronnie stronę ich artystyczną. Utwór artystyczny, wszelki tym większą posiada wagę i piękność, im liczniejsze grupy zjawisk świata czy ludzkości przedstawianymi są przez zawarte w nim typy. Otóż jedno tylko ukształcenie umysłowe uzdolnić może pisarza do wynajdywania typów, do wytwarzania ich za pomocą prostowania i skupiania linii, wykrzywionych i rozproszonych w naturze za sprawą przypadku i wyjątkowości. Żadna intuicja, żaden najbystrzejszy choćby dar spostrzegawczy nie wskażą mu subtelnych granic tych, które rozdzielają zjawiska przelotne, wypadkowe, cząstkowe od zjawisk stałych, z przyczynami sięgającymi najdalszej głębi natury świata i ludzi, nie zawiodą ku tym cechom i objawom, które przedstawiają nie oderwaną tylko jednostkę, ale całe grupy i warstwy społeczne, narody, wieki.

Pozwalając mu uczynić zadość jednemu z najwybitniejszych wymagań sztuki: wynajdywania i przedstawiania typów, myśl, wsparta posiadaną wiedzą, jasno zatem i szeroko rozglądająca się dokoła, rozprzestrzenia w sposób szczególny pole działania dla fantazji pisarza. Z pomocą jej, dostrzegając łatwiej i rozumiejąc lepiej idee spoczywające w dramatach ludzkich losów, nieskończenie też więcej dojrzeć on może samych dramatów. Sytuacje dramatyczne, pierwsze owe zawiązki powieści, rozmnażają się w ilość nieskończoną przed okiem umiejącym patrzeć w najtajniejsze zakątki ludzkości i rozumieć to, co w nich widzi. Tysiące położeń ludzkich, przemykających niepostrzeżenie przed okiem najbystrzejszym choćby, lecz nie dość oświeconym, przykuwa do siebie wyobraźnią i myśl tego, kto zrozumieć może i zważyć istotą ich, znaczenie, pochodzenie i następstwa. I to jest właśnie, co tłumaczy nam najlepiej zdumiewającą płodność talentów jednych, a szybkie wyczerpywanie się innych. Zauważano niejednokrotnie w powieściopisarstwie zjawiska takie, jak nieustanne wciąż obracanie się powieściopisarzy pewnych w zaklętym kole jednych i tych samych sytuacji, obrazów i pojęć. Działalność ich całą przedstawiają utwory ściśle też same, innymi tylko słowy pisane. [...]

Dla uniknięcia nieporozumień wszelkich streśćmy twierdzenia powyższe i wytłumaczmy je jaśniej jeszcze. Zadaniem powieściopisarza względnie do wykształcenia naukowego nie jest zajęcie się ścisłe jedną wyłącznie gałęzią wiedzy. Rzadko chyba może on – wątpię nawet, czy kiedykolwiek może – zostać specjalistą, fizykiem, astronomem, prawoznawcą itd., lecz dlatego, by sięgnąć mógł ku wyżynom piękna i prawdy, powinien, musi być – encyklopedystą. Powie kto może, iż być encyklopedystą, znaczy to umieć wszystkiego po trochu. Ale jest jeszcze inny, właściwszy sposób tłumaczenia nazwy tej. Sposób ten ukazuje encyklopedystę-powieściopisarza umiejącego tyle i tak, ażeby nic z tego, co ludzkie, nie było mu obojętnym i niezrozumiałym, ażeby wiedza jego pozwalała mu obejmować okiem szerokie przestrzenie zjawisk, przenikać, spostrzegać i pojmować różne a liczne warstwy społeczne, sytuacje psychiczne i filozoficzne idee, ażeby na koniec wprawiała go ona w nieustanną a sympatyczną styczność z duszą narodu jego i czasu. Encyklopedyzm tak zrozumiany wynikiem być może tylko wielkiej pracy, a najdzielniejszą spomiędzy wszystkich przyczyną wysokiego wzniesienia się skali moralnego charakteru pisarza.

Miłość, wola i odwaga – oto główne i najniezbędniejsze składowe części tego charakteru*. Bez miłości jak bez wiedzy pisarz tworzyć może same tylko rzeczy błahe albo złe. Większa niż u innych zdolność do wrażeń i odczuć nie jest jeszcze miłością – lecz zadatkiem jej zaledwie, materiałem. Stosownie do kierunku i natężenia umysłowej pracy jego, jak też różnych moralnych czynników życia oderwane te iskry bledną i pierzchają lub też gromadzą się w jedno ognisko miłości. Ognisko to wznosi się lub opada, stosownie do wznoszenia się lub opadania indywidualności ludzkiej, noszącej je w swej piersi. Kapryśnym ono jest i mętami odżywiać się nie lubi. Surowość obyczaju, czystość intencji, pracowitość myśli i to pojętne wniknięcie w głębie świata, z którego powstają wyrozumiałość, litość, przebaczenie – rozniecają je żywo i trwale. Przygaszają je albo gaszą całkiem: bezład życia, niskość rachuby i ta okrutna surowość, która, pochodząc z niewiedzy, rodzi nienawiść, szyderstwo i wzgardę.

Przypisy

  1. Na zdanie to pisać się całkowicie nie możemy z powodu, iż Sz[anowna] Autorka pominęła najważniejszy, naszym zdaniem, żywioł każdego podnioślejszego moralnego charakteru – wiarę, wiarę w jakiekolwiek przekonania i zasady. Człowiek, który "w nic nie wierzy", któremu na drodze życia nie przyświeca stale jasny promień tym lub owym sposobem zdobytych przekonań, błąkać się musi po manowcach, choćby w łonie swym nosił najpotężniejszy zasób miłości, woli i odwagi. Człowiek musi przecież kochać "coś", chcieć "czegoś", mieć odwagę walczyć w sprawie "czegoś". Otóż, naszym zdaniem, o prawdziwym charakterze tam tylko mowa być może, gdzie jest,siła, co miłość, wolę i odwagę zawsze i stale w jednym zwraca kierunku – w kierunku "prawdy". Siłę tę daje człowiekowi – "wiara". [Przyp. Red. źródła przedr.]

Opublikowano 23.08.2013 r.

SHI
Ostatnie zmiany