Ludwik Krzywicki, O sztuce i nie-sztuce. Luźne uwagi profana
[...] Pragnąłbym, ażeby mnie zrozumiano. Nie zaprzeczam prawa bytu żadnemu głosowi jaźni, ani żeby dusza, nie posiadająca pierwiastków społecznych, tylko czująca jedną miłość ku kobiecie, nie miała stworzyć rzeczy pięknych i wzruszających; nawet pociąg niezindywidualizowany może wydać arcydzieła, które oddziałają głęboko na każdego. Chodzi mi o podkreślenie czego innego. Naprzód, że istnieją na świecie różne natury twórcze, jedne posiadające w głębiach jaźni swojej lirę wielostrunną, inne – jednostrunną; jedne, w których, w porodzie twórczym, żywiołowo rozbrzmiewają całe rodu ludzkiego tonie, inne, umiejące opiewać tylko "przedziwne wonie" nagiego ciała. Po wtóre, wychodząc z tej odmienności gamy twórczej, chciałbym wykazać istotną treść tak popularnego dzisiaj hasła: sztuka dla sztuki!
Sztuka dla sztuki. Okrzyk taki wydobył się właśnie z piersi tych nagich dusz, które lubują się w "pieśniach białych", w "pieśniach promiennych", kiedy Jula i Jura, samczyk i samiczka, urządzili sobie tokowisko, do czego zresztą posiadają prawo i co niewątpliwie zawiera w sobie pierwiastki piękna. Sztuka dla sztuki! – co ma to oznaczać? Sztuka, moim zdaniem, może i powinna hołdować tylko jednej zasadzie, mianowicie powstawać ze szczerego podmuchu głębin ducha, z drgania pierwiastków jego, przenikających czyjąś istotę. Różne instynkty mogą tam istnieć i głos zabierać. "Sztuka jest odtworzeniem duszy we wszystkich jej przejawach... substrat sztuki istnieje tylko ze strony swej energii". Instynkty społeczne, pociągi zmysłowe, stany przygnębienia, tęsknota ku kobiecie – wszystkie te pierwiastki ze stanowiska sztuki są jednakowo uprawnione, byleby szczere, byleby odczute i wypowiadające się w naturalnym podmuchu. W takim wyładowaniu tajników ducha nie będzie "tendencji", jak nie było jej u poety, który ryczał burzą i przewiewał tomami całej ludzkości! "Oceany wewnętrzne" w każdym przypadku wyrzucają to, co kryją w sobie: miłość dla milionów, tęsknotę po wybranej kobiecie lub pożądanie niezindywidualizowanej miłości. "Tendencja" zjawia się dopiero wtedy, gdy artysta pragnie odtworzyć to, czego nie ma w jego duszy – w jej pokładach bezwiednych [...].
Nie urągamy im ani nie zakazujemy tworzyć jak umieją: morze ich duszy wyrzuca tylko takie osobiste wątki. Ale zarzucamy im, że, nie znajdując w duszy swojej oddźwięku na pewne tony, w ślepocie swojej sądzą, że nie ma takiej wrażliwości i u innych i że wszystko, co nie jest Nirwaną, tęsknotą ku nagiemu ciału, musi być przesiąknięte tendencją! [...]
Wreszcie zarzucamy im tendencyjność i wprowadzenie "biednego mózgu" do dreszczu twórczego. Bo nie wszystkie te hymny na cześć "przedziwnych woni" są szczere, nie wszystkie stany płyną z głębi ducha. Robi je biedny mózg, tak, ten biedny mózg, szperający w najgorszych wyrafinowaniach, byleby wetknąć je w utwór. Tak, to jest tendencja! Sztuka dla sztuki jest często tylko płaszczykiem dla takiego, świadomie robionego kultu nagiej piękności, a nieraz dla umyślnego popisywania się z najpospolitszego rozłajdaczenia. I wy, szermierze lubieżności pod maską sztuki dla sztuki, wyklinacie wszelkie tendencje tylko po to, ażeby zamiast sztucznych tyrad na temat miłości dla milionów wprowadzić zapożyczone z domów nierządu sztuczne gesty i sztucznie hodowane obrazy! Milczcie, pajace ducha i nierządnicy uczucia, milczcie, kłamcy i obłudnicy! [...]
1899 r.