Anna Karnaszewska, Egzotyka z kraju nad Wisłą
Coraz mniej jest nas w naszym pięknym kraju nad Wisłą i wcale nie mam tu na myśli nadal ujemnego przyrostu naturalnego. Billboardy z polskim hydraulikiem i pielęgniarką nie są tylko pustym chwytem reklamowym. Nasi szturmem zdobywają Europę i choć słowo „szturm” bywa przez europejskich bezrobotnych traktowane całkiem poważnie, może nawet za bardzo, to cóż poradzić jeśli „Polak potrafi”? Wystarczy tylko umieć podstawy języka ciała (no i może zwroty grzecznościowe w danym języku), wszak rura cieknie w całej Europie mniej więcej tak samo, zaś Polscy chorzy wymagają tak samo troskliwej i profesjonalnej opieki. Można więc, powiedzieć, że ich specjalność jest ponad granicami. Podobnie jest z informatykami, lekarzami, kierowcami. Zastanawia mnie jak na europejskim rynku pracy radzi sobie ktoś kogo specjalnością jest język polski. Nie ma się co oszukiwać, język polski jest dla Europejczyków językiem mniej więcej tak samo egzotycznym jak dla nas język suahili. Pocieszać się można, że niektórzy lubią odkrywać nieznane, lub lubią, tak jak Niemcy mieszkający przy granicy z nami, robić interesy. W tej niszy poloniści mogą upatrywać szansy na lepsze jutro. Przy odrobinie szczęścia i podyplomowego wykształcenia z zakresu logopedii mogą uczyć małych Europejczyków poprawnej wymowy. Nie jest to jednak sprawa prosta, ponieważ trzeba doskonale znać język kraju, w którym przyjdzie pracować, ale z drugiej strony – takich dziwadeł jak chrząszcz brzmiący w trzcinie w Szczebrzeszynie, w innych językach nie ma. Podejrzewam, że również dziennikarz made in Poland mógłby napotkać na drobne problemy ze znalezieniem pracy w szanującej się (i przy okazji innych) gazecie, no chyba, że jako korespondent z dalekiego kraju doskonale obraca się pośród zamkniętego na nowych, jak wszędzie zresztą, środowisku i na wylot zna się układy i układziki.
Humanista to taki typ człowieka, któremu trudno znaleźć pracę, nieważne, czy jest u siebie lub za granicą. Nasz świat wypełniają cyferki, komputery... i inne niehumanitarne, o przepraszam, niehumanistyczne rzeczy. Gdzież tu miejsce dla ludzi pasjonujących się słowami? Owszem, może i jest, ale wyżyć z tego jest raczej ciężko, nieważne czy żyje się w polskim piekiełku lub w europejskim raju. Tak, wiem, zawsze można zmienić zawód, ale czy prawdziwego humanistę stać na porzucenie tego pięknego, który przez tyle przeczytanych stron sobie wykreował? Nie, dopóki nie przebudzi go ze snu odgłos burczącego brzucha i zimno dostające się do ciała przez stary wyciągnięty sweter. Tylko pseudo-humaniści zmieniają się bez obracania się wstecz.