Czego dowiesz się sam, tego się nauczysz!
Ostatnie zmiany

Św. Augustyn, Natura, Bóg, dobro

Kim jest Bóg dla człowieka?

4. Czymże więc jesteś, Boże mój? Tylko do Ciebie wołam, Pana Boga! Bo któż jest Bogiem oprócz Pana? Jakiż jest Bóg oprócz Boga naszego?

O, najwyższy, najlepszy, najmożniejszy, bezgranicznie wszechmocny, najbardziej miłosierny i najsprawiedliwszy, najgłębiej ukryty i najbardziej obecny, najpiękniejszy i najsilniejszy, zawsze istniejący, a niepojęty! Niezmienny jesteś, a przemieniasz wszystko, nigdy nie nowy, nigdy nie stary, wszystko odnawiasz, a do starości wiedziesz pysznych, gdy oni o tym nie wiedzą. Zawsze działasz, zawsze trwasz w spoczynku, gromadzisz, a niczego nie potrzebujesz. Podtrzymujesz, napełniasz, osłaniasz. Wszystko stwarzasz, karmisz, prowadzisz ku doskonałości. Szukasz, a niczego Ci nie brakuje.

Kochasz, a nie spalasz się; troszczysz się, a nie lękasz; żałujesz, a nie bolejesz; gniewasz się a spokojny jesteś; dzieła zmieniasz, a nie zmieniasz zamysłu; przygarniasz co napotkasz, chociaż nigdy tego nie utraciłeś. Nigdy nie jesteś ubogi, a radujesz się zyskiem. Nigdy się nie łakomisz, a żądasz pomnożenia tego, co dałeś. Daje się Tobie ponad obowiązek, abyś Ty był dłużnikiem a któż z nas ma cokolwiek, co nie byłoby Twoje? Oddajesz długi, nic winien nie będąc. Długi darowujesz, nic nie tracąc.

Cóż ja tu mówię, Boże mój, życie, słodyczy mego życia święta! I cóż właściwie mówią ci wszyscy, którzy o Tobie mówić usiłują! Lecz biada, jeśli się o Tobie milczy! Choćby najwięcej wtedy mówił człowiek, niemową jest.

5. O, któż mi da spoczynek w Tobie? Kto sprawi, że wnikniesz w serce moje, że je upoisz? Niechbym zapomniał o niedolach moich i tak przycisnął do piersi jedyne moje dobro, Ciebie...

Czymże Ty jesteś dla mnie? O, sprawić racz, żebym to umiał wyrazić. I czym dla Ciebie jestem ja, że żądasz, abym Ciebie kochał, a jeśli nie chcę, gniewasz się na mnie, grozisz wielkimi nieszczęściami? Czyż małym nieszczęściem byłoby samo to, że nie kochałbym Ciebie? Ach, Panie Boże mój, ulituj się nade mną i objaw mi, czym jesteś dla mnie. Powiedz duszy mojej: Zbawieniem twoim jestem. Tak powiedz, abym usłyszał. Czeka na Twój głos dusza moja, przemów do niej, powiedz duszy mojej: Zbawieniem twoim jestem. Pobiegnę za tym głosem, pochwycę Ciebie, Panie! Nie odwracaj twarzy ode mnie. Umarłbym, aby nie umrzeć. Aby tę twarz zobaczyć!...

Ciasna to chatka dusza moja. Przychodząc, zechciej ją rozszerzyć. Wali się w gruzy chciej ją podźwignąć. I wiem też, Panie, że jest w niej niejedno, co będzie razić Twoje oczy. Lecz któż ją oczyści? Do kogóż oprócz Ciebie wołać mam? "Ze skrytych oczyść mnie występków, Panie, i uchroń sługę Twego od obcych." Wierzę, dlatego też mówię Ty wiesz, Panie. Czyż nie oskarżyłem siebie o występki przed obliczem Twoim, Boże mój? A Ty odpuściłeś bezbożność serca mego. Nie będę się prawował z Tobą z Tobą, któryś Prawdą jest. Nie chcę też karmić się złudzeniami, aby nieprawość moja nie kłamała samej sobie. Nie prawuję się więc z Tobą. Bo dobrze wiem: jeśli na nieprawości będziesz patrzył, Panie, o, Panie, któż się ostoi?

św. Augustyn "Wyznania", tłum. Z. Kubiak, Warszawa 1978, s. 7-8.

Gdy cały ogrom wszechświata zapytałem o mego Boga, odrzekł mi: "Nie jestem Nim; to On mnie stworzył". Każdy człowiek, którego zmysły są zdrowe, dostrzega wokół siebie ten wszechświat. Dlaczego więc nie każdemu człowiekowi wszechświat mówi to samo? Zwierzęta, zarówno maleńkie, jak wielkie, widzą go, lecz nie potrafią badać jego sensu. Bo w nich przewodnictwa nad zmysłami przynoszącymi wieści nie sprawuje osądzający rozum. Ludzie zaś potrafią zadawać pytania. Owocem ich dociekań jest to, że niewidzialne sprawy Boga poprzez rzeczy, które zostały stworzone, dla umysłu widzialnymi się stają. Lecz ludzie niewolniczo poddają się tym rzeczom w nadmiernej do nich miłości; a niewolnicy nie są zdolni do osądzania. Rzeczy zresztą udzielają odpowiedzi tylko na pytania tych, którzy potrafią odpowiedzi osądzać. Wprawdzie rzeczy nie zmieniają swego głosu, czyli swego wyglądu, w zależności od tego, czy ktoś na nie tylko patrzy, czy też, wpatrując się, bada je. Nie ukazują się one jednym takie, a drugim inne. Lecz jawiąc się jednym i drugim w takiej samej postaci, wobec jednych są nieme, a drugim przekazują orędzie. A raczej do wszystkich przemawiają, lecz tylko ci pojmują ich odpowiedź, którzy orędzie otrzymane za pośrednictwem zmysłów zestawiają z prawdą, trwającą wewnątrz nich samych. Ta prawda mówi im: "Nie jest twój Bóg ani niebem, ani ziemią, ani jakimkolwiek ciałem". Może to poznać z samej natury takich rzeczy każdy, kto potrafi dostrzec, że masę materialną znamionuje to, iż jest mniejsza w swojej części niż w całości. Ty, duszo moja, jesteś czymś lepszym, gdyż ożywiasz całe należące do ciebie ciało. Udzielasz mu tego, czego żadna rzecz materialna nie może udzielić innej rzeczy materialnej: życia. A Bóg twój nawet tobie, duszo, tego udziela. Życiem jest życia mojego.

św. Augustyn, "Wyznania", dz.cyt., s. 180-181.

11. Usłyszałem w głębi serca Twój głos, Panie, mówiący mi dobitnie, że Ty jesteś wieczny i że Ty jedynie masz nieśmiertelność, gdyż nie ma w Tobie żadnej zmiany: ani przekształcenia, ani ruchu; ani też wola Twoja nie zmienia się z upływem czasu; wola bowiem, która się zmienia, nie jest nieśmiertelna. To przed obliczem Twoim – jest dla mnie jasne i modlę się, abym to coraz lepiej rozumiał i abym w świetle tej prawdy wytrwał roztropnie pod skrzydłami Twymi. Równie dobitnie objawiłeś, Panie, memu sercu, że Ty stworzyłeś wszystkie natury i substancje, które nie są tym, czym Ty jesteś, lecz jednak istnieją. Od Ciebie pochodzi wszystko; tylko to, co w ogóle nie ma bytu, nie pochodzi od Ciebie. Nie pochodzi więc od Ciebie ruch woli odrywającej się od Ciebie, który jesteś, ł dążącej do tego, co w mniejszym stopniu istnieje. Ruch taki jest występny i grzeszny. Ale nie może grzech żadnego człowieka w jakimkolwiek stopniu zaszkodzić Tobie albo zakłócić Twego władania czy to u szczytu stworzenia, czy na jego dnie. To przed obliczem Twoim – jest dla mnie jasne i modlę się, abym to coraz lepiej rozumiał i abym w świetle tej prawdy wytrwał roztropnie pod skrzydłami Twymi.

Usłyszałem w głębi serca Twój głos mówiący mi dobitnie także to, że nie jest Tobie współwieczny nawet ten Twój twór, który tylko Tobą się raduje. Niebo nad niebiosami, chociaż w swej niezłomnej czystości tylko Ciebie chłonie, jednak nigdzie i nigdy się nie wyzbywa swej natury zdolnej do zmienności. Lecz dzięki stałej Twojej obecności i dzięki temu, że całą miłością do Ciebie przywiera, nie ma ani przyszłości, której mogłoby oczekiwać, ani przeszłości, którą by wspominało; dlatego też nigdy się nie zmienia i nie rozpada się na przeszłość i przyszłość. Jakże szczęśliwy, jeżeli takim jest, musi być ów twór, ciągle chłonący Twoją szczęśliwość – jakże szczęśliwy, skoro Ty w nim ciągle mieszkasz, zawsze go oświecasz! Nie znajduję dla owego nieba nad niebiosami, które do Pana należy, lepszego miana niż miano domu Twego zawsze wpatrującego się w Twoją piękność, nigdy nie zwracającego się ku czemuś innemu, niższemu; umysłu czystego, najpełniej harmonijnego w niewzruszonym pokoju świętych duchów, mieszkańców Twego niebiańskiego miasta, wysoko wzniesionego ponad ziemskie niebo. Myśląc o tym mieście, niechże zrozumie dusza, jak daleko doszła w swojej wędrówce – jeśli już łaknie Ciebie; jeśli łzy stały się jej chlebem we dnie i w nocy, gdy mówią jej co dzień: "Gdzież jest Bóg twój?" i jeśli już tylko o jedno prosi Pana i o jedno zabiega: aby mogła mieszkać w domu Twoim po wszystkie dni swego życia.

św. Augustyn, "Wyznania", dz.cyt., s. 248-249.

Świat stworzony przez Boga

38. Rzeczy, które uczyniłeś, widzimy, bo one istnieją. Istnieją zaś dlatego, że Ty je widzisz. Zewnątrz widzimy, że one istnieją, a w naszym wnętrzu widzimy, że są dobre. Ty zaś, gdy zobaczyłeś, że słuszne jest, by je stworzyć w tym samym akcie ujrzałeś, że istnieją.

Dopiero po przeminięciu jakiegoś czasu nasze serca poderwały się do czynienia dobra, dopiero wtedy, kiedy je natchnął Twój Duch. Przedtem byliśmy skłonni do czynienia zła, bo odeszliśmy od Ciebie. A Ty, Boże najwyższy, jedynie dobry, nigdy nie przestałeś dobrze czynić. Dzięki darowi Twojej łaski niektóre nasze dzieła są dobre. Lecz nie są wieczne. Ufamy, że po nich znajdziemy spoczynek, jeżeli nas dopuścisz do wielkiej świętości obecności Twojej. A Ty jesteś samym Dobrem, nie potrzebującym żadnego innego dobra, i trwasz zawsze spokojny, bo sam jesteś swoim własnym spoczynkiem. Któryż człowiek może pomóc drugiemu człowiekowi w zrozumieniu tej prawdy? Któryż anioł aniołowi? Któryż anioł człowiekowi? Ciebie trzeba o to prosić, w Tobie szukać, do Twoich wrót kołatać. Dopiero wtedy otrzymamy, wtedy znajdziemy, wtedy wrota się przed nami otworzą.

św. Augustyn, "Wyznania", dz.cyt., s. 305.

O błądzeniu człowieka w drodze do Boga

18. Trudno się dziwić, że tak się pogrążyłem w marności i odchodziłem daleko od Ciebie, skoro jako wzory do naśladowania przedstawiano mi ludzi, którzy wstydzili się jak hańby tego, że opowiadając o dobrych swoich czynach popełnili błąd gramatyczny albo użyli wyrażeń prowincjonalnych, a dumnie kroczyli w obłoku pochwał, jeśli o swoich niegodziwych pasjach mówili zdaniami zaokrąglonymi, błyszczącymi obfitą ornamentyką. Widzisz to. Panie, i milczysz cierpliwy, pełen miłosierdzia, wierny. Czy zawsze będziesz milczał? Jeszcze dziś możesz wydobyć z tej straszliwej przepaści wszelką duszę, która Ciebie szuka i łaknie Twojej pociechy i której serce mówi: Szukam oblicza Twego; oblicza Twego, Panie, szukać będę.

Ogarnięty burzą namiętności, byłem wówczas daleko od oblicza Twego.

Nie po drodze przemierzanej stopami, nie w przestrzeni fizycznej odchodzi się od Ciebie i wraca się do Ciebie. Tamten marnotrawny Twój syn czyż potrzebował konia, rydwanu albo okrętu? Czy na skrzydłach widzialnych odleciał? Czy musiał iść drogą, aby potem, żyjąc w dalekim kraju, roztrwonić to, co mu dałeś, gdy odchodził? Miłowałeś go, gdyś mu dawał; jeszcze czulej miłowałeś wracającego nędzarza. On przez to odszedł, że pogrążył się w namiętnościach mrocznych, które zakryły przed nim oblicze Twoje. Spojrzyj na to. Panie, cierpliwie, tak, jak zawsze patrzyłeś.

Jakże pilnie przestrzegają ludzie zasad gramatyki otrzymanych od dawniejszych pokoleń, a jak zaniedbują oznajmione przez Ciebie zasady wiecznego zbawienia. Ten, kto przestrzega albo naucza tradycyjnych reguł fonetycznych jeśli wbrew przepisom językowym wypowie słowo homo bez początkowego h, na większą się u ludzi naraża naganę niż gdyby nienawidził człowieka, istoty takiej, jaką jest on sam.

To jakby ktoś myślał, że nieprzyjazny człowiek może mu bardziej zaszkodzić niż on sam sobie szkodzi odczuwaną do tego człowieka nienawiścią; albo że dotkliwiej szkodzi temu, kogo prześladuje, niż pustoszy ową wrogością własne serce.

A przecież żaden element wykształcenia nie dotyczy nas w tak wielkim stopniu jak owa zapisana w sumieniu zasada: Nie czyń innemu tego, czego sam nie chciałbyś doznać.

Jakże Ty tajemny jesteś, na wysokości trwający wśród milczenia. Panie jedyny w takim wywyższeniu! Zawsze czuwasz i mocą prawowitej władzy zsyłasz karę zaślepienia za bezprawną ambicję. Oto ten człowiek pnie się ku sławie retora: stoi przed innym człowiekiem, który go ma ocenić; dokoła tłoczy się wielu ludzi; jakże on nienawidzi swego antagonisty; i jak pilnie uważa, żeby nie powiedzieć omyłkowo inter hominibus; a tym, że przez ten obłęd może człowieka wygnać spośród ludzi, wcale się nie przejmuje...

św. Augustyn, "Wyznania", dz.cyt., s. 21-22.

15. Nie dostrzegałem jeszcze tego, że fundament owej wielkiej tajemnicy jest w Twojej twórczej mocy, o wszechmocny Boże, który czynisz takie cuda, jakich nikt inny nie czyni. Myśli moje krążyły tylko wokół kształtów materialnych. Określiłem różnice ilustrując ją przykładami czerpanymi z obserwacji przedmiotów materialnych między pięknem, czyli tym, co się podoba samo w sobie, a proporcją, czyli tym, co podoba się dzięki harmonijnemu dostosowaniu do czegoś innego. Zastanawiałem się też nad naturą umysłu; ale wyznawane przeze mnie fałszywe poglądy na sprawy duchowe uniemożliwiały mi dotarcie do prawdy w tej dziedzinie, chociaż wprost rzucała się ona w oczy. Moje rozgorączkowane myśli odwracały się od bytu bezcielesnego ku zarysom, barwom i kształtom. A ponieważ w umyśle ani linii, ani barw, ani kształtów nie dostrzegałem, sądziłem, że nie mogę nic o nim wiedzieć. W cnocie ceniąc spokój, a w występku dostrzegając przede wszystkim zakłócenie ładu, wnioskowałem, że cnota polega na pewnego rodzaju jedności, a występek na rozdarciu. Sądziłem, że na takiej samej jedności polega racjonalność myśli, jak też istota prawdy i najwyższego dobra. W owym zaś rozdarciu dopatrywałem się, nieszczęsny, jakiejś jak gdyby substancji życia irracjonalnego, jak też istoty największego zła, które według mojego ówczesnego mniemania miałoby być nie tylko substancją, ale wręcz formą życia, nie pochodząc jednak od Ciebie, Boże mój... A przecież od Ciebie pochodzi wszystko, co istnieje. Jedność nazywałem "monadą", uważając ją za umysł pozbawiony płci, rozdarcie zaś "diadą", która miałaby składać się z pasji prowadzącej do przemocy i z żądzy będącej źródłem rozpusty. Zgoła nie wiedziałem, co wygaduję.

Bo nikt mnie jeszcze nie pouczył i nie wiedziałem o tym, że zło nie jest żadną substancją ani też umysł ludzki bynajmniej nie jest najwyższym i niezmiennym dobrem. Występki przemocy popełnia się wtedy, gdy uczucia, jakie popychają nas do działania, są skażone i burzą się zuchwale bez żadnego hamulca. Czyny rozpustne pojawiają się wtedy, gdy nie zna umiaru ów popęd duszy, który zmierza do rozkoszy cielesnych. Obrastają też nasze życie błędne i fałszywe mniemania, jeśli sam nasz rozum ulega deprawacji. Tak się działo właśnie ze mną w owym czasie. Nie wiedziałem, że po to, aby mój umysł mógł mieć uczestnictwo w prawdzie, musiałby być oświetlony innym światłem; bo sam nie jest istotą prawdy. Albowiem Ty zapalisz lampę moją, Panie Boże mój, rozświecisz moje ciemności, a z pełności Twojej myśmy wszyscy wzięli. Tyś jest światłem prawdziwym, które oświeca każdego człowieka przychodzącego na ten świat, bo w Tobie nie ma odmiany ani cienia zmienności. Próbowałem przedzierać się ku Tobie, a Ty mnie odpychałeś, bym zakosztował śmierci. Albowiem pysznym się sprzeciwiasz.

A czyż może być pycha gorsza od tego zdumiewającego obłędu, który mi wówczas kazał głosić, że jestem z natury tym, czym jesteś Ty? Byłem istotą podległą zmianom, o czym wiedziałem choćby stąd, że pragnąłem stać się mądry, czyli z gorszego stać się lepszy. Wobec tego wolałem uznać, że także Ty jesteś zmienny, niż pogodzić się z myślą, że nie jestem tym, czym Ty jesteś. Odpychałeś więc mnie i miażdżyłeś moją głupią pychę. A moja wyobraźnia nadal igrała formami materialnymi. Sam będąc istotą cielesną, potępiałem ciało. Byłem jak zbłąkany powiew wiatru, niezdolny do tego, by powrócić do Ciebie. Dawałem się unosić fali, zmierzając ku rzeczom, które nie istnieją w ogóle ani w Tobie, ani we mnie, ani w materii. Nie stworzyła ich dla mnie Prawda Twoja, lecz wymyśliła je biorąc za punkt wyjścia rzeczy materialne moja niedorzeczna fantazja. I mówiłem o tym do wiernych Twoich dzieci, z których wspólnoty byłem wygnany, chociaż nie wiedziałem o tym. Zaczepiałem ludzi nachalnie, głupio; pytałem: "Dlaczego błądzi dusza, chociaż Bóg ją stworzył?" A nie lubiłem, gdy mnie pytali: "Dlaczego więc twoim zdaniem błądzi Bóg?" Wolałem wtedy utrzymywać, że niezmienna Twoja istota musi podlegać błędom, niż przyznać, że moja zmienna istota zeszła na bezdroża i że błędy, w jakie się uwikłała, są dla niej zasłużoną karą.

św. Augustyn, "Wyznania", dz.cyt., s. 62-64.

4. Skoro nie wiedziałem, jak trzeba było rozumieć owo stworzenie na Twój "obraz", powinien bym był zapukać do Twych drzwi i zapytać o to, a nie szydzić z tych słów i odrzucać je tak, jakby istotnie miały to znaczenie, które ja im przypisałem. A pożądanie pewności dręczyło mnie tym dotkliwiej, że coraz bardziej dopiekał mi wstyd, gdy przypominałem sobie, jak długo mnie oszukiwała i wodziła po manowcach ułuda rzekomej pewności, ile rzeczy niepewnych wygadywałem w dziecinnym zabłąkaniu i zapamiętałości tak, jakby były pewnymi. Dopiero później pojąłem nagle, że to były kłamstwa. Pewne było tylko to, że nie było w nich pewności. A ja traktowałem je jako pewne wtedy, gdy w zaślepieniu napadałem na Kościół katolicki. Teraz, chociaż nie przekonałem się jeszcze, że głosi on prawdę, tyle już przynajmniej wiedziałem, że nie naucza tego, o co go tak zażarcie oskarżałem. Zaskoczyło mnie to, a ponieważ byłem już na drodze do nawrócenia, cieszyłem się, Boże mój, że jedyny Twój Kościół, Ciało Twego Syna jedynego, w którym wezwano imienia Chrystusowego nade mną jako niemowlęciem, nie lubuje się w dziecinnych baśniach. W jego trzeźwej nauce nie było niczego, co mogłoby wtłaczać Ciebie, Stwórcę wszechrzeczy, w jakiekolwiek miejsce, choćby najwyżej sięgające i najrozleglejsze lecz jednak ściśle ograniczone zarysami ciała ludzkiego.

Cieszyłem się też, że przedstawiano mi dawne księgi Prawa i Proroków w świetle zupełnie odmiennym od tego, w którym przedtem wydawały mi się one absurdalne wtedy gdy krytykowałem Twoich świętych za poglądy, jakie ja sam im przypisywałem. A oni mieli poglądy zupełnie odmienne. Z radością też słyszałem, że w kazaniach Ambroży często powoływał się na tekst: "Litera zabija, duch ożywia" – jakby to była reguła, którą szczególnie mocno chciał podkreślić. Kiedy wyjaśniał takie teksty, które wtedy, gdy je brałem według litery, zdawały się głosić naukę przewrotną, i uchylając zasłony tajemnicy, odsłaniał ich sens duchowy, nic w tym, co mówił, nie budziło mojego sprzeciwu, chociaż z drugiej strony nie wiedziałem jeszcze, czy jest to prawdą. Powstrzymywałem moje serce od przyświadczenia czemukolwiek bojąc się, że runę potem w dół; i trwałem w zawieszeniu, jeszcze bardziej niebezpiecznym.

Chciałem w sprawach nie podlegających zmysłom osiągnąć taką pewność, jak byłem pewny, że siedem plus trzy to dziesięć. Nie byłem bowiem aż tak szalony, żeby i w to wątpić... Taką właśnie pewność chciałem osiągnąć we wszystkich dziedzinach, zarówno wobec tych rzeczy materialnych, których nie mogłem dosięgnąć własnymi zmysłami, jak i wobec bytów duchowych, których nie umiałem pojąć inaczej niż w postaci materialnej. Mógłbym uleczyć się przez wiarę, gdyż dzięki niej zarysowałyby się przed moim umysłem wyraźniejsze linie, które w jakiś sposób mogłyby skierować mnie ku Twojej prawdzie, a ona zawsze trwa i nikogo nigdy nie omyli. Ale często tak się zdarza, że człowiek, który raz trafił na złego lekarza, potem boi się powierzyć nawet dobremu. Taki był stan mojej duszy, której nic oprócz wiary nie mogło uleczyć. A odrzucała to lekarstwo, bojąc się, że mogłaby uwierzyć w nieprawdę. Odsuwała się od Twoich rąk, w których przynosisz lekarstwo wiary, skraplając nim wszystkie choroby świata, aby ustąpiły wobec Jego mocy.

św. Augustyn, "Wyznania", dz.cyt., s. 90-91.

Uznając, że Pisma mówią prawdę, przypisywałem Chrystusowi pełnię człowieczeństwa, nie tylko ciało ludzkie i nie tylko ożywione duszą ciało bez ludzkiego umysłu; uważałem Go za pełnego człowieka. Mniemałem, że górował On nad wszystkimi innymi ludźmi nie przez to, że był wcieloną Prawdą, lecz przez to, że w Nim natura ludzka wzniosła się do niezwykłej doskonałości i że pełniej uczestniczył w boskiej Mądrości. Alipiusz natomiast sądził, że według wiary katolików był On Bogiem odzianym w ciało, czyli że w Chrystusie był tylko Bóg i ciało, lecz nie było ludzkiej duszy. Mniemał, że katolicy odmawiają Chrystusowi ludzkiego umysłu, a ponieważ z drugiej strony był głęboko przekonany, że te Jego czyny, które zapisano, mogły być dokonane tylko przez istotę wyposażoną w siłę żywotną i w rozum, ociągał się z przyjęciem wiary chrześcijańskiej. Dopiero później zrozumiał, że takie błędne pojmowanie było właściwe heretykom apolinarystom. Wtedy ochoczo przyjął wiarę katolicką. Co się mnie tyczy, muszę przyznać, że dopiero trochę później dowiedziałem się, czym się prawdziwa wiara katolicka różni od błędu Fotyna w interpretacji tego, że Słowo stało się ciałem. Odrzucenie tez heretyckich bardziej uwydatnia. Panie, wiarę Twego Kościoła i treść prawdziwej nauki. Musiały pojawić się herezje, aby wypróbowani jawnie się ukazali pośród słabych.

20. Pod wpływem przeczytanych wówczas książek platoników byłem skłonny do szukania prawdy jako czegoś bezcielesnego. Dojrzałem niewidzialne sprawy Twoje, pojęte poprzez rzeczy stworzone, ale nie mogąc posunąć się dalej, zrozumiałem, że na dokładniejsze widzenie nie pozwalają mi ciemne chmury zalegające mą duszę. Byłem pewny zarówno tego, że Ty istniejesz, jak i tego, że jesteś nieskończony lecz nie w znaczeniu rozciągłości w przestrzeni, czy to ograniczonej, czy nieograniczonej. Wiedziałem, że ty naprawdę istniejesz, będąc zawsze ten sam, nie zmieniając się w żadnej części ani w żadnym poruszeniu. Wiedziałem też, iż z Ciebie wszystkie rzeczy czerpią istnienie, a niezachwianym tego dowodem jest już sam fakt, że istnieją. Tych prawd byłem całkowicie pewny, lecz jeszcze byłem zbyt słaby, aby radować się Tobą. Wymownie o tym rozprawiałem, jakbym to wszystko już rozumem ogarnął, ale gdybym nadal nie szukał drogi do Ciebie poprzez Zbawiciela naszego, Chrystusa, nie ja te sprawy, lecz mnie zagarnęłaby zagłada. Zaczęła mi pochlebiać opinia, że jestem mądry. Była to kara, jaką sam sobie wymierzyłem. Zamiast płakać nadymałem się pychą: jakiż to ja jestem uczony.

św. Augustyn, "Wyznania", dz.cyt., s. 126-127.

Natura dobra

10. Te książki zachęcały mnie, abym wrócił do samego siebie. Zacząłem więc wchodzić w głębię mej istoty za Twoim przewodnictwem. Mogłem w nią wnikać, ponieważ Ty mnie wspomagałeś. Wszedłem tam i takim wzrokiem duchowym, jaki był mi dany, dojrzałem w górze, ponad owym wzrokiem, ponad moim umysłem światłość Boga niezmienną: nie tę pospolitą światłość dzienną, którą dostrzega każde żywe stworzenie, ani nawet nie jakieś rozleglejsze światło tego samego rodzaju, które mogłoby się rozjarzyć, gdyby światło dzienne wielokrotnie, wielokrotnie się wzmogło i rozjaśniło, i całą napełniło przestrzeń ogromem jasności. Nie było to takie światło, lecz inne, zupełnie odmienne od wszelkich takich rozjarzeń. Było ono nad moim umysłem, ale nie tak, jak oliwa jest nad wodą, ani nie tak, jak niebo jest nad ziemią. Była nade mną ta światłość dlatego, że ona mnie stworzyła, a ja byłem w dole, bom został przez nią stworzony. Kto zna prawdę, zna tę światłość, a kto zna tę światłość, zna wieczność. To jest światłość, którą miłość zna.

Wieczna Prawdo! Prawdziwa Miłości! Umiłowana Wieczności! Tyś Bogiem moim, do Ciebie wzdycham dniem i nocą. Gdy po raz pierwszy Cię poznałem, Tyś mnie do siebie przygarnął, żebym zobaczył, że powinienem coś ujrzeć, a także iż nie jestem jeszcze zdolny do ujrzenia tego. Schłostałeś słabość mego wzroku, przemożnym uderzywszy we mnie blaskiem, aż zadrżałem z miłości i zgrozy. Zrozumiałem, że jestem daleko od Ciebie w krainie, gdzie wszystko jest inaczej. I zdało mi się, że słyszę Twój głos z wyżyny: "Jam pokarm dorosłych, dorośnij, a będziesz mnie pożywał; i nie wchłoniesz mnie w siebie, jak się wchłania cielesny pokarm, lecz ty się we mnie przemienisz". Zrozumiałem też, że za niegodziwość ukarałeś człowieka i sprawiłeś, że się rozprzędła, jak pajęczyna, dusza moja. Zadawałem sobie pytanie: Czyż prawda jest niczym, skoro nie przysługuje jej rozciągłość w przestrzeni czy to skończonej, czy nieskończonej? I z wielkiej dali usłyszałem Twój głos: "To jam jest tym, który jest". Usłyszałem tak, jak się słyszy głos w głębi własnego serca; i od razu się rozwiały moje wątpliwości. Łatwiej byłoby mi wątpić w to, że żyję, niż w to, że istnieje prawda, którą w rzeczach stworzonych można pojąć i zobaczyć.

11. Przypatrzyłem się też rzeczom istniejącym poniżej Ciebie i zrozumiałem, że one ani nie istnieją w sposób zupełny, ani nie można rzec, żeby w sposób zupełny nie istniały. Są rzeczywiste w takiej mierze, w jakiej od Ciebie czerpią istnienie, lecz są nierzeczywiste w tym znaczeniu, że nie są tym, czym Ty jesteś. To bowiem naprawdę istnieje, co niezmiennie trwa. Dla mnie dobrze jest przywrzeć do Boga. Tylko wtedy bowiem, gdy w Nim trwać będę, będę mógł trwać w samym sobie. On zaś w samym sobie trwając odnawia wszystko. Boże, Panem moim jesteś, bo żadnych dóbr ode mnie nie potrzebujesz.

12. Stało się też dla mnie jasne, że te rzeczy, które ulegają zepsuciu, są dobre. Gdyby były najwyższymi dobrami, nie mogłyby ulec zepsuciu. Nie mogłyby też się zepsuć, gdyby w ogóle nie były dobre. Będąc najwyższymi dobrami, byłyby niezniszczalne; gdyby zaś zupełnie nie były dobrami, nie byłoby w nich niczego, co można by zepsuć. Zepsucie jest szkodą; a przecież nie byłoby szkodą, gdyby nie polegało na zmniejszeniu dobra. Albo więc zepsucie nie wyrządza żadnej szkody (co oczywiście jest twierdzeniem niedorzecznym), albo (co jest oczywistą prawdą) wszelkie rzeczy, które ulegają zepsuciu, są pozbawiane jakiegoś dobra. Jeśli zaś zostaną pozbawione wszelkiego dobra, w ogóle przestaną istnieć. A jeśliby nadal istniały i już nie mogły ulec zepsuciu, byłyby lepsze, niż były przedtem, gdyż trwałyby w stanie niezniszczalności.

Lecz czy może być coś bardziej obłędnego niż teza, że rzeczy stały się lepsze przez utracenie wszelkiego dobra? Trzeba więc wyciągnąć wniosek, że jeśli zostaną pozbawione wszelkiego dobra, nie będą w ogóle niczym. Dopóki istnieją, są dobre. A więc wszystko, co istnieje, jest dobre. A owo zło, którego pochodzenie chciałem odkryć, nie jest substancją. Gdyby bowiem było substancją, byłoby dobrem. Byłoby bowiem albo substancją niezniszczalną, czyli dobrem wysokiego rzędu, albo substancją zniszczalną, która nie mogłaby ulec zepsuciu, gdyby nie była dobra. Pojąłem w sposób zupełnie jasny, że wszystko, co stworzyłeś, jest dobre i że nie ma żadnych substancji, których byś nie stworzył. A ponieważ nie uczyniłeś wszystkich rzeczy równymi, jest tak, że każda poszczególna rzecz jest dobra, a wszystkie razem są bardzo dobre, gdyż ogół wszystkich rzeczy stworzyłeś, Boże nasz, jako bardzo dobry.

św. Augustyn, "Wyznania", dz.cyt., s. 120-122.

11. Toteż naturze Boga szkodzić w ogóle nie można, a żadnej naturze, pozostającej pod władzą Boga, nie można szkodzić niesprawiedliwie. Bo wtedy, gdy ktoś grzesząc szkodzi komuś niesprawiedliwie, wola wyrządzenia krzywdy pochodzi od niego, moc krzywdzenia jednakże, która została mu dana, jest od Boga. Bóg wie, co powinni wycierpieć ci, których pozwala krzywdzić, choćby nawet nie wiedział tego sprawca krzywdy.

Istnienie a dobro rzeczy stworzonych

12. Jeżeliby na to wszystko, co jest tak wyraźne, tak pewne, zechcieli zwrócić uwagę ludzie, którzy wprowadzają drugą naturę, naturę, której nie stworzył Bóg, nie popełnialiby takich bluźnierstw, żeby z największym złem łączyć tak wielkie dobra, a z Bogiem tak wielkie zło. Do wyzbycia się błędu wystarczy bowiem, jak przedtem powiedziałem, żeby zechcieli sobie uprzytomnić to, co wbrew ich woli zmusza ich przyznać prawda, że wszelkie bez wyjątku dobra pochodzą wyłącznie i jedynie od Boga. Nie jest więc tak, żeby skądinąd pochodziły wielkie dobra, a skądinąd małe, lecz i wielkie i małe dobra pochodzą tylko od najwyższego dobra, którym jest Bóg.

13. Wymieńmy więc dobra, jakie tylko możemy, dobra, za których sprawcę musimy uznawać Boga, i zobaczmy, czy po ich usunięciu ostanie się jakakolwiek natura. Więc wszelkie życie, wielkie i małe, wszelka potęga, wielka i mała, wszelkie zdrowie, wielkie i małe, wszelka pamięć, wielka i mała, wszelka cnota, wielka i mała, wszelki umysł, wielki i mały, wszelki spokój, wielki i mały, wszelkie bogactwo, wielkie i małe, wszelkie czucie, wielkie i małe, wszelkie światło, wielkie i małe, wszelka słodycz, wielka i mała, wszelka miara, wielka l mała, wszelkie piękno, wielkie i małe, wszelki pokój, wielki i mały, i inne podobne rzeczy, które się mogą tu nasunąć, a zwłaszcza te, które znajdują się we wszystkich stworzeniach zarówno duchowych, jak i cielesnych, więc wszelka miara, piękno i porządek, i wielkie, i małe, pochodzą od Pana Boga. Ten, kto z tych wszystkich dóbr zechce zrobić zły użytek, poniesie za to karę na mocy Bożego sądu. Gdzie zaś z tych dóbr nie pozostanie już w ogóle nic, tam też nie pozostanie już żadna natura.

św. Augustyn, "Dialogi i pisma filozoficzne", t. IV, O naturze dobra, tłum. M. Maykowska, Warszawa 1954, s. 174.

Źródła grzechu

Gdzież więc jest zło? Skąd i w jaki sposób do tego świata się wkradło? Jaki jest jego korzeń? Co jest jego nasieniem? A może zło w ogóle nie istnieje? Czemu więc boimy się i wystrzegamy tego, czego nie ma? Jeśli nasz lęk nie ma uzasadnienia, to na pewno on sam jest złem, bo bez potrzeby szarpie ł dręczy nasze serce. Tym większym jest złem przez to, że nie istnieje przedmiot lęku, a jednak się boimy. Albo więc złem jest to, czego się boimy, albo złem jest to, że się boimy. Skąd więc to zło pochodzi? Bo przecież Bóg stworzył wszystkie rzeczy, a będąc dobry stworzył je jako dobre. Będąc większym i najwyższym dobrem, stworzył te dobra mniejsze; lecz przecież wszystko i Stwórca, i rzeczy stworzone wszystko jest dobre. W czym więc było zło? Czy w tym, z czego stworzył świat? Czy było coś złego w materii, z której ład świata ukształtował? Czy pozostawił w tej materii coś, czego nie skierował ku dobru? Dlaczegoż by jednak tak postąpił? Czyż mamy przyjąć, że chociaż był wszechmocny, nie miał dosyć siły, aby tak przemienić całą materię i nadać jej taki kierunek, by nic złego w niej nie pozostało? A w końcu dlaczego chciał z niej cokolwiek tworzyć zamiast sprawić swoją wszechmocą, aby ta materia zupełnie przestała istnieć? Czy w ogóle mogła ona zaistnieć wbrew Jego woli? Jeśli zaś od wieczności istniała, to dlaczego przez te bezmiary minionego czasu pozwolił jej istnieć w takim stanie i tak późno postanowił coś z niej uczynić?

Jeśli nagle postanowił działać, czyż nie należałoby raczej oczekiwać, że wszechmocą swoją sprawi, by owa materia przestała istnieć? Tak by nic nie istniało odtąd oprócz Niego samego będącego całą prawdą, najwyższym i nieskończonym dobrem? Jeśli zaś nie byłoby dobrze, gdyby Bóg, będąc dobry, nie tworzył również i nie ustanawiał czegoś dobrego, to czyż nie mógł usunąć i zniweczyć owej złej materii, aby zamiast niej ustanowić dobrą, z której mógłby wszechświat stworzyć? Nie byłby przecież wszechmocny, gdyby do stworzenia czegokolwiek dobrego potrzebował oparcia w materii, której sam nie stworzył. Takie to gorączkowe snułem w duszy medytacje, a mój niepokój był tym dotkliwszy, iż się lękałem, że umrę, zanim znajdę prawdę. Mocno jednak była wszczepiona w moim sercu wiara otrzymana w Kościele katolickim w Chrystusa, Syna Twego, a naszego Pana i Zbawcę. W wielu sprawach poglądy moje były jeszcze nieukształtowane i odbiegały od właściwej nauki, ale umysł mój nie chciał od niej odejść i z dnia na dzień coraz głębiej ją chłonął.

św. Augustyn, "Wyznania", dz.cyt., s. 112-113.

34. Grzech czy nieprawość nie polega na tym, że się pożąda "złych natur", ale na tym, że się porzuca lepsze. Oto czytamy w Piśmie: "Wszystko, co Bóg stworzył, dobre jest." Toteż i każde drzewo, które Bóg zasadził w raju, jest dobre. Człowiek nie zapragnął więc "złej natury", gdy dotknął zakazanego drzewa, ale sam dopuścił się złego czynu, odwracając się od tego, co jest lepsze. Czymś lepszym, zaprawdę, jest Stwórca niż wszelka rzecz przez Niego stworzona. Człowiek nie powinien był przekroczyć Bożego zakazu i dotknąć rzeczy zakazanej, jakkolwiek była dobra. Odstąpił bowiem od tego, co jest lepsze, zapragnął stworzonego dobra i sięgnął po nie wbrew zakazowi Stwórcy. Nie "złe" przeto drzewo zasadził Bóg w raju, ale On, który tknąć go zakazał, był od niego czymś niezrównanie lepszym.

35. Zakazał go zaś tknąć człowiekowi w tym celu, ażeby mu pokazać, że dusza rozumna nie zależy od siebie, ale musi być poddana Bogu, że przez posłuszeństwo zachowuje zbawienny ład w sobie, a przez nieposłuszeństwo podważa go i psuje. I dlatego drzewo, którego tknąć zakazał, nazwał drzewem "rozpoznawania dobrego i złego". Przekraczając zakaz Boga i sięgając po owoc tego drzewa ściągnął człowiek na siebie karę za grzech i poznał w ten sposób, jaka jest różnica między dobrem posłuszeństwa a złem nieposłuszeństwa.

36. Czyż jest ktoś tak niemądry, ażeby sądzić, że można coś ganić w jakiejś rzeczy stworzonej przez Boga, a cóż dopiero w drzewie, które zasadził w raju? Przecież i cierni nawet, i kąkoli, które z wyroku i woli Boga rodzi ziemia dla udręki grzesznika, nie można ganić słusznie. Posiadają wszak i te rośliny swoją miarę, postać i porządek, tak iż raczej podziw budzić muszą, jeżeli spojrzeć na nie bezstronnie. Złe stają się one dla tej natury, która ze względu na swój grzech musiała być ukarana za ich pośrednictwem. Grzech więc nie polega, jak już powiedziałem, na tym, że się pożąda "złej natury", lecz na tym, że się odstępuje od lepszej, i dlatego zły jest czyn, ale nie ta natura, z której, grzesząc, korzysta się w zły sposób. Złem bowiem jest złe używanie dobra. Toteż Apostoł zwraca się z naganą do potępionych sądem Bożym, ponieważ "oddawali cześć i służyli raczej stworzeniu niż stworzycielowi". Nie gani stworzenia bo czyniąc to uwłaczałby Stwórcy ale gani tych, którzy zrobili zły użytek z dobra porzuciwszy to, co jest lepsze.

św. Augustyn, "Dialogi i pisma...", t. IV, O naturze dobra, Warszawa 1954, s. 185-186.

Źródłem zła jest niewłaściwy wybór wolnej woli

XX-54. Lecz może zapytasz, skąd powstaje takie poruszenie woli; bo przecież wola, odwracając się od dobra niezmiennego ku zmiennemu, wykonuje ruch. To poruszenie jest bez wątpienia złe, mimo że wolną wolę należy zaliczyć do dóbr, ponieważ bez niej nie można dobrze żyć. Przyjmując, że to poruszenie, to jest odwrócenie się woli od Boga, jej Pana, jest na pewno grzechem, nie możemy chyba mówić, że przyczyną tego grzechu jest Bóg. A więc to poruszenie nie pochodzi od Boga. Skąd więc bierze się? Może zasmucę cię, jeżeli odpowiem na twoje pytanie, że nie wiem. A jednak moja odpowiedź będzie prawdziwa. Przecież nie można wiedzieć o tym, czego nie ma. Umocnij się tylko w pobożnym przekonaniu, że ani twoje zmysły, ani rozum, ani myśl nie zdołają natrafić na żadne dobro, które nie pochodziłoby od Boga. Nie wahaj się przypisać Bogu wykonania każdej rzeczy, w której zobaczysz miarę, liczbę i układ; od czego zaś odejmiesz zupełnie te trzy elementy, z tego nic nie pozostanie. Przypuśćmy, że pozostaną jakieś zaczątki doskonałości tam, gdzie nie znajdujesz ani miary, ani liczby, ani układu (ponieważ gdziekolwiek są te trzy elementy, tam jest pełna doskonałość); trzeba będzie, żebyś usunął także i te zaczątki doskonałości; one bowiem robią wrażenie jakby materiału, który służy do dyspozycji artysty, aby w jego rękach otrzymać ostateczne wykończenie. A jeśli doskonałość jest dobrem, to są nim także w pewnej mierze same zarysy doskonałości. Toteż gdy usuniemy zupełnie wszelkie dobro, nie zostanie już w ogóle nic, nawet najmniejszy ślad jakiegoś bytu. Każde zaś dobro pochodzi od Boga, a więc nie ma żadnej stworzonej natury, która nie pochodziłaby od Boga. Czyli to poruszenie, przez które człowiek odwraca się od najwyższego dobra i w którym uznajemy istotę grzechu, jest ruchem niedoskonałym; wszelka zaś niedoskonałość pochodzi z nicości. Wobec tego zastanów się, komu przypisać to poruszenie, i bądź pewny, że nie ma ono związku z Bogiem. Ponieważ jednak ta niedoskonałość wywołana jest przez nas dobrowolnie, jest zależna od nas. Jeżeli bowiem boisz się jej, nie powinieneś jej chcieć; jeżeli zaś nie chcesz, nie będzie jej. Najbezpieczniej więc mieć takie warunki życia, w których nic nie może spotkać człowieka wbrew j ego woli. Upadł człowiek z własnej woli, lecz nie może podźwignąć się własnowolnie. Dlatego z silną wiarą uchwyćmy się ręki Bożej, wyciągniętej ku nam z góry, to jest Pana naszego Jezusa Chrystusa, oczekujmy Go z żywą nadzieją i z płomienną miłością stęsknionej duszy. Może uważasz, że trzeba jeszcze dokładniej zbadać pochodzenie grzechu, bo ja sądzę, że jest to zupełnie niepotrzebne. Jeśli jednak uważasz, że trzeba, musimy to odłożyć do innej rozmowy.

E. Oczywiście przychylam się do twojej woli, żeby odłożyć na inny czas to, co zechciałeś tutaj poruszyć. Nie mogę się bowiem zgodzie z twoim sądem, jakoby już z tą chwilą zagadnienie zostało wyczerpane.

św. Augustyn, "Dialogi i pisma ", t. III, O wolnej woli, tłum. A Trombala, Warszawa 1953, s. 163-164.

Natomiast oskarżamy o grzech duszę, kiedy możemy dowieść, że porzuciła dobra wyższe i wolała cieszyć się niższymi. Po co więc mamy szukać, skąd pochodzi to złe poruszenie, przez które dusza odwraca się od dobra niezmiennego do zmiennego? Przyznajemy przecież, że jest ono własnym poruszeniem duszy, dobrowolnym i z tego powodu zawinionym. Wszelkie pożyteczne pouczenia w tej sprawie mają przyczynić się do tego, żeby przez naganę i hamujący wpływ skierować naszą wolę, pogrążoną w rzeczach doczesnych, ku radości, jaką daje dobro wieczne.

św. Augustyn, "Dialogi i pisma", t. III, O wolnej woli, dz.cyt., s. 167-168.

Opublikowano 26.08.2013 r.

SHI
Ostatnie zmiany