Marta Rynduch, W świecie fantazji Jonathana Carrolla

Jonathan CarrollZostałam oczarowana, tak, to chyba najwłaściwsze słowo, ale także zdumiona, przestraszona i rozbawiona. Urzekły mnie słowa jak magiczne zaklęcia i te sformułowania: "Krainie Chichów światło dały oczy, które widziały światła, których nie widział nikt."

W dużej mierze tytuł powieści "Kraina Chichów" przyciągnął moją uwagę, bo to właśnie tytuły wszystkich książek Marshalla France'a mieszczą w sobie całe piękno i smutek, tajemniczość i coś, co nazwałabym soczystością, np. "Brzoskwiniowe Cienie", "Sadzawka Gwiazd" czy "Smutek Zielonego Psa". Ostrzegam: każdy, kto lubi czytać i weźmie do ręki pierwszą powieść Jonathana Carrolla – "Krainę Chichów" – zadomowi się w niej na stałe! To przytrafiło się także mi, czytanie tej książki było podróżą do zaczarowanego świata. Podróż ta była jednak tak niespodziewana, że nie od razu zrozumiałam, co się stało. Zanim jednak przejdziemy do najprzyjemniejszych momentów samej "Krainy...", kilka słów o człowieku, który jest autorem tej powieści.

Jonathan Samuel Carroll urodził się 26 stycznia 1949 r. w Nowym Jorku jako syn Sydneya, znanego autora scenariuszy filmowych (m. in. do "The Hustler" z 1961 r. i "Gambit" z 1966 r.), i June z domu Sillman, aktorki i poetki, która występowała na Brodwayu, a także zagrała w dwóch filmach: "An Angels Comes to Brooklyn" i "New Faces" (1945). 19 czerwca 1971 r. dwudziestoletni Jonathan poślubił artystkę Beverly Scheiner. Mają syna Rydera. Carroll ukończył studia na Uniwersytecie Rutgera i Uniwersytecie Virginia. Po studiach rozpoczął karierę nauczyciela literatury, najpierw w Stanach, a następnie w Amerykańskiej Szkole Międzynarodowej w Wiedniu, gdzie pracuje do dzisiaj.

Pierwszy pomysł na krótkie opowiadanie zrodził się w głowie Carrolla jeszcze w szkole podstawowej:

To było o starej kobiecie, która żyła w Nowym Jorku samotnie, bardzo samotnie i zdecydowała się wziąć sobie psa. I na końcu opowiadania ona celowo zabija psa, ponieważ pies ją czymś zdenerwował – wspomina Carroll.

Obecnie Carroll mieszka w Wiedniu. Na pytanie zadane przez dziennikarza podczas ostatniego pobytu w Polsce: Dlaczego będąc Amerykaninem mieszka w Wiedniu i co go w tym mieście fascynuje – odpowiedział:

Dom to miejsce, w którym człowiek czuje się najbezpieczniej, najlepiej. Kiedy ktoś próbuje wymienić powody tego dobrego samopoczucia, na ogół mówi nieprawdę. To trzeba czuć w kościach! Jeżeli człowiek tego nie czuje, to znaczy, że musi zmienić miejsce pobytu.

W dorobku artystycznym pisarza mieszczą się takie powieści, jak: "Kości księżyca", "Głos naszego cienia", Muzeum Psów", "Poza ciszę", "Na pastwę aniołów", "Całując Ul" i in. Najnowsza powieść, pt. "Drewniane morze", była we wrześniu poprzedniego roku promowana w Polsce.

Jonathan Carroll opracował swoją własną technikę pisania. Pierwszą wersje tekstu bez namysłu wstukuje do komputera. Później przepisuje ją z ekranu do oprawionego w skórę zeszytu. Do pisania używa wiecznego pióra.

Początek jest bardzo niepewny. Wymyślam kolejne pierwsze zdania, pierwsze sceny, aż do momentu, kiedy któraś z nich stwardnieje do tego stopnia, że tworzy się ciąg dalszy. Stwarzam książki inaczej niż wszyscy, ale efekt jest dobry, wydawcy nie robią w nich zmian – mówi pisarz.

"Kraina Chichów"Jego debiutu – "Krainy Chichów" – nikt nie chciał w Europie wydać. Wydawcom nie podobało się, że są w niej gadające psy. Wyrzuć te zwierzaki, a zobaczysz swoją książkę w witrynach księgarń – mówili. Ale on się uparł. Przypuszcza, że przez te psy nigdy nie zdobyłby sławy, gdyby nie Stanisław Lem. Rękopis "Krainy Chichów" Lem dostał od swojego syna Tomka, którego Carroll uczył w Wiedniu angielskiego. Uznany przez czytelników i wydawców, polski pisarz Stanisław Lem, nie musiał dwa razy powtarzać swojej pochlebnej opinii o tej powieści. "Kraina Chichów" do tej pory jest bestsellerem i najsłynniejszą książką Jonathana Carrolla.

Obok Lema, jednym z najznamienitszych czytelników "Krainy..." był Stephen King, który swoją opinię wyraził w takich słowach:

Człowieku! Pożarłem pańską cholerną powieść co do literki! Nie pamiętam, kiedy mnie ostatni tak ruszyła powieść fantastyczna; czułem się trochę tak, jakbym czytał to, czym mógłby być "Buszujący w zbożu", gdyby go napisał C. S. Lewis. Najbardziej podobało mi się to, że na oko, to wcale nie jest powieść fantastyczna, że nie jest od początku "tego typu historią", a fantastyczna robi się od środka, i to wyłącznie dlatego, że ścieżki bohatera przypadkiem prowadzą w krainę, gdzie psy mówią ludzkim głosem i gdzie człowiek wcale nie boi się podróżować pociągiem.

Również w prasie pojawiły się przychylne głosy na temat twórczości Carrolla, np. w New York Times ukazała się następująca notatka na temat powieści "Poza ciszą" Carrolla:

To kapitalna historia, która zdradza niewyczerpaną pomysłowość autora, prowokuje wyobraźnię i podważa świat konwencjonalnych pojęć. Carroll wspina się na szczyt literackich umiejętności.

Zaś o "Kościach księżyca" Lem napisał: Bajeczny skok z naszego świata w transcendentalną cudowność i horror.

Mam nadzieję, że przytoczone przez mnie recenzje na tyle rozbudziły ciekawość, że możemy nareszcie pomówić o samej "Krainie Chichów".

Gdzieś w "Krainie..." znowu się poczułam jak dziewięcioletnia dziewczynka czytająca "Alicje w krainie czarów" i nie było to całkiem niezgodne z prawdą. Tomasz Abbey (główny bohater książki) trafia do świata stworzonego przez Marshalla France'a (jedna z fikcyjnych postaci) niczym Alicja do króliczej nory. Sam Jonathan Carroll powiedział w jednym z wywiadów, że pisze bajki dla dorosłych; nie bez powodu też przywołuje w "Krainie..." nazwisko twórcy "Alicji w krainie czarów" – C. S. Lewisa.

Zanim będziemy mogli skoncentrować się na fabule utworu, wyjaśnienia wymaga postać Marshalla France'a. "Kim jest ten człowiek?" – na to pytanie próbuje odpowiedzieć główny bohater "Krainy Chichów". Nieżyjący już w momencie, kiedy zaczyna się akcja, nigdzie nie sportretowany, France jest punktem zapalnym powieści, centrum literackiego mikrokosmosu, a jego cicha obecność przenika cały świat przedstawiony powieści, który w dużej mierze jest jego, a nie Carrolla (!) dziełem.

Marshall France to najbardziej tajemniczy, najwspanialszy autor najlepszych na świecie książek dla dzieci – tak charakteryzuje go Tomasz Abbey, usprawiedliwiając swoje marzenie napisania biografii tego człowieka. W innym znów miejscu mówi o France'u: ideał artysty – ekscentryk. Mimo wszystkich przeszkód Tomasz z zapałem przystąpił w końcu do pisania biografii i w pierwszych jej słowach najlepiej udało mu się uchwycić cechy osobowości Marshalla France'a: Nie cierpiał pomidorów. Kolekcjonował pocztówki ze zdjęciami stacji kolejowych. Imiona i nazwiska bohaterów swoich książek brał z małego cmentarza w stanie Missouri. Pisanie każdej książki rozpoczynał od czarnej szkolnej tablicy w wilgotnym piwnicznym "pomieszczeniu. Przechowywał wszystkie skarby z dzieciństwa, a kiedy przeniósł się z Europy do Ameryki, przyjął nazwisko zmyślonej przez siebie jeszcze w dzieciństwie postaci.

A wszystko zaczyna się tak niewinnie, całkiem zwyczajnie i dopiero po pewnym czasie z pozoru nic nieznaczące słowa i sytuacje nabierają głębi znaczeń. Poznajemy więc głównego bohatera i zarazem narratora całej opowieści – Tomasza Abbeya. W pierwszych kilku zdaniach powieści dowiadujemy się, że jest on synem sławnego hollywoodzkiego aktora Stephena Abbeya, lecz nie jest to dla niego powodem do radości, przeciwnie, Tomasz wydaje się być zmęczony popularnością ojca. Sam prowadzi zwykłe i spokojne życie, uczy języka angielskiego. Zajęcie to nie daje mu wszakże satysfakcji, o czym otwarcie mówi. Poznajemy go w momencie, kiedy myśli o porzuceniu szkoły.

Ten właśnie człowiek – Tomasz Abbey – opowiada całą historię "Krainy Chichów". Narracja jest więc pierwszoosobowa i bardzo subiektywna. Czytelnik poznaje innych bohaterów i fikcyjny świat powieści z punktu widzenia narratora, który – jak się później okazuje – również niewiele o tym świecie wie. Co ciekawe, narrator nie próbuje wybielać, idealizować własnej osoby. Ukazuje zarówno mocne strony swojej osobowości, jak i te wstydliwe, często wady i niedociągnięcia. Mówi o sobie np. wprost, że jest tchórzem. Te proste zabiegi autora powieści dają niesamowity rezultat. Czytelnik nie może oprzeć się wrażeniu, że ta historia jest prawdziwa i mogłaby się przydarzyć każdemu.

Carroll z wielką dbałością o szczegóły wypełnia świat swoich powieści współczesnymi realiami, tak by czytelnik uznał go za prawdziwy. I udaje mu się to znakomicie. "Kraina Chichów" jest wyraźnie osadzona w czasoprzestrzeni. Większa część akcji utworu (ok. 80%) rozgrywa się w Galen w stanie Missouri, mieście Marshalla France'a i jego córki – Anny. Pozostała część wydarzeń w jakimś miasteczku w stanie Connecticut, gdzie Tomasz uczył języka angielskiego; na krótko wydarzenia przeniesione zostały do Nowego Jorku, siedziby wydawcy France'a i zakładu pogrzebowego, gdzie pracował Marshall zanim trafił do Galen. Narrator udziela nam co do tego jasnych wyjaśnień. Jego rola w utworze jest bardzo istotna, pełni on funkcje przewodnika po świecie przedstawionym (zwłaszcza na początku powieści), a momentami poddaje się biegowi akcji. Już po kilku pierwszych stronach odnosimy wrażenie, że dobrze znamy tego człowieka; także dlatego tak przyjemnie jest poznawać tę historię.

Ulubioną książką Tomasza Abbeya jest "Kraina Chichów" Marshalla France'a (!). Swój wybór uzasadnił on w rozmowie z córką France'a następująco:

Żadna inna książka nie zbliżyła się tak bardzo do mojego świata. Czytanie książki jest, przynajmniej dla mnie, jak podróż po świecie drugiego człowieka. Jeżeli książka jest dobra, czytelnik czuje się w niej jak u siebie, a jednocześnie intryguje go, co mu się tam przydarzy, co znajdzie za następnym zakrętem.

Carroll realizuje ten "przepis" w "Krainie..." i w swoich kolejnych powieściach. Tworzy własny, oryginalny świat, dbając by czytelnik mógł się w nim zadomowić. Temu służy m. in. obecność tych samych rekwizytów, np. wiecznego pióra, i postaci o podobnych cechach charakteru w kolejnych książkach pisarza. Spotkanie nazwiska bohatera jakiejś wcześniejszej powieści Carrolla w innej zupełnie historii, poza tym, że stanowi sygnaturę pisarza, przypomina spotkanie znajomej twarzy. Powracający bohaterowie, obok licznych sobowtórów, ludzi o zmieniającej się jak w kalejdoskopie osobowości, postaci żyjących w rozmaitych wcieleniach, wskazują na powiązanie losów ludzkich, na szczególnego rodzaju duchowe pobratymstwo. I nie chodzi tu tylko o braterstwo żyjących z żyjącymi. Carroll pisze o więzi z tymi, którzy już zmarli, którzy przychodzą czasem w sposób nadprzyrodzony, czasem zjawiają się w snach, czasem ich obecność zaznacza się w bardziej realny sposób. Mówi o przemijalności istnień ludzkich, ale przeciwstawia je trwałości dzieł człowieka – dzieł sztuki.

Wyjaśnić teraz trzeba, że tytuł "Kraina Chichów" to tytuł powieści Carrolla, ale także książki Marshalla France'a, który jest oczywiście postacią fikcyjną. Jest to dodatkowa trudność, ale i kolejna możliwość interpretacji. Bowiem głównym chwytem, który powoduje, że powieść posuwa się naprzód, jest intelektualny eksperyment – mianowicie przypuszczenie, że moc twórcza France'a po jego śmierci nie wyczerpała się, ale wciąż jest żywa. Tak więc może to właśnie France pociąga w powieściowym świecie za sznurki.

France swoją mocą pisarską ożywił swoje postaci i świat przedstawiony, stworzył w ten sposób swoją rzeczywistość – miasteczko Galen. Napisał "Kroniki" i w nich zawarł koleje losu każdej postaci, która powołał do istnienia, wreszcie sobie samemu zapewnił nieśmiertelność, dzięki biografii pióra Tomasza Abbeya (!). Ten fakt, czyli zjawienie się kogoś, kto napisze biografię France'a, dzięki czemu przywróci go życia, również został opisany-przewidziany w "Kronikach". Niestety, nie wiemy, co stało się dalej z mieszkańcami Galen i samym France'em, być może napisał dalszy, udoskonalony, ciąg "Kronik"; ale oto czytamy "Krainę Chichów" – być może to ta "Kronika"...

Kolejną rzeczą, na którą powinniśmy zwrócić uwagę, jest język, jakim napisana została ta książka. Carroll potrafi pisać pięknym, wyszukanym językiem, np. wówczas, gdy mówi o słabości głównego bohatera (ale i swojej własnej) do wiecznych piór czy antyków. W innym znów miejscu zaskakuje bezpośredniością a nawet wulgaryzmami lub obrazowością porównań. Spójrzmy dla przykładu na poniższe fragmenty:

- O cholera! chwyciłem portki z krzesła i rzuciłem się do drzwi.
- Wiem, niech to wszyscy diabli! Co tu się jeszcze popieprzy, zanim zrobimy z tym porządek?
- Saxony przerwała czytanie, a ja, po chwili głębokiej jak kanion, przestałem udawać, że piszę dalej.
- Przez jej głos przesunął się, jak ławica ciemnych chmur, ton głębokiej goryczy.

Są w tej powieści momenty doskonale wplecione w tok akcji: zabawny dialog lub naprawdę irytująca sytuacja wszystko razem sprawia, że język ten przemawia naturalnością i prostotą. Potęguje nasze wrażenie, że dobrze znamy narratora, i ułatwia wejście w świat powieści. Również język, jakim posługują się poszczególne postacie, jest używany bardzo konsekwentnie i w sposób przemyślany, np. panna Saxony Gardner to osoba o wyjątkowo ciętym języku, niegrzesząca nadmiarem wstrzemięźliwości w wyrażaniu swoich niepochlebnych opinii i sądów. Właśnie sposób mówienia postaci wspaniale harmonizuje z cechami ich charakterów, a przez to wzmacnia ich autentyzm, ubarwiając i dopełniając charakterystykę.

Bohaterowie Carrolla nie są zwyczajni czy też schematyczni, lecz barwni, żywi, oryginalni i nietuzinkowi. Po prostu ludzie z krwi i kości. Kochają, cierpią, poszukują szczęścia, pragną samorealizacji, mają też wady: egoizm, pycha, duma, lęki i obawy, potrafią się nawzajem ranić. Pomimo tego wielu z nich chciałoby się spotkać w naszym życiu, bo są to ludzie, których cos wyróżnia z tłumu bez twarzy: czasem jest to odwaga, czasem urok osobisty, a innym razem wierność i oddanie się pasji (np. dla Saxony są to marionetki). To ludzie głęboko wrażliwi na sztukę, bo ona jest częścią ich życia. I jest to nieprzypadkowe, że bohaterowie Carrolla to także często ludzie sztuki: pisarze, aktorzy, reżyserowie, malarze dostrzec tu można rys autobiograficzny: ojciec Carrolla był scenarzystą filmowym, matka aktorką, a siostra malarką on po prostu zna ten świat i prawa nim rządzące.

Mnie osobiście zafascynowały postacie kobiece "Krainy Chichów": Saxony Gardner i Anna France; przede wszystkim urzekły mnie autentyzmem, naturalnością, temperamentem i siłą, która z nich emanuje.

Niezwykle interesująca jest też technika charakteryzowania przez Carrolla bohaterów. Pisarz czyni to mianowicie w sposób bardzo zabawny i oryginalny, np. kiedy poznajemy Saxony, widzimy ją oczami Tomasza i pierwsza opinia o niej wychodzi z jego ust: Niebrzydka lalunia w dżinsowej spódnicy. Uśmiech na jej twarzy był cząstkowy lekkie zmieszanie połączone z pączkującym gniewem a sama twarz brzydko/ładna. Archipelag bardzo bladych piegów, nos prosty, oczy szeroko rozstawione. Opis ten daje nam informację przede wszystkim o bohaterze, który formułuje tę opinię (w sposób charakterystyczny zresztą).

Reasumując ten fragment rozważań, powiedzieć można, że bohaterowie Carrolla są postaciami wielowymiarowymi i ciekawymi. Czasem zakładają maski, innym razem w chwili słabości odsłaniają swoje prawdziwe uczucia, krzyk, płacz, śmiech to ich codzienność, zwyczajnie, jak w życiu. Ich autentyzm cementują też porażki i popełniane błędy; Tomasz kocha Saxony, ale nie potrafi oprzeć się urokowi Anny, później żałuje popełnionej zdrady, lecz nie jest w stanie niczego zmienić.

Kompozycja utworu jest swobodna i luźna. Czytając kolejno rozdział za rozdziałem, możemy odnieść wrażenie, że słuchamy snutej przez kogoś opowieści. Dużym plusem w kompozycji tego utworu są wszystkie elementy zaskakujące czytelnika: czy to przez używany język, np. z wulgaryzmami, czy przez sytuację narracyjną, czy wreszcie przez budowanie odpowiedniego nastroju i stopniowanie napięcia. Zaskakujące, wręcz szokujące dla czytelnika, jest również nagłe przejście z codzienności, skończenie ziemskiego świata ludzi dorosłych, do nierzeczywistości, irracjonalnego świata marzeń, fantazji, baśni, do świata, w którym psy mówią ludzkim głosem.

Lecz nie tylko to czyni interesującą kompozycje tego utworu. Głównym atutem jest specyficzne, jedyna w swoim rodzaju i absolutnie niepowtarzalna atmosfera tej książki. Możemy porównać ją z inną dziedziną sztuki współczesnej, a mianowicie z filmami Davida Lyncha, zwłaszcza z "Dzikością serca" czy popularnym "Miasteczkiem Twin Peaks" a płaszczyzną tego porównania może być klimat tych dzieł. Lynch w swoich filmach pokazuje świat tylko na pozór uporządkowany i pełen spokoju. Mają w nim miejsce racjonalne wydarzenia, ale coś czai się po drugiej stronie. Także w "Krainie..." od samego początku wyczuwamy ten nastrój oczekiwania, jakby zapowiedzi tego, co się zdarzy, choć nikt nie przypuszcza, co to może być. Carroll konstruuje swą powieść-grę, która wciąga czytelnika bez reszty. Tak jest z każdą jego książką, wystarczy zajrzeć na pierwszą stronę, aby na dobre wdepnąć w ten świat. A jest to już zupełnie inny świat. Na pozór wszystko jest zwyczajne, lecz w mroku świecą oczy... I wszystko może się zdarzyć. Nigdy nie wiadomo, kiedy pies zacznie mówić.

Jak wspomniałam wcześniej, wszystko, co zdarza się w "Krainie..." jest bezpośrednio lub pośrednio kontrolowane przez sztukę, a więc przez artystę powołującego tę sztukę do istnienia. Z tego powodu naturalne jest oddanie się refleksjom na temat roli sztuki w życiu człowieka i jej oddziaływania. Rozważania te można ograniczyć tylko do jednej z dziedzin sztuki, jaką jest literatura, można też zająć się pozostałymi dziedzinami.

Każda przeczytana książka zostawia po sobie jakiś ślad w naszej świadomości, pamięci, w sposobie postrzegania rzeczywistości. Istnieją książki, obok których przechodzimy bez emocji, wzruszeń, głębokich refleksji, po prostu nie są one dla nas ważne, jak zeszłoroczna prasa, ale są też dzieła, nad wymową i znaczeniem których rozmyślają kolejne pokolenia. Pewne pozycje literatury światowej są nam niezbędne, by czuć się ukształtowanymi, kulturalnymi i oczytanymi ludźmi, ale są i takie książki, które nijako wrastają w czytelników i stają się ich własnością. Takimi książkami są bez wątpienia te pozycje, które czytamy w dzieciństwie, a potem już zawsze wracamy do nich z sentymentem, radością, szukając w nich równowagi i spokoju pośród rozdygotanych balkonów świata. Niektóre dzieła literackie są tak bliskie odbiorcom, że stają się dziedzictwem kulturowym pokoleń, że wymienimy "Romea i Julię", "Hamleta", "Opowieść wigilijną". Któż nie zna "Alicji w krainie czarów", "Opowieści z Narni" czy "Władcy pierścieni" nieprzypadkowo Carroll przywołuje te tytuły w swojej powieści być może w ten sposób rozpoznaje pokrewne dusze, grono osób, dla których powstała "Kraina Chichów" (starych znajomych Alicji i dobrego Aslana). A może "Kraina..." ma szansę stać się dla kogoś tak ważna jak chociażby "Opowieść z Narni" lub "Bajki Braci Grimm"?

Polska pisarka współczesna Olga Tokarczuk w swoje głośnej powieści "Podróż ludzi księgi" pięknie i głęboko napisała o istocie książek i ich mocy:

Każda książka jest odbiciem Księgi i stanowi jej odblask. Jest symbolem ludzkich prób osiągnięcia Absolutnej Prawdy i w pewien sposób wszystkie pisane przez ludzi książki są zbliżaniem się do tej prawdy krok po kroku. Ludzie bowiem zostali obdarzeni przeczuciem, że każda rzecz, która wyda im się warta opisania, ma jakiś kosmiczny czy boski wymiar. [...]
Dlatego każda książka jest trochę jak człowiek. Zawiera w sobie pewną niezależną, żywą i dramatycznie osobną część prawdy, jest pewną wersją prawdy, heroicznym wyzwaniem rzuconym Prawdzie, żeby się ukazała i objawiła i pozwoliła istnieć dalej już w błogości całkowitego poznania. A jednocześnie każda książka napisana przez człowieka wychodzi poza niego. Człowiek, który pisze książkę, przekracza siebie, bo czyni odważną próbę określenia siebie i nazwania. Sam jest tylko chaotycznym ruchem i działaniem, książka zaś określa to działanie i ten ruch, nazywa, nadaje mu sens i znajduje jego znaczenie. Jest ukoronowaniem działania.

Bo czymże jest dobra książka? Głęboki, stary fotel, ciepły napój w kubku, "coś" do poczytania i wkraczamy do innego świata i nie trzeba być molem książkowym, by zrozumieć, co mam na myśli.

Współczesny człowiek, pomimo całej otoczki cywilizacyjnej i przytłoczenia kulturą obrazkową (internet :), telewizja, symbole, znaki i kody), nadal jest człowiekiem i potrzebuje tych samych, prostych, naturalnych emocji i przeżyć. Chce kochać i być kochanym, doznawać wzruszeń i radości, przeżywać chwile zadumy. Nie jesteśmy maszynkami do płacenia podatków i nieskończonej ilości rachunków, mamy potrzeby, których nie zaspokoją żadne pieniądze. Przyjaciół, spokojnego sumienia, wiedzy o sobie samym nie można kupić.

Powyższe refleksje i problemy znajdują swoje odbicie czy wyraz w "Krainie Chichów", czasem w wyborach bohaterów, a czasem w bezpośrednich refleksjach odautorskich wyrażanych ustami narratora. Ludzie bardzo często nie doceniają daru, jakim jest wyobraźnia, przypisując go tylko dzieciom zdaje się pouczać Carroll. A wyobraźnia dal każdego z nas powinna być źródłem siły i harmonii wewnętrznej. Jako dzieci to właśnie tu, w wyobraźni mieliśmy swój własny, ciepły świat! Naprawdę warto na nowo znaleźć klucz do niego. Może właśnie "Kraina Chichów" będzie w tym pomocna.

Globalizacja dosięga nas we wszystkich dziedzinach życia i spycha naszą indywidualność na dalszy plan. A przecież każdy jest inny i w tym tkwi nasza siła. Każdy człowiek poszukuje prawdy, a zwłaszcza prawdy o samym sobie, tu także pomocne mogą być książki. Być może odpowiedź na pytanie: jakim jestem człowiekiem? – kryje się w odpowiedzi na pytanie inne, mianowicie: dlaczego dana książka mi się podoba?

Główny bohater "Krainy..." najpełniej wyraził rolę książek w jego życiu: Takie książki, jak "Kraina Chichów" albo "Sadzawka gwiazd", przez trzydzieści lat nieraz pomogły mi zachować zdrowie psychiczne. Być może to był cel samego Carrolla przekonać o mocy książek i ich pozytywnym wpływie na czytelników. Zarazić miłością obcowania ze słowem pisanym.

"Kraina Chichów" zachwyca swoich czytelników humorem, szczerością, przewrotną fabułą i młodzieńczym entuzjazmem. Carroll wyraźnie nawiązuje w niej do poetyki baśni. Charakterystyczne dla Carrolla jest rozpoczynanie powieści w konwencji realistycznej, a potem gwałtowne przejście w inny, cudowny wymiar, w stany nierealności. Ta formuła ma swoje źródło właśnie w konwencji baśni, które jak chociażby "Jaś i Małgosia" zaczynają się w realnym świecie, gdzie jest bieda i zło, a dopiero za rogiem czeka dobra wróżka. Podobnie u Carrolla rzeczywistość przetapia się w cudowność, świat materialny w świat nadprzyrodzony, realność w fikcję, a swobodna gra fantazji i przyjemność snucia opowieści ustępuje pola – często bardzo poważnym rozważaniom o sprawach ostatecznych, dobru i złu, życiu i śmierci, odpowiedzialności i miłości.

Wydaje się, że Carroll nie może się powstrzymać od głoszenia w swoich powieściach uniwersalnych prawd, np. o konsekwencjach popełnionych czynów, o sile miłości. Mówi o potrzebie bliskości między ludźmi. Wyraźnie afirmuje miłość, przyjaźń, dobro i czyni je podstawowymi atutami człowieka i źródłem siły dla niego. Swoich bohaterów dopinguje do realizowania życiowych marzeń, odnajdywania pełnego szczęścia.

Powieściowy świat Carrolla ma w sobie coś z magii, chociaż jest to także świat przesycony groteską. Bo jak inaczej określić gadające psy, pisarza bajek dla dzieci zdolnego posunąć się do morderstwa (śmierć Saxony), niemowlę zmieniające się w prosiaka. Groteskowy jest sam pomysł na tę powieść, realny świat głównego bohatera nagle staje się obcy i nic już nie oznacza tego samego, co wcześniej. Pomimo wszystko można się tu poczuć, jak u siebie.

"Kraina Chichów" Jonathana Carrolla jest powieścią o sztuce: jej mocy, uroku i niebezpieczeństwach. Temat ten rozważany jest na kilku płaszczyznach i poziomach komunikacji pomiędzy autorem a czytelnikiem. Przez cały czas zresztą Carroll przypomina czytelnikowi, że terytorium jego władzy to dziedzina sztuki, której nie da się oddzielić od rzeczywistości jest to przecież jeden z głównych tematów niemal wszystkich jego dzieł, poczynając od pierwszej powieści. Jest to książka fascynująca, gdyż czytając ją, czujemy się jak odkrywcy nowego miejsca nowej krainy. Udziela nam się zdziwienie i nawet strach głównego bohatera, gdy otaczająca go rzeczywistość w mieście Marshalla France'a nie pozwala się uschematyzować. Carroll zaraża nas pasją odkrycia i poznania do końca tej zagadkowej historii. Dla mnie osobiście najważniejszy jest fakt, że w powieściach Carrolla wszystko może się zdarzyć.

W "Krainie Chichów" głośno daje znać o sobie rzeczywistość fikcji, która przejmuje kontrolę nad światem realnym i życiem głównego bohatera, moc twórcza France'a wykracza poza ramy jego książek. W tym miejscu nasuwa się pytanie o wpływ artysty poprzez owoce jego pracy na odbiorcę tychże dzieł i kształtowanie rzeczywistości. Każdy pisarz, reżyser, malarz w swoich dziełach tworzy własny świat, ale nie czyni tego dal siebie ani dla sztuki samej w sobie. Oddziaływanie na odbiorcę, na jego uczucia i myśli to " zadanie, jakie stawia przed sobą szeroko pojęta sztuka. Z kolei zadaniem odbiorcy kultury jest zachować własną indywidualność i umiejętność określania rzeczywistości według subiektywnych kategorii.

"Kraina Chichów" jest naprawdę dobrym majstersztykiem, lecz nie to jest najistotniejsze. W tej powieści Jonathan Carroll próbuje dać odpowiedź na ważne pytania, takie jak chociażby o rolę wyobraźni w naszym życiu, odwagę w realizowaniu marzeń i wrażliwość na sztukę. W bardzo prosty sposób definiuje istotę dobrych kontaktów między ludźmi, mówi o wartościach uniwersalnych: miłości, odpowiedzialności, prawdzie i śmierci. Według mnie lektura tej książki (polecam ją zwłaszcza młodym ludziom) pobudza i rozpala wyobraźnię.

Najważniejsze to być sobą, znać siebie i swoje pragnienia. Żyć w zgodzie z nimi i mieć odwagę je urzeczywistniać. Wydaje się, że Jonathan Carroll w "Krainie Chichów" przekonuje nas do bycia szczęśliwymi w życiu, tak zwyczajnie każdego dnia.

Warto odwiedzić:
Oficjalna strona Jonathana Carrolla
Serwis poświęcony pisarzowi