dead-can-dance

Komedia heroikomiczna

Już zanim cokolwiek o nim wiedziała – ubóstwiała go. Informacje podstawowe, natury statystycznej czy socjologicznej zdawały się nie mieć znaczenia. Nie zdawały się – one były bez znaczenia. Bez znaczenia prawdopodobnie było w tym momencie wszystko. Nawet charakter. Czy dobry czy zły i tak był idealny. Chora pasja bycia jego światem zawładnęła jej umysłem, ale strach sparaliżował wszelkie działania...

Zdawało się, że z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc to całe zboczenie odchodzi w niepamięć, przestaje być istotne. Ale im bardziej starała się wyzdrowieć, tym bardziej to niezwykłe schorzenie jakby na złość jej dotykało. Pociecha, która miała być 'lekiem na całe zło' nie przynosiła rezultatów, a wręcz przeciwnie- następowały efekty uboczne...
To wszystko przypominało pogrążanie się w ślepej nienawiści (ślepej, bo sama nie wiedziała kogo bardziej nienawidzi – siebie czy jego?). Zanurzanie się w matni.
A wszystko było doprawiane ogromnymi dawkami dezorientacji...

Zło nigdy nie było tak pociągające jak wtedy.
Czy ona była zła? Czy stała się zła? Czy mogła stać się zła? Nigdy przecież nie była zbyt dobra: kilkanaście miłosiernych gestów czy samarytańskich uczynków kontra kilka nieujawnionych wykroczeń z domieszką kilkuset złośliwych komentarzy.
Gdyby nie chore instynkty i biologiczne żądze byłaby z niej obywatelka na dostateczny z małym plusem.

Czy on ją zdemoralizował?
Jeśli chodzi o demoralizację na życzenie to jak najbardziej.
Bo nie można powiedzieć, że chciała dobrze.

Jej się tylko zdawało, że pragnie go całować, być z nim i bezpiecznie się przy nim czuć.
Jak inaczej wytłumaczyć ten ostentacyjny ruch błądzenia jej wychudzonej dłoni po jego dopasowanych spodniach? Tam nie było lekkich uczuć, tylko same pragnienia.

Najbardziej lubiła dotykać opuszkami palców jego blizn na ramieniu. Nigdy wcześniej nie widziała tak głębokich efektów pociągnięć żyletką. Kiedy jej dłoń krążąca po jego gładkiej skórze napotykała te charakterystyczne wybrzuszenia, czuła przypływ energii. Była zła, że to nie jej rąk są dziełem, tylko innej kobiety. Pragnęła też takich samych na swoim ciele, ale rezultaty jej samookaleczania się były zbyt płytkie i w związku z tym mało efektowne.
Jego bała się poprosić.
Czy bała się bólu?
Bliskości...

Jak bardzo człowiek boi się miłości, kiedy zafascynowany jest złem!
Uczucie to staje się nie tyle drażniące, co upokarzające. Każdy element sentymentalnej scenerii jest kwitowany serią ironicznych uśmiechów. Gesty romantyczne stają się powodem nienawistnych komentarzy i złośliwych spojrzeń.

'Czy wiesz, że twój szyderczy śmiech jest gorzkim lamentem nad samym sobą?'
'Kiedy jesteś pijana znika ironia z twoich oczu. Stają się mętne.'
'Po co mi ktoś bliski, skoro Ty jesteś moim sposobem na rozładowanie się?'

Nie mogli być razem, nawet jeśli chcieli.

...
– Powiedziałabym Ci coś
– Mów
– Nie powiem, bo jest to zbyt miłe i za bardzo podniosłoby twoją samoocenę – (ten sam szyderczy śmiech)
– Kiedyś powiesz
...
Jesteś, byłeś i będziesz idealny


Oddalanie się

Myśli płyną szybciej niż słowa, kiedy jest się zdolnym trzeźwo myśleć.

Inaczej bywało po dwóch czy czterech, inaczej po sześciu. Nie odbierało to nigdy pełnej świadomości.

Po prostu pewne rzeczy się trochę zacierały czy zamazywały. Trudno stwierdzić czy bardziej to pierwsze, czy drugie, bo nigdy nie można było całego zajścia odtworzyć. Co śmieszniejsze (lub raczej żałosne?) ginęły nie tylko wspomnienia z zajścia po wspomnianych dwóch czy czterech, ale też kilkanaście lub kilkadziesiąt wspomnień z dzieciństwa czy danego tygodnia.

Można się było wtedy zastanawiać czy wspomnienia ani zbyt dobre, ani też zbyt bolesne mają jakąkolwiek wartość w porównaniu z tamtym stanem po dwóch czy czterech, a nawet sześciu?

Czy bez tego dało się podnieść swoje Ego na taką wysokość?

A czy utrata zdolności do tak ludzkich odruchów jak rozpacz czy litość była porównywalna do uczuć osiągalnych podczas stanu dwóch czy czterech? Czy ten nieosiągalny bez dwóch czy czterech dreszcz przechodzący po plecach rehabilitował niezdolność do zakochania się?

Czy dlatego przestał używać żyletek? Dlatego, że najgłębsze nawet cięcie nic nie bolało? Po co się kaleczyć skoro nie czuje się bólu?

Czy to zaburzenia świadomości spowodowane brakiem dwóch czy czterech zmuszały go do sięgania po igłę?

Tylko, że tak silny ból fizyczny i nitki krwi oplatające tak wiele miejsc na jego ciele, nie równały się z jednym moim krzykiem rozpaczy na widok jego bezwładnego ciała, które było po swoich ostatnich dwóch czy czterech.

'All the beautiful moments shared, deliberatlely push'd aside'