Maurycy Mochnacki, O duchu i źródłach poezji w polszcze (fr.)
Przedruk za niepodpisanym pierwodrukiem, "Dziennik Warszawski" 1825, t. 1, nr. 2.
Dzieje nauk i literatury są najpiękniejszą częścią historii narodów. Rzut oka na postępy rozumu, twory uczuć i imaginacji prowadzi nas do poznania wewnętrznego życia społeczeństw obfitszego w korzystną dla potomności naukę, niżeli krwawy szereg politycznych zdarzeń, dziejopisarskim dłutem uwiecznionych.
Któreż są najpiękniejsze znamiona wieków i pokoleń? cóż pozostało z ruin przeszłości? duch i kształt znikłej cywilizacji. – W życiu narodów jak w sercu pojedynczego człowieka dwie są strony: jedna dotykalna, będąca ogniskiem zjednoczenia i wspólności we wszystkim, co stanowi ich byt polityczny, druga wątek i osnowę niewidzialnego życia zawierająca. Pierwsza jest tłem historycznym, w którym odbijają się zewnętrzne rysy towarzystw i człowieka, od tronu do poziomej chatki, miotanego nawałnicą jednostajnych namiętności i przypadków, druga czarownym okręgiem, w którym rozwijamy przędzę szlachetniejszych działań. Człowiek historyczny jest synem czasu, utworem machiny społecznej; wieki i pokolenia powtarzają jego obraz. Człowiek rozumujący w sferze uczuć i imaginacji jest oddzielną, do siebie tylko podobną, w każdej chwili czasu na każdym punkcie przestrzeni inaczej usposobioną istotą.
Przyczyny nieskończenie prawie w każdym wieku urozmaiconej cywilizacji, szczególnie tej, która z wewnętrznym uczuciem największe ma powinowactwo i najwięcej do wykształcenia imaginacji się przyczynia, nie mogą być obojętnymi dla filozofa i znawcy serca ludzkiego. – Porównanie rozmaitych epok literatury, poezji i sztuk pięknych dało powód do najgłębszych badań, a oraz do wyjaśnienia obyczajów i charakteru narodów. –Wiek nasz jest wiekiem największych teoretyków. Rozumowaniu, teorii i krytyce większa część narodów Europy winna jest lepszy kierunek, wydatniej odcieniowany charakter, a poniekąd i utwór nowożytnej literatury. Jeżeli geniusz twórczy, niewyczerpana obfitość imaginacji i duch oryginalny starożytne i średnie wieki na zawsze pamiętnymi uczyniły, my słusznie chlubić się możemy dojrzałością refleksji, duchem badań i tej części w naturze umysłu ludzkiego wykształceniem, którą prozaiczną nazwać by można, a która jest skutkiem doświadczenia i, że tak powiem, promieniem rzeczywistości zupełnie już odczarowanej barwy życia.
Zdaje się, że obyczaje domowe i publiczne stosunki, że prawa i instytucje teraźniejszej Europy nic w sobie poetycznego nie mają; albowiem przezorność, rachuba i interes osobisty stały się sprężynami obrotu działań towarzyskich. Wszelako niedostatek uczuć i imaginacji w naszych czasach zastąpiły poważniejsze umysłu władze, które nie starzejąc się początkową rześkość zachowały. Sąsiedzkie narody przez rozumowania doszły do natchnień; metafizyczne pomysły odkryły im źródło odwiecznych prawd w poezji i w sztuce: oceniając dzieła geniuszu, zastanawiając się nad cechami twórczych wieków i narodów, które najwyższe w każdym rodzaju piękności miały objawione, potrafiły przejąć się ich duchem. Kilku poetów za naszych czasów zyskało chlubne obywatelstwa prawo w krainie przeszłości – dźwięk ich lutni powtórzył charakter i obyczaje ludu, literatura zaczęła być narodową, poezja wyrocznią serca i schronieniem najdroższych wspomnień.
Gałąź nauk metafizycznych, obejmująca teorię piękności, jej wzory i prawidła, krytyka rozsądna, nie skrzętnemu wytykaniu skaz w tworach imaginacji i natchnień, lecz sprawiedliwemu wymiarowi ich wartości poświęcona, nie były dotąd znane w Polszcze. Literatura w naszym kraju od czasów Stanisława Augusta znaczny postęp uczyniła; lecz na próżno chcielibyśmy w niej szukać cechy narodowej, gdyż nie wyniknęła z charakteru, zwyczajów i podań ojczystych*. Jej żywotne części złożone z tylu różnorodnych pierwiastków, ile się znajduje narodów, które przez naukowe, towarzyskie i polityczne powinowactwo swój wpływ pamiętnym na naszej ziemi uczyniły, stały się zbyt słabą rękojmią jej trwałości i powodzenia na przyszłość. Zbliżył się na koniec czas, w którym rozdwojenie estetyczne i rozwiązanie ważniejszych zagadnień teorii nic mogło być dla nas obojętnym. Od lat kilku nie tylko pisma, lecz i głos uczonej opinii w Polszcze podzielił tę walką; dawne mniemania doznały wstrząśnienia, a twory kilku młodych pisarzów (którzy zboczyli z utartej drogi) przyjęte z upodobaniem, zdają się zapowiadać rewolucją w smaku i potrzebę rozstrzygnienia najważniejszego może, w sprawie literatury narodowej, zapytania.
Gruntowne wyjaśnienie przyczyn, dla których duch romantyczności w tak krótkim czasie rozszerzył się i tylu stronników znalazł w Polszcze, niemałą przyniosłoby korzyść naszej literaturze. Czas walki starszeństwem poważnych mniemań z nowymi; rozdwojenie opinii w sądzie o dziełach piękności, uczuć i imaginacji, nieznany dotąd kierunek rozumowań i wybór drogi, którą na przyszłość postępować mamy: zbyt ważną i nadto wiele obiecującą jest epoką, aby jakiekolwiek w tej mierze spostrzeżenia i domysły obojętnymi lub zbytecznymi stać się mogły.
Z przykładu Niemców uczyć się powinniśmy, że wstrząśnienia w świecie literackim bynajmniej nie są szkodliwe. Od czasu bowiem, w którym pamiętna w drugiej połowie zeszłego wieku sprawa poezji i literatury niemieckiej wytoczyła się przed sądem krytyki i filozofii; gdy przekonano się w Niemczech, że niewolnicze naśladowanie jest wątłą, zupełną nieczynność władz umysłowych oznaczającą i tylko do ochronienia wewnętrznej ich działalności zmierzającą pracą; od czasu, w którym Lessing wyrzekł poważne zdanie "że gdyby mi Bóg dozwolił uczynić wybór między prawdą i środkami jej odkrycia, ostatni dar przeniósłbym nad pierwszy"* odtąd starożytnych i nadsekwańskich wzorów powaga w Niemczech zaczęła tanieć, ustępując twórczemu duchowi w każdym rodzaju działań umysłowych. Wstręt od niebezpiecznych i nikczemnych teorii, zasadzających budowę moralną na korzyści osobistej, platonizm w filozofii życia, idealizm w metafizyce, żywioł romantyczny w poezji i w literaturze, w ogóle zaś olbrzymi postęp we wszystkich prawie częściach nauk i umiejętności; oto są korzyści, które Niemcy na zawsze pamiętni w dziejach rozumu ludzkiego, zboczywszy z drogi naśladowania, przywłaszczyć sobie umieli w dziedzinie idei i rozumowań.
Pisząc o romantyczności, to jedynie mieliśmy na celu, aby raz jeszcze zwrócić uwagę światłych rodaków na tę nową gwiazdę, której wschód na widnokręgu naszej poezji i literatury tyle pism po części gruntownymi, po części bezzasadnymi dostrzeżeniami pamiętnym uczyniło i gdy jedne uważały ją za piśmienny potwór zagrażający bliskim upadkiem temu wszystkiemu, co dotąd według ich przekonania było chwalebnym i nienagannym, inne zaś ze zbyt niskiego stanowiska jej wartość ceniły: my, nie dzieląc przekonania ani zaczepnej, ani odpornej strony, uważać będziemy romantyczność za fenomen dobroczynny, którego wpływ nie tylko przeistoczy lecz, właściwie mówiąc, stworzy narodową literaturę.
Romantyczność bynajmniej nie jest oddzielnym wyrazem lub formą uczucia poetycznego; nie należy więc nazywać ten rodzaj poezji Szkołą, ustanowioną w pewnej epoce przez ludzi różne z jednegoż względu przekonania mających. Wyobrażenia Szkoły, tak nierozsądnie do tego lub owego rodzaju poezji w naszym wieku naciągane, zdradzają niedostatek głębszej uwagi w użyciu słów i zadziwiającą nieznajomość przedmiotu.
Poezja nie jest dziełem rozumu, więc nie może być wieloraką. Nie jest nauką, więc nie powinna być znieważaną rozdziałem na sekty, jak inne sublunarne* umiejętności, które prawda i błąd za schronienie lub plac szermierski obrały. To wyobrażenie, zniżające poezją do poziomu pospolitych utworów, sprawiedliwie oburza wszystkich, którzy się przekonali o jej zacniejszym rodzie, o jej źródłach, które z odwiecznych, stopą ludzką nietkniętych krajów płyną.
Nie zgodzono się dotąd na rzetelne znaczenie wyrazu poezja, chociaż ona już wtenczas była własnością człowieka, kiedy myśl jego jeszcze nie wniknęła w tajemnice dziewiczej natury, kiedy niekształtne jego towarzyskie stosunki dopiero w długim biegu wieku rozwinąć się miały, kiedy rozum jego spoczywał w nieczynności. Jeżeli zastanowimy się z uwagą nad dziejami rodzaju ludzkiego, i jeżeli z pochodnią zdrowego rozsądku przebiegniemy stanowcze w życiu narodów chwile, przekonamy się, iż od niepamiętnych czasów, od czasów, których wspomnienie ginie w domysłach kronikarzów, człowiek zawsze żył pod podwójnym wpływem: zmysłowego uczucia obecności i tajemnicą omglonej przyszłości. Księga przyrodzenia* była zawsze dwójznaczną; świat zawsze był kolebką i obszernym grobem jestestw, wszelako jedna iskra w duszy człowieka służyła mu za skazówkę nieskończoności. Początek i zniszczenie; byt i nicość; wszystko obwiniało o fałsz tę skazówkę, wszelako jedno brzmienie nic nie wyrażające, lecz pełne harmonii, objawiało mu wieczność. Gdziekolwiek podróżny wśród najdzikszego nawet narodu natrafia głaz mchem obrosły lub drzewo wiekami poświęcone, przed którym ludożercy zginają kolana; tam byt człowieka stał się już podwójnym, tam już jedną połową istnienia dążył do nieznajomego sobie kresu. Jak widok gotyckiej wieży lub jedno spojrzenie w wieczorne niebo z łona czasów wydziera umysł nasz i stawia go na progu wieczności; tak owe proste, owe dzikie znamiona religii przyrodzonej w najodleglejszej starożytności rozkrzewiały uczucie piękniejszego życia. Od niepamiętnych czasów uważano to uczucie za wyraz symboliczny świata niewidzialnego, a przekonanie to, podwajając rozkosz istnienia, stało się źródłem wieszczego zapału.
Są poświęcone w przyrodzeniu człowieka chwile, uroczyste igrzyska umysłu i duszy, w których myśl nasza zagrażając się w otchłani bytu toczy sępny wzrok po całej przestrzeni minionych i przyszłych czasów. – Niepojęty skład umysłu potrzebuje dla ożywienia w sobie jednostajnym biegiem porządku zardzewiałych uczuć życia, przenieść się czasem do stanu wstrząśnień, który powszechnie entuzjazmem nazywamy. – Pospolite zjawiska nie mogą uczynić zadosyć tej potrzebie; gdyż to, co przyjmujemy, przestaje być już źródłem zadziwienia. Niezaprzeczona rzeczywistość najczęściej jest tylko spoczynkiem lub niedołężnością umysłu. Prawdziwym zaś jego żywiołem są natchnienia, świat idealny, kraina cudów i złudzeń i to eteryczne dążenie, w którym indywidualność poety stopniami niknie i stopniami jednoczy się z Wszechogromem (Universum). Tylko te połyski geniuszu, ten wylew myśli, to wezbranie uczuć, ten uroczysty ton, którym coraz wyższe, coraz wspanialsze, coraz mocniejsze uniesienia duszy do najwyższego jej działalności kresu malujemy, jest prawdziwą poezją. Jej dzieła wypływają z jednego rzutu, na wzór czystego kryształu odbijają w dotykalnych kształtach odwieczne prawdy, to jest myśli i uczucia od bytu ziemskiego wyższe.
Chwile czystego, niestępionego wzroku duszy i głębokiej na ułomną połowę jestestwa niepamięci otwierają nam odwieczne źródła nieskończoności; światło i noc, szum wiatru, kołyszącego wierzchołki starożytnych gajów; wesołość i rozrzewnienie; harmonia chórów i łoskot gromu: wszystko to rozwija w nas religijną tęsknotę. Myśl przenosi się do źródeł czasu i przestrzeni, tajemnice niepojęte dla rozumu, nieokreślone zwyczajnym brzmieniem słów rozwiązuje uczucie: i tam dopiero, gdzie nie wystarczają zwyczajne rozumowania, mieszka niewątpliwa pewność, gdzie ustają dowody, zaczyna się rzeczywistość w poezji; natchnienie za sferą rzeczywistości, za sferą słów pomysły, za pomysłami wzruszenia.
Ponieważ historia poezji tak dalece połączoną jest z historią człowieka, że te same charakterystyczne rysy, które odznaczają epoki tworzenia się, wzrostu i politycznego zgonu społeczeństw najwłaściwiej do rozmaitych epok poezji zastosować się dają: więc uczucie nieskończoności, ta najpierwsza zasada i to najpierwsze faktum w organizowaniu się i w życiu społeczeństw jest oraz pierwszym źródłem poezji. Starożytność, która wszystkie prawie wyższego rzędu prawdy dokładnie znała lub przynajmniej ocenić je i przeczuć umiała. Poezją za dar nieba poczytywała. Tradycje i mniemania jej mędrców zgadzają się w tej mierze. Lecz i w odległej już starożytności przejście poezji z rąk natury do społeczności, z twórczego natchnienia do kunsztu, z kunsztu do rzemiosła zbyt jest uderzające, by nie miało stanowić tyleż ważnych epok. Stosunki bowiem człowieka z przyrodzeniem wkrótce zmieniły się. Natura prosta, wspaniała i pełna tajemnic w przekonaniu natchnionych była tylko teatrem coraz nowych wypadków i coraz nowych uroczystości w oczach następnych, do rewolucji moralnej i estetycznej zbliżonych pokoleń. Doźrzewające drzewo cywilizacji przyspieszyło tę rewolucją. Wykształcone i uporządkowane stosunki towarzyskie zmieniły bujną rolę dzikiej i głębokiej imaginacji, gdzie organiczne przyrodzenia siły, od najdrobniejszych roślinnych nasion, od kwiatów i bławatu, do wzniosłych cedrów, rozwijały się w niezliczonych, coraz więcej olbrzymich kształtach, gdzie upałem słońca przejęte od bladej zorzy do szkarłatu jaśniały tysiączne barwy na nieżyzny chociaż symetryczny ogród, na urzeczoną krainę leniwej wegetacji, w zarodzie zwiędniałych lub obumarłych kwiatów. Tak wezbrany wśród łomów i dzikich jarów z szumem płynący potok nagle ucisza się, niknie, i w małym lecz przeźroczystym źródle przestaje być potokiem.
Wpływ stosunków towarzyskich na imaginacją i czucie, ochraniając wewnętrzne do nieskończoności dążenie, zmniejszając w sercu naszym potrzebę wdzięków, których ona sama twórczynią być może, dal początek sztuce i ukształcenie człowieka powierzył tej kapłance piękności. – Lecz sztuka, ów starożytny dar wytwornej cywilizacji Egipcjan i Greków, ów sfałszowany wizerunek piękniejszej natury, zbyt słabe echo odwiecznej harmonii, czyliż zdoła rozwiązać zagadkę świata i człowieka? zdołaż uśmierzyć nawałnicę uczuci myśli, dręczonych tajemnicą przyszłego bytu? jej forma, będąca dziełem ślepego mechanizmu i przyczyn zewnętrznych, żadnego powinowactwa z naturą rzeczy nie mających, zdołaż zastąpić brak organicznego kształtu, który wypływa z wewnętrznych części, wynika z żywotnego składu, i z bytem rzeczy współczesny biorąc początek, rozwijając nasiona i zarody, coraz piękniejszym, coraz doskonalszym się staje? – Jeżeli przez wyższe powinowactwo nieznane mędrcom przyrodzenie jest wizerunkiem umysłu ludzkiego, jeżeli odwieczne prawa obrotowi kół niebieskich służące są oraz prawami biegu naszych myśli, tak, że umysł ludzki jest nawzajem obrazem świata: cóż nam objawiło ten związek cudowny? jakiegoż organu użyjemy na wyśledzenie i wyrażenie tej zachwycającej harmonii? rachuba tłumaczy poziome tylko prawdy, promień doświadczenia nie przenika zjawisk wyższego rzędu. Cudowny łańcuch, spajający człowieka z całym przyrodzeniem, tylko cudem pojąć się daje.
Myśl spokojna, głęboka; imaginacja żywa, płonąca obrazem rajskiego mienia, uczucie tkliwe i rzewne, obszerniejsze koło zakreślają życiu; a przedłużając wątek znikomego bytu, do nieskończoności otwierają podwoje niewidzialnego świata. Wtenczas przyrodzenie spokojnym blaskiem jaśnieje. Kwiaty, rośliny, drzewa i kamienic przestają być obojętnymi istotami. Sympatyczne ogniwa łączą nas ze światem niemych zjawisk, pojmujemy bieg sfer niebieskich, żywot martwych jestestw, ocean wieków i pokoleń. Lecz to uroczyste, nad poziom ułomnego bytu wzniesionych umysłów dążenie potrzebuje zewnętrznego kształtu i dotykalnych znamion. Któraż struna swym drżeniem, niepojętą harmonią duszy powtórzyć zdoła? jakiż głos natchnione pomysły i czucia przeniesie do potomności? – mowa wspaniała i prosta, podobież jak owe pomysły i czucia natchnione.
Nazywając tę mowę poezją, powinniśmy ją tym samym poczytać za potrzebną i niezaprzeczoną własność serca i umysłu ludzkiego; kiedy odstępując od zwyczajnej trzeźwości, imaginacji i uczuć, używamy jej daru na uzmysłowienie najpiękniejszych niewcielonych przymiotów duszy.
Z tego cośmy dotąd powiedzieli okazuje się, że prawdziwa poezja, to jest taka, która wypływając z uczuć nieskończoności nadaje zmysłową, dotykalną barwę wewnętrznym spirytualnym zjawiskom; idealny porządek przeistacza na materialny i tłumacząc bliższe powinowactwo umysłu z przyrodzeniem, jeżeli nie rozwiązuje, to przynajmniej czyni mniej zawiłą i wątpliwą najwyższą bytu zagadkę; nie tylko nie wynika ze stosunków towarzyskich, lecz owszem, uważana historycznie, poprzedza ich wykształcenie. Dlatego żyje w świecie pamiątek, w dziedzinie znikłych wieków lub w przyszłości umajonej kwiatami twórczej imaginacji: albo raczej żyje w myśli i w tęsknocie.
Poezja z tego stanowiska uważana jest niezaprzeczonym utworem romantyczności, czyli zasad chrześcijanizmu połączonych z duchem rycerstwa, uczuciami honoru i szacunkiem dla płci pięknej. Niżej powiemy, dlaczego duch poezji romantycznej, ten najpiękniejszy ułomek całości, którą religia, charakter i obyczaje narodów w średnich wiekach wykształciły, rozsądna zaś filozofia w nowszych czasach zdobiąc darem najgłębszych pomysłów starannie oceniła, nie mógł mieć miejsca w starożytności.
Uważając romantyczność za pewny oznaczony rodzaj poezji lub za jaką część literatury, nigdy nie poznalibyśmy jej najpiękniejszych przymiotów. Uzbrojona wiarą gminu, wzbogacona głęboką znajomością serca ludzkiego, poważna i lekka, sępna* i wesoła, jest duchem, ożywiającym wszystkie części poezji i literatury – sielanką a oraz elegią chrześcijanizmu, której tkliwe i harmonijne pieśni po raz pierwszy zabrzmiały w średnich wiekach, a której ostatnia scena zdaje się być odłożoną do wieczności: duchem, który w każdym narodzie inną postać przybrać może, nie zmieniając swej natury, zawsze odmienny co do zewnętrznego kroju, zawsze jednakim się okazuje co do wewnętrznych przymiotów.
Jeżeli romantyczność jedynie tylko w stroju narodowym zastosowana do religii, obyczajów i wszelkich miejscowych okoliczności prawdziwie jest pięknym zjawiskiem, niemało by się ten przyczynił do znacznego w każdym rodzaju literatury postępu, kto by gruntownym badaniem rozwiązał zapytanie: w jakiej postaci romantyczność ukazać się może na horyzoncie literatury polskiej i co jej zabezpieczyć zdoła trwały wpływ w dziedzinie poezji ojczystej? Podobne zagadnienie mogłoby się stać przedmiotem obszernej a z wielu względów nader użytecznej rozprawy. Nie roszcząc żadnego prawa do dokładności w tej mierze, poczytując owszem to wszystko, co niżej powiemy, za lekką tylko skazówkę, będziemy się starali okazać, że przedmiotem poezji romantycznej w Polszcze jest starożytność słowiańska, mitologia północy* i duch średnich wieków.
Szczątki mitów i duch słowiańskiego poganizmu mają właściwy charakter więcej uduchowiony, a zatem więcej poetyczny od poganizmu greckiego i rzymskiego, bo nie skażony zmysłową kulturą. Sławianie, lud spokojny, pobożny, pod wpływem srogiego klimatu, śród lasów, gór lub nieżyznych płaszczyzn i stepów, wśród ciągłych niebezpieczeństw od najezdniczych i wędrownych hord, które północ Azji wylęgła, kształcili te żałosne uczucia, tę sępną tęsknotę, która dziś jeszcze w śpiewach i dumach prostoty na Ukrainie i Wołyniu jest wiernym obrazem nieszczęść i przeszłości.
Niech to nas bynajmniej nie odstręcza, że tradycje i legendy tej prostoty* tak są nieokrzesane, nielogiczne, pełne cudów i guseł; nauczyliśmy się od Francuzów zbyt daleko posuwać pogardę przesądów gminu i uważać je tylko ze śmiesznej strony. Mają one swój początek w sercu człowieka i jeżeli je lekceważy filozofia, natenczas jest bezzasadną i zarozumiałą. Natura nie chciała mieć w człowieku istoty odosobnionej, jedynie przeznaczonej do uprawy i zaludnienia ziemi, mającej tylko martwe stosunki korzyści własnej z tym wszystkim, co do jej rodzaju nie należy. Moralne i fizyczne jestestwa połączone są łańcuchem wyższego powinowactwa. Prowadząc wzrok po nieskończonym horyzoncie przestrzeni morza lub czystego nieba, nie doświadczamyż wzruszeń niepojętych i nie dających się oznaczyć? Nie słyszymyż czasem harmonii schodzącej z wysokości nieba, ze szczytu skał, brzmiącej w falach rzek i strumieni, wynikającej z ciemnych borów lub z głębokich otchłani? Zdaje się, że w poważnym locie kruków, w żałosnym krzyku nocnych ptaków, w ryczeniu dzikich zwierząt, przez skały, jary i doliny powtarzanym, jest coś okropnie wróżącego o przyszłości. Wszystko mówi do serca naszego, co nie jest ucywilizowane, co nie podlega sztucznemu berłu człowieka*. Te tylko rzeczy, które on sposobi dla własnego użycia, są nieme, bo martwe. Lecz kiedy czas zniszczy ich użyteczność, odzyskują mistyczne życie. Zniszczenie wskrzesza ich stosunki z przyrodzeniem. Dlatego wspaniałe budowy i gmachy milczą, lecz ruiny mówią. Cały świat odzywa się do nas niepojętym głosem, który słyszymy w głębi tej nieznanej części istnienia, gdzie uczucie graniczy z myślą. Dlaczegożby widoczna staranność natury przeniknienia w jądro i tajemnice serca pospolitemu oku zawiłe, nie miała mieć mistycznego znaczenia? dlaczegożby miała być bez przyczyny i bez celu? Rozum nie zdoła wytłumaczyć tego fenomenu czucia i imaginacji, albowiem natychmiast znika, dotkniony narzędziem rozbioru: lecz właśnie dla tej przyczyny jest prawdziwą własnością poezji.
Chrześcijanizm zmieszany z odwiecznymi podaniami narodów słowiańskich nadał nową, więcej jeszcze poetyczną cechę pozostałym z poganizmu szczątkom obrzędów religijnych, śpiewów i powieści. Legendy wzmacniały i utwierdzały tę wszystkim narodom w kolebce ich politycznego i towarzyskiego bytu wspólną skłonność do cudowności i wrażeń, wynikających z nadprzyrodzonych zjawisk; wrażeń, będących słabym przeczuciem wyższego światła lub cieniem znikomym prawdy. Lecz chociaż te twory młodzieńczej i dzikiej imaginacji przodków naszych ustąpiły przed światłem nowej religii i piękniejszych instytucji, pamięć ich jednak pozostaje w kronikach lub w trwalszych od kronik podaniach. Jeżeli poezja, jako skutek natchnień religii i zwyczajów uważana, jest niezaprzeczoną własnością narodową, dlaczegożby naszych przodków tradycje i pamiątki nie miały być obfitym źródłem tej części poezji romantycznej, którą powszechnie poezją gminu nazywamy?
Poezja gminu więcej może od ustaw i instytucji naukowych przyczyniłaby się do wydoskonalenia mowy i wykształcenia uczuć ludu wiejskiego, a tym samym zachowałaby nieskażone obyczaje tej najliczniejszej i najużyteczniejszej klasy towarzystwa. Poezja gminu z tego stanowiska uważana okaże się najważniejszą częścią poezji romantycznej, a może i całej literatury. Wystawmy sobie wiejskie uroczystości połączone ze śpiewami, które długo brzmiały w uszach prostoty, a którym teraźniejszy polor języka dodaje nowego uroku i wdzięków. Tenże sam, który prawidła wiary i moralności wpaja w umysły, mógłby powierzyć pamięci ludu, tłumem niepotrzebnych lub szkodliwych wiadomości nieobciążonej, tajemnicę najwyższych piękności w poezji. Instytucja ta stałaby się najpomyślniejszą. Pamiątki przeszłości opiewane wieszczym rymem usposobiłyby wiejską młodzież do cnót w każdym rodzaju, a jeżeli to prawda, że uczucia są wstępem do myśli, więc poezja ludu, wpływając na obyczaje i charakter prostoty, roziskrzyłaby w siedliskach wiejskich pochodnią cywilizacji od tylu wieków zagrzebanej w pomroce niewiadomości.
Niezmordowanych badaczów słowiańskiej starożytności, Czackiego, Naruszewicza, Rakowieckiego, Nielubowicza*, starania i uczone prace dały nam poznać niezaprzeczone piękności mitologii i pamiątek sławiańskich, cofnionych do najodleglejszej przeszłości. Ubóstwiony prawodawca Zamolksis, uroczystość sejmu za królowej Lubussy, zwycięstwa Neklana nad Władysławem, bitwa między Zabojem a Sławojem, na koniec obszerne, kurzawą wieków zasypane o Kraku, Lechu, Przemysławie powieści i mnóstwo innych w kronikach i w pamięci prostego ludu żyjących, po części głębokimi uwagami i krytycznym światłem Rakowieckiego w pięknym systemacie mitologicznym wyjaśnionych, czyż nie zawiera twórczego zarzewia poezji?
Pisano w Warszawie w czerwcu 1825