Wiliam Szekspir (Shakespeare) (1564-1616), Makbet (fr.)
» Wiliam Szekspir, Makbet (fr.) (Akt. I)
» Wiliam Szekspir, Makbet (fr.) (Akt. II)
» Wiliam Szekspir, Makbet (fr.) (Akt. III)
» Wiliam Szekspir, Makbet (fr.) (Akt. IV)
» Wiliam Szekspir, Makbet (fr.) (Akt. V)
Makbet, akt. I, sc. III
MAKBET
Tak ponurego dnia i tak pięknego,
Jak żyję, nigdy jeszcze nie widziałem.
BANKO
Dalekoż jeszcze Forres? Ale któż są
Te tam postacie wywiędłe i szpetne?
Nie zdają się mieć nic wspólnego z ziemią,
Są jednak: na niej. Żyweż wy jesteście?
Zdolne na ludzką mowę odpowiedzieć?
Zdawałoby się, że mnie rozumiecie,
Bo wszystkie razem chude swoje palce
Do ust zapadłych przykładacie. Pozór
Niewieści macie, ale wasze brody
Nie pozwalają mi w tę płeć uwierzyć.
MAKBET
Jeśli możecie, mówcie – kto jesteście?
PIERWSZA CZAROWNICA
Cześć ci, Makbecie! Cześć ci, tanie Glamis!
DRUGA CZAROWNICA
Cześć ci, Makbecie! Cześć ci, tanie Kawdor!
TRZECIA CZAROWNICA
Cześć ci, Makbecie! Przyszły królu, cześć ci!
BANKO
Czego się wzdrygasz, zacny przyjacielu?
Zdajesz się jakby przerażony wróżbą
Tak mile brzmiącą? W imię prawdy! mówcie:
Czyście wy tylko łudzącymi mary,
Czy rzeczywiście tym, czym się rzekomo
Jawicie oku? (...)
CZAROWNICE
Cześć ci, Banko, cześć!
PIERWSZA CZAROWNICA
Mniej wielkim będziesz niż Makbet, a większym.
DRUGA CZAROWNICA
Nie tak szczęśliwym, a przecie szczęśliwszym.
TRZECIA CZAROWNICA
Nie będąc królem, królów płodzić będziesz:
Cześć wam więc obu, Makbecie i Banko!
[...]
BANKO
Ziemia wydaje bańki tak jak woda:
Mieliśmy próbę ich. Gdzież one prysły?
MAKBET
W powietrze. Co się zdawało cielesne,
To się rozwiało jako z wiatrem oddech,
Gdyby się były jedną chwilę dłużej
Wstrzymały!
BANKO
Powiedz mi, czy rzeczywiście
Było tu coś takiego, o czym mówim,
Czy też, nie wiedząc o tym, spożyliśmy
Owej niezdrowej rośliny, od której
Zmysły durzeją?
MAKBET
Masz być ojcem królów.
BANKO
A ty sam królem.
MAKBET
I tanem Kawdoru.
Nie także brzmiało to, cośmy słyszeli?
[...]
ROSSE
Król się z najwyższą radością dowiedział O tym podwójnym zwycięstwie, Makbecie. Kiedy mu twoje osobiste starcie Z wodzem powstańczych wojsk opisywano, Zdumienie wiodło w nim spór z uwielbieniem I usta jego sypały pochwały; Lecz słów mu na nie zbrakło, gdy usłyszał, Jakeś to jeszcze w tym samym dniu, niczym Nieustraszony, bo nawet widokiem Własnego dzieła, na pobojowisku Rozbił norweskie hufce. Lotem ptaka Szła wieść za wieścią, a każdy jej goniec Podnosił twoje zasługi w obronie Praw majestatu i dodawał wątku Do chwały twego imienia.
ANGUS Jesteśmy Przysłani, wodzu, żeby ci oznajmić Królewskie dzięki, żeby cię przed króla Powieść oblicze, nie żeby wypłacić Dług waleczności twojej przynależny. ROSSE Na wstęp do większych zaszczytów, Makbecie, Jakieć czekają, kazał mi król ciebie Powitać tanem Kawdoru. Cześć ci więc pod tym tytułem, cny tanie, Bo od tej pory on jest twoim. BANKO do siebie Przebóg! Więc szatan mówi prawdę? MAKBET Kawdor żyje, Dlaczegoż w cudze szaty mnie stroicie? ROSSE Ten, co tę nazwę nosił, żyje jeszcze; Ale na życiu, którego niegodzien, Surowy cięży wyrok! Czy on w zmowie Był z Norweżczykiem, czy skrytą pomocą Wspierał przywódcę buntu, czy nareszcie Knuł z obydwoma zamach na kraj własny, Tego ja nie wiem, tylko wiem, że zdrada Stanu, wyznana i udowodniona, Upadku jego stała się przyczyną. MAKBET do siebie Glamis i Kawdor! Najważniejszej jeszcze Brakuje rzeczy. głośno Dzięki wam, panowie; na stronie do Banka Wątpiszże widzieć twe dzieci królami, Gdy ci te same usta to przyrzekły, Które nazwały mnie tanem Kawdoru? BANKO podobnież do niego Wieszczba ta, jeśli wiarę w niej położysz, Może zapalić w tobie niebezpieczną Żądzę korony. Często, przyjacielu, Narzędzia piekła prawdę nam podają, Aby nas w zgubne potem sieci wplątać; Łudzą nam duszę uczciwym pozorem, Aby nas znęcić w przepaść następstw; głośno Słówko, Mości panowie. MAKBET do siebie Dwie wróżby, będące Niby prologiem świetniejszej przyszłości, Już się sprawdziły. głośno Za trud wasz, panowie, Wdzięczny wam jestem. znowu do siebie To nadprzyrodzone Proroctwo złym być nie może, nie może Także być dobrym. Jestli złym, dlaczegóż Zapowiedziało mi wiernie godziwy Początek mego powodzenia? jestli, Przeciwnie, dobrym, dlaczegóż mi skrycie Nasuwa myśli, od których strasznego Obrazu włos mi się jeży i serce Moje hartowne w kontr naturze bije? Obecna zgroza nie tyle jest straszna, Ile okropne twory wyobraźni, Mordercze widma, bytujące dotąd Tylko w fantazji mojej, tak dalece Wstrząsają moje jestestwo, że wszystkie Męskie me władze w sen się ulatniają I to jest tylko we mnie, czego nie ma, BANKO na stronie Czy uważacie, jak się nasz przyjaciel Zadumał? MAKBET wciąż do siebie Chceli los, abym był królem, Niech mię bez przyczynienia się mojego Ukoronuje. BANKO jak wyżej Nowe dostojeństwa Są snadź dla niego jako nowa suknia, Która czas jakiś noszona dopiero Dobrze przystaje. MAKBET jak wyżej Niech będzie, co będzie; Czas wszystko równo w swym unosi pędzie. BANKO Szlachetny tanie, czekamy na ciebie. MAKBET Wybaczcie, umysł mój był zaprzątniony Odgrzebywaniem zapomnianych rzeczy. Trud wasz, panowie moi, zapisałem Do księgi, którą co dzień odczytuję. Idźmy do króla. do Banka Nie zapomnij o tym, Co zaszło, a gdy czas znajdziesz po temu I bieg wypadków pokaże, o ile Można do tego wagę przywiązywać, Poufnie o tym pomówimy znowu. BANKO Najchętniej. MAKBET Teraz dość. Idźmy, panowie. Wychodzą.Akt I, sc. VII
MAKBET
Jeśli to, co się ma stać, stać się musi,
Niechby przynajmniej stało się niezwłocznie.
Gdyby ten straszny cios mógł przeciąć wszelkie
Dalsze następstwa, gdyby ten czyn mógł być
Sam w sobie wszystkim i końcem wszystkiego
Tylko tu, na tej doczesnej mieliźnie,
O przyszłe życie bym nie stał. Lecz zwykle
W podobnych razach tu już kaźń nas czeka.
Krwawa nauka, którą dajem, spada
Na własną naszą głowę, Sprawiedliwość
Zwraca podaną przez nas czarę jadu
Do własnych naszych ust. Z podwójnych względów
Należy mu się u mnie bezpieczeństwo:
Jestem i krewnym jego, i wasalem.
To samo zbyt już przeważnie potępia
Taki postępek – lecz jestem, co więcej,
I gospodarzem jego, który winien
Drzwi zamknąć jego zabójcy, nie, owszem,
Sam mu do piersi zbójczy nóż przykładać.
A potem – Dunkan tak skromnie piastował
Swą godność, tak był nieskalanie czystym
W pełnieniu swego wielkiego urzędu,
Że cnoty jego, jak anioły nieba,
Piorunującym głosem świadczyć będą
Przeciw wyrodnym sprawcom jego śmierci,
I litość, jako nowo narodzone,
Nagie niemowlę lub cherub siedzący
Na niewidzialnych, powietrznych rumakach,
Wiać będzie w oczy każdemu okropny
Obraz tej zbrodni, aż łzy wiatr zaleją.
Jeden, wyłącznie jeden tylko bodziec
Podżega we mnie tę pokusę, to jest
Ambicja, która przeskakując siebie
Spada po drugiej stronie.
Wchodzi Lady Makbet.
Cóż tam?
LADY MAKBET
Właśnie
Wstał od wieczerzy. Po coś się oddalił?
MAKBET
Czy pytał o mnie?
LADY MAKBET
Ty mnie o to pytasz?
MAKBET
Nie postępujmy dalej na tej drodze:
Dopiero co mnie obdarzył godnością
I sam dopiero co sobie kupiłem
Złotą u ludzi sławę, sławę, którą
Godziłoby się jak najdłużej w świeżym
Utrzymać blasku, nie zaś tak skwapliwie
Odrzucać.
LADY MAKBET
Byłaż pijana nadzieja,
Co cię niedawno jeszcze kołysała?
Zasnęłaż potem i budziż się teraz,
Żeby ospale, trwożnie patrzeć na to,
Na co tak raźnie wtedy poglądała?
Nie lepsze dajesz mi wyobrażenie
I o miłości twojej. Maszli skrupuł
Mężnie w czyn przelać to, czego pożądasz?
Chciałbyś posiadać to, co sam uznajesz
Ozdobą życia, i chcesz żyć zarazem
W własnym uznaniu jak tchórz albo jako
Ów kot w przysłowiu gminnym, u którego
"Nie śmiem" przeważa "chciałbym".
MAKBET
Przestań, proszę.
Na wszystkom gotów, co jest godne męża;
Kto więcej waży, nie jest nim.
LADY MAKBET
I jakiż
Zły duch ci kazał tę myśl mi nasunąć?
Kiedyś ją powziął, wtedy byłeś mężem:
O ile byś był więcej tym, czym byłeś,
O tyle więcej byłbyś nim. Nie była
Wtedy po temu pora ani miejsce,
Jedno i drugie stworzyć byłbyś gotów;
Teraz się jedno i drugie nastręcza,
A ty się cofasz? Byłam karmicielką
I wiem, jak to jest słodko kochać dziecię,
Które się karmi; byłabym mu jednak
Wyrwała była pierś z ust nadstawionych,
Które się do mnie tkliwie uśmiechały,
I roztrzaskała czaszkę, gdybym była
Zobowiązała się do tego czynu,
Jak ty do tego.
MAKBET
Gdybyśmy chybili?
LADY MAKBET
Chybić! Obwaruj jeno swoje męstwo,
A nie chybimy. Skoro Dunkan zaśnie
(Co naturalnie po trudach dnia prędko
Pewnie nastąpi), przyrządzonym winem
Dwóch pokojowców jego tak uraczę,
Ze się ich pamięć, ten stróż mózgu, w parę,
A władz siedlisko zamieni w alembik.
Gdy snem zwierzęcym ujęci jak trupy
Spoczywać będą, czegóż nie zdołamy
Dokazać wtedy ze śpiącym Dunkanem?
Czego nie złożyć na jego pijaną
Służbę, na którą spadnie cała wina
Naszego mordu?
MAKBET
Rodź mi samych chłopców!
Bo męstwa twego nieugięty kruszec
Nic niewieściego od dziś dnia nie spłodzi.
Skoro tych śpiących ludzi krwią pomażem
I użyjemy ich własnych sztyletów,
Któż nie pomyśli, że ta zbrodnia była
Ich dziełem?
LADY MAKBET
Któż ma pomyśleć inaczej?
Jeżeli zwłaszcza jękiem i lamentem
Nad jego śmiercią napełnimy zamek.
MAKBET
Niech się więc stanie! Wszystkie moje siły
Nagnę do tego okropnego czynu.
Idźmy i szydźmy z świata jasnym czołem:
Fałsz serca i fałsz lic muszą iść społem.