Średniowiecze – wybór

 » Legenda o św. Aleksym (Ach krolu wieliki nasz)
 » Tomasz z Celano, Dies irae (Dzień ów gniewu się nachyla)
 » Bogurodzica (Bogu rodzica, Dziewica, Bogiem sławiena Maryja)
 » Lament świętokrzyski (Posłuchajcie, bracia miła)
 » Skarga umierającego (Ach! Moj smętku, ma żałości!)
 » Rozmowa Mistrza Polikarpa ze Śmiercią (Nade wszystko stworzenie więcszy)
 » Kronika wielkopolska, O zdradzeniu miasta Wiślicy (było w Królestwie Lechitów)
 » Gall Anonim, Kronika polska (XII w.) (fr.) (O żałosnej śmierci sławnego Bolesława)
 » Błogosławieństwo (Niechaj Bóg będzie zawsze przed tobą)

Legenda o świetym Aleksym

Zapis tekstu pochodzi prawdopodobnie z ok. poł. XV w., został zredagowany przez anonimowego autora, być może duchownego z Mazowsza, na podstawie jednego z wielu krążących po Europie wzorów. Pierwotna wersja historii powstała w V-VI w. w Syrii i przezentowała nowy pustelniczo-ascetyczny wzorzec osobowy. Ok. X w. historia o "Mężu Bożym" (tak nazywano bohatera w pierwszych wersjach) przeszła do Europy, gdzie stała się jednym z elementów rozwijającego się kultu św. Aleksego (od gr. alexis – opieka, wspomożenie). Jego żywot spisywano prozą i wierszem, po łacinie i w językach narodowych. Postać Aleksego jest anonimowa, według legendy miał on żyć w Edessie, żebrząc o jałmużnę przed kościołem. Przed śmiercią wyjawił kościelnemu, że jest synem zamożnego Rzymianina, a z domu uciekł, by uniknąć zaplanowanego przez ojca małżeństwa. W miarę czasu prosta opowieść została rozwinięta o motywy eksponujące praktyki ascetyczne i obecność Bożej łaski w żywocie Aleksego. Zachowana polska wersja pozbawiona jest zakończenia przedstawiającego lamentacje rodziny i pogrzeb świętego.


Vita sancti Allexii rikmice*

Ach krolu wieliki nasz,
Coż ci dzieją Maszyjasz*,
Przydaj rozumu k mej rzeczy*,
Me sierce bostwem obleczy*,
Raczy mię mych grzechow pozbawić,
Bych mogł o twych świętych prawić:
Żywot jednego świętego,
Coż* miłował Boga swego.
Cztę* w jednych księgach o nim;
Kto chce słuchać, ja powiem.
     W Rzymie jedno panie było,
Coż Bogu rado służyło,
A miał barzo wielki dwor,
Procz panosz* trzysta rycerzow,
Co są mu zawżdy służyli,
Zawżdy k jego stołu byli;
Chował je na wielebności i na krasie*,
Imiał kożdy swe złote pasy.
Chował siroty i wdowy,
Dał jim osobne trzy stoły;
Za czwartym pielgrzymi jedli,
Ci [ji]* do Boga przywiedli;
Eufamijan jemu dziano*,
Wielkiemu temu panu.
A żenie jego dziano Aglijas;
Ta była ubostwu w czas*.
     Był wysokiego rodu,
Nie miał po sobie żadnego płodu*,
Więcci jęli Boga prosić,
Aby je tym darował,
Aby jim jedno plemię* dał;
Bog tych prośby wysłuchał.
A gdy się mu syn narodził,
Ten się w lepsze przygodził*:
Więcci mu zdziano Aleksy,
Ten był oćca barzo lepszy*.
     Ten więc służył Bogu rad.
Iże był star dwadzieścia, k temu cztyrzy lata*,
Więc k niemu rzekł ociec słowa ta:
Miły synu! Każę tobie,
Pojimże jekąć żonę sobie;
Ktorej jedno będziesz chcieć,
Ślubię tobie, tę masz mieć.
Syn odpowie oćcu swemu,
Wszeko słusza* starszemu:
Oćcze! wszekom twoje dziecię
Wierne, dałbych żywot prze cię;
Cokole* mi chcesz kazać,
Po twej woli ma się to stać.
A więc mu cesarz dziewkę* dał
A papież ji z nią oddał*.
A w ten czas papieża miano,
Innocencyjusz mu dziano;
To ten był cesarz pirzwy,
Archodojusz niżli;
Ktorej krolewnie Famijana dziano,
Co ją Aleksemu dano.
A żenie dziano Aglijas,
Ta była ubostwu w czas.
A gdy się z nią pokładał,
Tej nocy z nią gadał;
Wrocił zasię* pirścień jej,
A rzekł tako do niej:
Ostawiam cię przy twym dziewstwie,
Wroć mi ji*, gdy będziewa oba w niebieskim krolewstwie;
Jutroć się bierzę od ciebie*
Służy[ć] temu, cożci jest w niebie;
A gdyć wszytki stoły osiędą*,
Tedyć ja już w drodze będę.
Miła żono! każę tobie,
Służy Bogu w każdej dobie,
Ubogie karmi, odziewaj;
Swych starszy cli nigdy nie gniewaj;
Chowaj się w[e] czci i w kaźni*,
Nie trać nijednej* przyjaźni.
     Krolewna odpowie jemu:
Mam też dobrą wolą k temu,
Namilejszy mężu moj!
Tego się po mnie nic nie boj;
Każdy członek w mym żywocie
Chcę chować w kaźni i w cnocie;
Jinako po mnie nie wzwiesz*,
Dojąd ty żyw, ja też.
     A jeko zajutra* wstał,
Od obiada się precz brał;
O tym nikt nie wiedział,
Jedno żona jego;
Ta wiedziała od niego.
Nabrał sobie śrzebra, złota dosyć,
Co go mogł piechotą nosić;
Więc się na morze wezbrał,
A ociec w żałośc[i] ostał,
I mać miała dosyć żałości;
Żona po nim jeko spita.
Więc to święte plemię
Przyszło w jednę ziemię;
Rozdał swe rucho* żebrakom,
Śrzebro, złoto popom, żakom.
Więc sam pod kościołem siedział,
A o jego księstwie* nikt nie wiedział.
Więc to zawżdy wstawał reno,
Ano kościoł zamkniono;
Więc tu leżał podle proga,
Falę, proszę* swego Boga,
Ano z wirzchu szła przygoda,
Niegdy mroz, niegdy woda.
Eż się stało w jeden czas,
Wstał z obraza Matki Bożej obraz*,
Szedł do tego człowieka,
Jen się kluczem opieka*,
I rzekł jest tako do niego:
Wstani, puści człowieka tego,
Otemkni mu kościoł boży,
* na tym mrozie nie leży.
Żak się tego barzo lęknął,
Wstawszy, kościoł otemknął.
To się niejedną dziejało,
Ale się często dziejało.
Więc żak powiedał każdemu,
I staremu, i młodemu.
A gdyż to po nim uznali,
Wieliką mu fałę* dali,
Za świętego ji trzymano*,
Wiele mu prze Bog* dawano.
Steskszy* sobie ociec jego,
Prze* swego syna jedynego,
Posłał po wszym ziemiam lud,
I zadał jim wielki trud;
Strawili wieliki pieniądz,
Swego księdza* szukając.
Tu ji nadjeli*
W jednym mieście, w Jelidocni*.
Nie znał go jeden jeko* drugi,
A on poznał wszytki swe sługi
Brał od nich jełmużny jich,
Więc wiesioł był,
Iż ji tym Bog nawiedził*.
Tu są jechali od niego,
A nie poznał żadny jego;
A oćcu są powiedzieli:
Nigdziejsmy go nie widzieli.
A gdy to ociec usłyszał ta słowa,
Tedy jego żałość była nowa:
Tu jął płakać i narzekać;
Mać nie mogła płaczu przestać.
     A więc świętemu Aleksemu,
Temu księdzu* wielebnemu,
Nieluba mu fala była,
Co się mu ondzie* wodziła.
Tu się w[e]zbrał jeko mogę*,
Wsiadł na morze w kogę*,
Brał się do ziemie do jednej;
Do miasta Tarsa w Syryjej*;
Tam był czuł* świętego Pawła,
Tu była jego myśl padła.
Więc się wietr obrocił;
Ten-ci ji zasię nawrocił.
A gdy do Rzyma przyjał*, Bogu dziękował,
Iż ji do ziemie przygnał,
A rzekąc: Już tu chcę cirzpieć,
Mękę i wszytki złe file jimieć*,
U mego oćca na dworze,
Gdyżeśm nie przebył za morze.
Potkał na żorawiu* oćca swego,
Przed grodem i jął go prosić:
W jimię syna bożego
I dla syna twego Aleksego,
A racz mi swą jełmożnę dać,
Bych mogł ty odrobiny brać,
Co będą z twego stoła padać.
Jego ociec to usłyszał,
Iż jemu synowo jimię wspomionął,
Tu silno rzewno zapłakał,
Więc ji Boga dla* chował.
A gdy usłyszał taką mowę,
Zawinął sobie płaszczem głowę;
Tu się był weń zamęt wkradł,
Mało eże* z mostu nie spadł.
Podał mu szafarza swego*;
Ten mu czynił wiele złego.
Tu pod wschodem* leżał
Każdy nań pomyje, [złą wodę]* lał.
     A leżał tu sześćnaćcie lat,
Wszytko cirzpial prze Bog rad;
Siodmegonaćcie* lata za morzem był,
Co sobie nic czynił.
A więc gdy już umrzeć miał,
Sam sobie list napisał,
I ścisnął ji twardo w ręce
Popisawszy swoje wszytki męki,
I wszytki skutki*, co je płodził,
Jako się na świat narodził.
A gdy Bogu duszę dał,
Tu się wieliki dziw stał:
Samy zwony zwoniły,
Wszytki, co w Rzymie były.
Więc się po nim pytano,
Po wszytkich domiech szukano;
Nie mogli go nigdzie najć.
A wżdy nie chcieli przestać.
Jedno młode dziecię było,
To im więc wzjawiło*,
A rzekąc: Aza* wy nie wiecie o tym
Kto to umarł? Jąć wam powiem:
U Eufamijanać leży,
O jimże ta fała bieży;
Pod wschodem ji najdziecie,
Acz go jedno szukać chcecie.
     Więc tu papież z kardynały,
Cesarz z swymi kapłany,
Szli są k niemu z chorągwiami;
Zwony wżdy zwonili sami;
Tu więc była ludzi siła*,
Silno wielka ciszczba była.
Kogokole para zaleciała*
Od tego świętego ciała,
Ktory le* chorobę miał
Natemieści[e]* zdrow ostał;
Tu są krasne cztyrzy świece stały,
Co są więc w sobie święty ogień miały.
Chcieli mu list z ręki wziąć,
Nie mogli go mu wziąć:
Ani cesarz, ani papież,
Ani wszytko kapłaństwo takież*,
I wszytek lud k temu
Nie mogł rozdrzeć* nicht ręki jemu.
Więc wszytcy prosili Boga za to,
Aby jim Bog pomogł na to,
By mu mogli list otjąć*,
A wżdy mu go nie mogli otjąć,
Eżby* ale poznali mało,
Co by na tym liście stało.
Jedno* przyszła żona jego,
A wściągła* rękę do niego,
Eż jej w rękę wpadł list,
Przeto iż był jeden do drugiego czyst.
A gdy ten list oglądano,
Natenczas uznano,
Iż był syn Eufimijanow
A księdza rzymskiego cesarzow*.
A gdy to ociec...

(brak zakończenia)