Julian Przyboś (1901-1970), Wybór utworów
» Cieśle (Zmogły się prężne zwory)
» Dachy (Wyżej!)
» Na kołach (Jak swój dzień wywieść z obiegu?)
» Gmachy (Poeta)
» Z błyskawic (Ze słów, którymi szliśmy, natchnieni, wierną aleją)
» Drzewiej (Stamtąd szło się odleglej – wąwozem)
» Echo (Podmuch li tchnął - i odsłonił ciszę w zbożu.)
» Pola pochyłe (Gdzież tu tworzyć zdarzenia i dzieje)
» Odjazd (Znów ufałaś – i wątpiłaś znowu)
» Równanie serca (Powietrze uduszono sztandarami)
» Lipiec (Na świadectwach, wzbici w radość, odlecieli uczniowie)
» Notre-Dame (Z miliona złożonych do modlitwy palców wzlatująca przestrzeń)
» Z Tatr (Słyszę)
» Jesień 42 (Nadciąga zagłada!)
» Oda do turpistów (Bez serc, bez nerek, bez mięsa od kości)
Dachy
Wyżej!
Płaszczyzny kręte, piramidy pięter,
płaszczyzny wirujące, płaszczyzny wznoszące,
figurotwórcze.
Masywnej przestrzeni
skręt,
rodzących się miast
kurcze.
W żywym patosie konstrukcji, w geometrycznym wymiarze
wspina się, urastając, sześcienna dusza stolic.
Warczy windami rozmachu, zawisa na lewarze,
wskoczy! Na wieżach radia z materii myśl wyzwoli.
Spod konwulsyjnej sieci drutów się rozprzestrzenia,
bucha wściekłością linij, prostopadłością pionu,
triumfem wyniosłości rozpręża łuk sklepienia,
jak rozkosz łechce bezmiar igłą piorunochronu.
W chmurach zawiesza wierzchołki jak gigantyczne wahadła,
kołysze się – przystaje – osiada w formach narożnic.
Wyżej! Sztabami ramion roztrącę ulic gardła,
prężność rozkręcę palcami jako korbami opornic.
Jak elektryczność błyśnie, podskoczy murem w górę,
przestworem napęcznieje olbrzymi miasta kolos;
rozniesie wszystkie place, rozsadzi mas strukturę,
wypnie, jak lane przęsło, nieskończoności koło.
W fundament,
w żelazobeton posad
ruń
sztychami wiru!
Już
pęd
zębatych trybów
kół
wwierca się w fabryk brzuch.
W dół
rwie
rowami
szybów.
Świstem drgających świdrów,
oskardów ciętym kłem,
skrą,
mechanicznym łbem,
ciśnieniem: milion atmosfer,
uderz
w globu centralny
nerw!
I znów
prostotą zakrzepłych form
wydźwignij się do chmur, miarowy aparacie.
Nad hut czerwone hale, nad falujące blachy,
kiedy godzinę 6-tą syreny fabryk odhuczą,
płyń w zmierzch stalowy nieba i gwiazd zbliżone dale:
w dachy.
Śruby, 1925