Po 1939 – wybór
» Tadeusz Gajcy, Wczorajszemu (Ufałeś: na niebo jak na strunę miękko złożysz dłoń)
» Tadeusz Gajcy, Do potomnego (Jestem jak ty zapewne: nisko)
» Adam Ważyk, Poemat dla dorosłych (Kiedy wskoczyłem przez pomyłkę)
» Tymoteusz Karpowicz, Księga Eklesiastesa (jest czas otwarcia powiek)
» Jerzy Stempowski, Mestrović (Zmarły przed kilku laty Ivan Mestrović)
» Piotr Nieckowski, Tren suchy (Umara Małgosia, żona Piotra)
» Księżniczka na ziarnku grochu (Był sobie pewnego razu książę)
Jerzy Stempowski (1894-1969)
Mestrović
Zmarły przed kilku laty Ivan Mestrović, największy być może rzeźbiarz monumentalny XX wieku, urodził się jako chłopski syn w najbliższej okolicy Splitu. Wolne godziny spędzone w pałacu Dioklecjana na słuchaniu niejasnego oddechu wieków musiały zostawić mu niezatarte wspomnienie. Rzeźba zachodnia wywodzi się z Grecji muzealnej; stąd jej szkolony umiar, uczona ostrożność. Mestrović miał przed sobą inną wersję świata antycznego. W jego rzeźbie religijnej i portretach matki dostrzec można wspomnienia bizantyńskie. Nawet jego nieumiar ma precedensy antyczne. Stojąc pod pomnikiem Grzegorza z Ninu i patrząc na jego piętę wielkości końskiego zadu, przypominam sobie Memnona, kolosa rodyjskiego i gigantyczne posągi Fidiasza, wzmiankowane przez greckich memorialistów*.
W akademiach sztuk pięknych i u mistrzów, którzy uczyli go rzemiosła, nie znalazł środków wyrazu dla tego, co wyniósł z rodzinnego Splitu. Przez całe życie Mestrović błąkał się po manieryzmach secesji i ekspresjonizmu. Niedomaganiom tego czasu przeciwstawiał swą obsesję wielkości.
Rzeźby jego wymagały wielkiego luzu, bezmiaru powietrza i przestrzeni. Warunki te posiadał tylko jego pomnik zwycięstwa w Belgradzie stojący na skalnym cyplu, dzielącym rozlewiska Dunaju i Sawy, i w mniejszej mierze mauzoleum poległych na Avali. Innym nawet na większych placach brak oddechu.
Po długich wędrówkach Mestrović wrócił okryty sławą do Splitu i na krótko przed ostatnią wojną zbudował dla siebie dom o kilka kilometrów od miasta. Dom ten, zwany także pałacem, jest rzeczą najmniej podobną do mieszkania: szeroki taras schodzący ku morzu, schody, kolumny, za nimi dwa piętra atriów, sal tronowych i koronacyjnych. Obecnie mieści się tam muzeum Mestrovića.
Nawet w takim otoczeniu wielu rzeźbom brak powietrza. Persefona stoi przed muzeum na trawniku, ale dla wspaniałej bogini, wznoszącej ręce i twarz do nieba, i ta przestrzeń wydaje się ciasna. Cyklop ukrywa się w sąsiednich zaroślach, miejscu zgoła niestosownym dla jego cyklopicznej anatomii. Imponująca Kobieta na brzegu morza leży otoczona krzewami; brak jej otwartej przestrzeni i szmeru fal. Rzeźba portretowa i religijna znoszą oczywiście lepiej klaustrację*. Niektórym jednak i w salach tronowych jest ciasno. Bryłowate postacie siedzące z twarzami zwróconymi ku niebu, jak Hiob, są zbyt wysokie. Udostępnienie ich patrzącemu wymagałoby otoczenia ich pomostem wysokości 30-50 cm lub ustawienia ich poniżej poziomu galerii.
Z muzeum wynoszę wrażenie, że geniusz Mestrovića przekroczył granicę przestrzeni, przeznaczanej w naszej cywilizacji na rzeźbę. W miastach, gdzie metr kwadratowy terenu kosztuje przynajmniej tysiąc dolarów, nie ma miejsca na rzeźbę monumentalną.
Słońce jesieni, "Kultura" 1966