Bolesław Leśmian (1878?-1937), Wybór utworów
» Schadzka (Czy nie słyszysz, jak obłok porusza się senny?)
» Nieznanemu bogu (Jednym – jarzmo kochania, drugim – nędzy brzemię)
» Metafizyka (Kraina, gdzie żyć łatwiej i konać mniej trudno)
» *** (Gdy domdlewasz na łożu, całowana przeze mnie)
» Piosenka (Między mną a tobą – czarna gródź –)
» Topielec (W zwiewnych nurtach kostrzewy, na leśnej polanie)
» Odjazd (Gdym odjeżdżał na zawsze znajomym gościńcem)
» Dusiołek (Szedł po świecie Bajdała)
» *** (W malinowym chruśniaku, przed ciekawych wzrokiem)
» *** (Śledzą nas... Okradają z ścieżek i ustroni)
» *** (Taka cisza w ogrodzie, że się jej nie oprze)
» *** (Ty pierwej mgły dosięgasz, ja za tobą w ślady)
» Garbus (Mrze garbus dosyć korzystnie)
» Dwoje ludzieńków (Często w duszy mi dzwoni pieśń, wyłkana w żałobie)
» Don Kichot (W jednym z pozagrobowych parków, uroczyście)
» Pragnienie (Chciałbym w lesie, w ostępach dzikiego błędowia)
» Po ciemku (Wiedzą ciała, do kogo należą)
» Romans (Romans śpiewam, bo śpiewam! Bo jestem śpiewakiem!)
» Dziewczyna (Dwunastu braci, wierząc w sny, zbadało mur od marzeń strony)
» Poeta (Zaroiło się w sadach od tęcz i zawieruch)
» Urszula Kochanowska (Gdy po śmierci w niebiosów przybyłam pustkowie)
» Śnigrobek (Kiedy las od ukąszeń zmór drzewnych pożółciał)
» Zwiewność (Brzęk muchy w pustym dzbanie, co stoi na półce)
» *** (Po co tyle świec nade mną, tyle twarzy?)
» Pan Błyszczyński (Ogród pana Błyszczyńskiego zielenieje na wymroczu)
» *** (Ciało me, wklęte w korowód istnienia)
Metafizyka
Kraina, gdzie żyć łatwiej i konać mniej trudno –
Gdzie wieczność już nie tajnie wystawa na straży
Trosk doczesnych – gdzie bardziej jest bosko, niż ludno
I gdzie każdy za wszystkich nie cierpi – lecz marzy!
Są tu sady bez wyjścia i groble, nad szybą
Owej rzeki wyśnione, co kiedyś wytryśnie –
I niejeden tu pałac w zagąszczu ci błyśnie,
Godny tego, by nie był niczyją siedzibą!
Są tu w lasach mrowiska, wzniesione nad drogą,
Gdzie wre praca snów rojnych – odwieczna i bratnia –
I jest tu owa cisza błękitna, ostatnia
Z tych, co jeszcze na uśmiech zdobywać się mogą.
Tylko czasem na polu jakiś krzyż skrzydlaty
Wiatraka, mielącego mgły marzeń i ciernie,
Brakiem boga na sobie zlękniony niezmiernie –
Szaleje i skrzydłami uderza w zaświaty!
Bywalec tych uroczysk, powabnych swym tronem,
Umie błysków najmniejszą wyśledzić nieznaczność,
I w szczelinie pomiędzy istnieniem a zgonem
Dojrzeć gwiazdą niezgorszą lub niezłą opatrzność...
Lecz się nigdy nie strwoży, rozumnie zbłąkany,
Bezkrólewiem w niebiosach lub własnego cienia
Zgubą w jarach – lub zbytnią łatwością zamiany
Jednych cudów na drugie... Niech cud się też zmienia!
Jego tylko tu nęci nie zwiedzona grota
Lub kwiat jeszcze nie znany, lub muszla co rzadsza –
I na wszelki przypadek wtórego żywota
Duszę swoją w te dziwy chętnie zaopatrza...
On tu przyszedł sam przez się, by własne szaleństwo
Karmić strawą najlepszą na ziemi i niebie –
I nad brzegiem przepaści wytańczyć dla siebie
Jeden lęk drogocenny lub niebezpieczeństwo!...
Sad rozstajny 1912