Zygmunt Krasiński (1812-1859), Wybór utworów
» Psalm wiary (Dusza i ciało to tylko dwa skrzydła)
» Psalm nadziei (Dość już długo – dość już długo)
» Psalm miłości (Przeciw piekłu podnieść kord!)
» Psalm żalu (Więc strach, mówisz, mówił ze mnie)
» Psalm dobrej woli (Wszystko nam dałeś, co dać mogłeś, Panie)
Psalmy przyszłości – Psalm żalu
...mają oczy, aby widzieli, a nie widzą – uszy małą, aby
słyszeli, a nie słyszą...
Ezechiel, XII, S
Boć nie posiał Bóg Syna Swego na świat, aby sądził świat, ale
aby świat był zbawień przezeń.
Jan, III, 17
--------------------------------------------------------------------------------
Psalm następny z następnego powodu: Przeciw trzem poprzedzającym, a szczególniej trzeciemu, zaraz po ich ukazaniu się, zatem na niemały czas jeszcze przed bezbożnej pamięci miesiącem lutym 1846 r.- napisano pieśń w podobnym ich kształtowi kształcie. –Ta pieśń w rękopiśmie, jedna z przedziwności języka polskiego, brzmiąca cudownymi dźwięki, a głębokiego mistycyzmu piętnem naznaczona, wyobrazicielką niektórych dążności i myśli, krążących po widnokręgach umysłowych Epoki naszej. – Jeden ją wybrzmiał z piersi swych – ale po wielu piersiach drzemią zawarte w niej tchnienia. –Nie sposób jej tu w całości wydać, bo imię wieszcza, który ją wyśpiewał, i wola jego o niej – nie znanymi. Pokrótce więc tylko treść w niej leżących zarzutów i pomysłów się opisze. –Teć albowiem nie tylko są jednego wyłączną, rzeczywistą, ale zarazem pewnej liczby drugich wspólną, idealną własnością. –Kształtu się nie przywodzi – ideę tylko się podaje!
Pieśń owa w uroczych a ironijnych strofach zaczyna od zarzucania Psalmowi miłości przeczuć zupełnie fałszywych i bojaźni niczym nie usprawiedliwionej przed pewnymi, wypaść mogącymi klęskami – i zapowiada absolutnym twierdzeniem, że nigdy nic podobnego na ziemi polskiej się nie zdarzy. – Dalej, szydząc, utrzymuje, że chyba upiory snuły się wieczorem po drodze zadumanego szlachcica i plemion dawno zmarłych po księżycu mgliły się kurhany – lub też nad zasypiającymi oczyma poblysk padł od czerwonych kotary firanek – stąd krwi widzenie, stąd strach złowieszczy, bo "Ktoż, gdzie i kiedy nożem zagroził lub stanął ci sporem?" – Próżne mary –wcale ni mord, ni rzeź –ale z wieńca kwietnianego nadpowietrznych duchów obrywające się postaci, przelatujące w przestrzeniach –"a ty zląkł się, syn szlachecki".
Po takowym wstępie pieśń przechodzi do ocenienia stanowiska całej szlachty polskiej –przyznając, że jej niegdyś było ze sto tysięcy, ma ją teraz za zupełnie już nie istniejącą i oświadcza, że wcale i nigdzie "jej nie ma" – że w głębiach czasu gotuje się wichrowy płomień, co, wybuchnąwszy, zgasi i zdmuchnie jak świecę wszelkiego szlachty onej przypomniciela. – Przyjdą światła jakieś Boże, widzialne, śród burz apokaliptycznych pałające – i rzucą się na lud, i popchną go – a stąd cudowne powstaną strachy i przerażenia, żywe jakoby Śmierci, przechadzające się po ziemi –a w nich i z nimi będzie Duch!
"Słaby ,mówisz,rzeź wybiera; a czy wiesz, co on, ten Duch, wybierze?" – Po tym zapytaniu pieśń, Jehowicznym wzbierając natchnieniem – głosi, że zapewnię Duch on młody wybierze za środek wcielenia się swego –ludów zatracenie –z wichrów, komet i płomieni okropne odmęty, w których króle drżą, matki ronią, ziemia się rozpada i gruzy po gruzach tylko chłonie – aż onych zwalisk wszystkich korzysta Duch – którego definicja, że jest "wiecznym rewolucjonistą".
Nad tak w pył i popiół rozsypanym światem nowa zorza unosi się w górze – a pod jej blaskami, w jakichciś smętnych przestworach zatracenia, jęczy przeszłość historyczna kraju. – Nieskończone westchnienie słychać z tej otchłani ojczystych dziejów; ale ponad nią wszechwładny Duch "uciska, mroczy i błyska", aż stopniowymi uciski uzupełni nowego Boga i wiek absolutnie nowy.
Po takich przejściach kończy pieśń modlitwa gorąca i uroczystą o rychłe ziszczenie się dopiero co wyżej przytoczonych obrazów, z najmisterniejszą sztuką odmalowanych!
Na takiej treści wieszczby – odpowiedzią następny Psalm.
--------------------------------------------------------------------------------
I
Więc strach, mówisz, mówił ze mnie,
Gdym przeczuwał, że się w Ciemnie
Zasuwamy, a nie w Zorzę –
I że Lud się zhańbi może!
Prawdę mówisz – pewnym męstwem
Ja się nigdy nie pochlubię –
Ja przed bliźnich drżę męczeństwem –
W otchłań spychać – ja nie lubię –
Gdzie brud ujrzę – wnet mi serce
Jakaś bojaźń chwyta Boża –
Braćmi nie są mi morderce –
Szablę kocham – wstyd mi noża!
Jakbym zląkł się – na stolicy
Z gwiazd i tęcz Bogarodzicy,
Widnej w widzeń błyskawicy,
A mówiącej sprośne słowa –
- Sam by zląkł się i Jehowa! –
Tak się lękam i truchleję,
Kiedy w polskie spaść ma dzieje
Mord i srom!...
Lepszy grom!
Zmartwychwstaje się spod gromu –
Nie zmartwychwstaje spod sromu!
Tyś odważny – ja się boję
Kazirodczych ran!
Bojaźń moją – męstwo twoje
Niech osądzi Pan!
*
Więc gdy padać miały trupy
Twych nieszczęsnych braci –
Gdy z nich mieli zdzierać łupy
Chłopi – Żydzi – kaci –
Kiedy ziarno, siane w śmieci
Od wersalskich dzieci,
Zdradą miało zejść niemiecką –
Więc i ty, jak dziecko,
W bańce własnych siedząc marzeń,
Nie przeczułeś zdarzeń?
Nie wcieliłeś się w to ciało,
Co tak cierpieć miało!
Ach! nie wziąłeś ran – przed ciosem –
W pierś twą magnetycznie –
Aleś jednym wciąż piał głosem
Tylko fantastycznie!
Wzrokeś wlepił w twe niebiosa –
Ukraińska kosa
Na nich Krzyżem wybawienia –
Wkoło błyskawice –
Z światła cepy i kłonice –
I wichry z płomienia!
A w otchłaniach, gdzieści w dole,
Z przekleństwem na czole
Polska Szlachta, polskie Pany –
Czyściec z świata zwiany,
Jak smętne bałwany,
Czarne fale – siwe piany,
W burzliwą noc! –
Tam Zborowskich ścięte głowy,
Topór i kloc! –
Płacz bez końca – zgrzyt echowy
Miłość –chwała –
Przeszłość cała,
Rozdeptana przez wiek nowy!
*
O mój wieszczu, stój!
Oto jutro rano
Na powstański bój
Polskie Pany wstaną!
Szlachta – której nié ma –
Bohatyrściej niźli kiedy
Wyzwie Trój-Olbrzyma!
Lecz z twych niebios spadną wtedy
Twoje tajemnice –
Cepy i kłonice –
Twój, oj! spadnie cud!
I tych Polski namiestników
Za kilka srebrników
Twój rozsieka Lud!
I strun twoich granie
Zagłuszy wrzask mordu!
I nic nie zostanie
Z twojego akordu! –
*
Bodajbyś, wieszczu, był wieszczył prawdziwie!
Bodajbym, zdjęty przerażenia dreszczem,
Był kłamcą tylko – ty natchnionym wieszczem –
I plam nie było na ojczystej niwie!
Bodajby Polska nie rozdarta –cała –
Tak jak się czuła dniem przed rzezią jeszcze,
Pieśni twe, wieszczu, uwielbiała wieszcze,
A z moich marnych na gardło się śmiała! –
Bodajbym nawet – zapozwan przed sądem
Za potwarz moją na Lud nieskalany,
Co żadnej hańby nie owrzodział trądem,
Usłyszał wyrok: na śmierć lub kajdany!
I ty w tryumfie stał z harfą twą złotą –
Urągający – i pytał: "A co to?" –
I mnie prowadził aż do rusztowania
Śród przekleństw gminu – co tobie się kłania
I milionowym dziękuje poklaskiem,
Żeś odgadł światła wschód czysty – przed brzaskiem. –
Szlibyśmy oba – i szczęśliwsi oba –
Ty chwałą własną – ja Polski zbawieniem –
Bo i mnie, wieszczu, wciąż śni się ta doba –
Lecz wiem, że wściekłość –nie jest zduchownieniem –
Lecz wiem, że wszelka zwycięstwa godzina
Bić w sercu Boga nad światem zaczyna,
Nim tu narodom na świecie uderzy! –
Więc przed Nim stanąć narody wprzód muszą
Nie z rykiem zwierząt – lecz z anielską duszą –
Lud tylko święty – Królestwo odzierzy!
Przemień go – przemień w Króla i Kapłana –
Lecz zanim jeszcze nie przekrólewszczony,
Nie klękaj przed nim – nie kładź mu korony –
Lecz ufaj w szlachtę polską – i moc Pana! –
*
Ależ, wieszczu – boś ty wiary
Dni zaprzeszłych – tyś wieszcz stary!
Cóż o Duchu ci się śni?
Duch twój wiecznie grzmi w twej pieśni
Jak pogański Jowisz jaki –
Lub kataklizm śród natury,
Co świat chwyta na tortury –
To indyjskich bóstw oznaki!
Duchże twój – Inkwizytorem?
Lub wandalskich dni upiorem,
Co powtórzyć ma do joty
Historycznych kręgów zwroty
I z postępów wynieść tyła
Tylko tyle, co Atyla?
Duch twój tylkoż myślą czystą,
A nie życiem istnym, szczerem?
Tylko rewolucjonistą,
Tylko Robespierem?
Filozofią – a bez serca?
Kościotrupem – a bez skóry?
O! tyś ducha jest oszczerca –
Bo go nie znasz – tylko chmury,
Co go kryją, widzisz mgliste,
A nie światło jego czyste,
A nie kształty powietrzniane,
A me ruchy przefaliste –
Te ci dotąd są nie znane!
*
Ciało jest konserwatorem,
Dusza – wieczną buntownicą –
I do siebie stoją sporem –
Im pogody nie zaświécą –
Im nie ma pokoju –
Odkąd rajski wąż
Pchnął je do rozstroju,
Dusze z ciałmi nad otchłanią
Pasują się i ranią
Bratobójczo wciąż!
Ach! idee – i zwierzęta –
Anielice – i tygrysy!
I w tej walce bywa snadnie,
Że gdy ludzkie rysy
Idea pokładnie,
Wnet i w Bogu ta poczęta
Oszaleje!
I jej dzieje
Na tej ziemi
Szkaradnemi!
Potok krwi czerwony
Przez wszystkie Ojczyzny!
Gwałty i wścieklizny,
Upadki i zgony.
Wieńce kwitną dziś wawrzynem –
Jutro z nich ciernia korony –
Każden starzec-wiek strącony
Przez wiek drugi, co mu synem;
I ojcobójstwami
Ciągnie się i plami
Płynący Czas!
Któż zbawi nas?
Kto z żywiołów kłótni,
Z bitwy miejsc i lat
Harmonią wylutni,
Rytmu stworzy świat?
Ten, w kim głębie życia górą,
Co nie duszą, w lekkość chorą,
Ani ciałem, w ciężar chórem –
Ten, co trzecim idzie torem –
W kim ciał i dusz wspólny ruch,
Ten, który – tryumfatorem –
Święty Duch! –
Lecz on płynie – a nie skacze,
Lecz on wschodzi – a nie spada –
Ziemia pod nim krwią nie płacze –
On nie woła: "Biada!"
Arcyświata w nim potęgi –
On zapełnia widnokręgi
Niewidzialnie – a błękitem –
Ned niziną i gór szczytem
Równo promienieje. –
Rankiem budzi
Sennych ludzi
Na nadzieję!
I do ciemnej zbieży studni,
By wysrebrzał cień –
Aż się ranek wypołudni
W bieluteńki dzień! –
II
Moc Jehowy – nie gniew –
Zlana z myślą Chrysta
W jeden wiew!
Iskra wiekuista,
Wiew bez końca,
Wskroś przez ziemie – słońca
I oddech ten
Tak jak sen –
I przepływa,
I porywa,
I ciągnie za sobą
Okryte żałobą
Wszystkie wieki,
Jak kaleki,
Jak trupów rząd!
Gwar – jęk – i szum –
Wlecze się tłum: –
Będzie sąd! –
*
Oto w dole
Jozafackie pole –
Jednej trumny wieko
Niebios dach!
Łzy wiekom z ócz cieką –
Wiekom strach!
A wszędzie w krąg
Widm krwawych ciąg –
Przeszłości wspomnienia,
Jak zmory chodzące,
Miecz potrząsające
Jak anioły, gońce
Zatracenia!
*
Do kata-anioła
Każden z wieków woła:
"Zlituj się nade mną! –
Gdzież zbawień świat?"
A anioł-kat:
"Precz w otchłań podziemną,
Boś żył nadaremno –
Bo z wieki innymi,
Braćmi twymi,
Tyś nie zbratan –
Ja cię znam –
Jam jest: – Ty sam –
A twój Szatan!"
*
W bezmocy,
Śród nocy
Wiek po wieku stęka –
Obalon, przyklęka –
Leje się żar
Zgryzotnych kar –
Duszni i cieleśni
W krwi i pleśni –
Przepaść tuż!
A Anioły w górze;
Jak burze,
Strącające już!
Nad dołem
Drżą potępieni!-
By nie paść
W tę przepaść,
Wspierają się społem!
Jak łańcuch z pierścieni,
Łono na łonie –
- I zetknięte dłonie –
Twarze obok twarzy –
Miłość się im marzy
Przy zgonie! –
*
Aż z męczarń doliny
Krzyż jeden, jedyny
Ziemskich wieków wstanie:
"W piersiach nam, o Panie,
Twoje strzały tkwią!
My piekielni,
Pókiśmy rozdzielni –
Ale biedni,
Gdyśmy w jedni;
Twąśmy krwią,
Twym obrazem!
Miej, o Panie,
Zmiłowanie –
Już my razem!" –
*
A gdy tak jęczą,
Od ich skruch
Niebo spłonie tęczą,
Głos im wpadnie w słuch:
"Oto idzie Duch!"
I ujrzą w przestrzeni
Zstępujący grom –
Świat się przepromieni
W diamentowy dom!
Potępionych wieków ile,
Spada gromów tyle!
Wiek każden w piorunie,
Na złocistej łunie,
Co go niesie w dal! –
On się pali,
Przepostacia –
Jak na morzu z fal,
Przepostacieni
Idą w mgle z promieni,
A wszyscy jak bracia!
Oto z gwiazd korona,
Na czasie niesiona –
Ludzkości to wieca!
I Przeszłość zbawiona,
I Przyszłość zaświeca!
*
Znów po wszem lazurze
Stworzenny wiew –
Słychać w dole –w górze –
Anielski śpiew:
"Chwała z wieków w wiek,
Bo stał się sąd!
Łez krwawych ściek
Zmienion w światła prąd!
Z dni starych grzech
Już zwian jak puch –
I wlał w Duchy dech
Wiekuisty Duch –
I objął rząd." .
III
Stój, o wieszczu, w takiej wierze –
Ni mów, że ty nie wiesz jeszcze
To, co Duch wybierze! –
Tak nie mówią Boży wieszcze!
- Ze świętości Duch jednolit –
Ni mongolskich bieży,
Ni czerwonych Rzeczpospolit
W swe cuda nie wliczy!
Wolna tylko ludzka wola,
Gdy zła i nieszczera,
Taki tor obiera
I nim ziemskie brudzi pola!
Bo tak wolna, że aż zdolna
Drogi Boże same
Przepiekielnić w zguby jamę!
Bo tak wolna, że aż zdolna
W imieniu braterstwa
Rozsiewać morderstwa –
W imieniu nadziei
Świat wytrącić z swych kolei,
By bez wstępnych sił
Zśliznął się po wiekach w tył!
Wie, że kłamie – a wciąż kłamie –
Obłuda –jej znamię!
I toć straszna wina,
Co ni Ojca, ani Syna,
Lecz dotyka Ducha!
I tej winy nie zmaże
Żaden ból ni skrucha,
Ni żadne cmentarze!
Ach! nie tylko wiek przeszłości
Faryzejskie rodzi dusze –
Za dni naszych i przyszłości
Są faryzeusze!
*
Powtarzacie: "Chryste! Chryste!",
A nie macie w sercu Jego –
Jakżeż Ducha wam świętego
Przejąć dobro wiekuiste?
Z was się każden nad odłogiem
Własnej próżni wspina Bogiem
Na paluszkach wzdętej pychy! –
I tak wy zwierzęciejecie. –
Bo kto sam się bóstwi w świecie,
Ten na odwrót swego szału
Odczłowiecza się pomału –
Aż się stanie taki lichy,
Że, padając – dojdzie chyba
Do roślinnej istni grzyba! –
Lub też dziki – sępny –chory –
Miasto widzeń – widzieć zmory,
Miasto natchnień –czuć wściekliznę
Będzie – zmąci wiary, dzieje,
Człowieczeństwo i ojczyznę,
Zwątp rozpaczy i nadzieję!
Wtedy śród błędów swych pędu
Wezwie drugich do obłędu –
Za każdym się krokiem
Przenazwie prorokiem –
Zbawicielem –Bożym Bratem:
I dusz wielu będzie katem!
Aż, nie wątpiąc, że się zbożył,
Że, jak Boga stwórcą znał,
Tak się stwórcą sam tu stworzył,
Coraz pełńszy własnych chwał,
Pocznie wierzyć jadowicie,
Że mu sługą – ludzkie życie:
Stanie się i katem ciał!
*
Nie tak z Duchem się obcuje,
Nie tak w Ducha się wstępuje!
- Gdy pochylisz kornie czoło,
Zadrży serce – drga szpik kości
Z anielskiej rzewności –
I, klęczący, spojrzysz wkoło
Na niesprawiedliwości –
Klęski – smętki –gromy,
Babylony i Sodomy –
Ujrzysz Carów w chwale
Lub zdąsane ludu fale,
Świat zatracające!
I przyćmione w górze słońce,
I niebieskie mocy,
Wstrząśnięte śród nocy –
A uczujesz miłość trudu
I męki odwagę'
Wstaniesz ludzi zbawiać z brudu,
Kryć ich wstydy nagie. –
I za rany – i za ciernie
Podziękujesz tkliwie –
I dotrzymasz wiernie
Na nieszczęścia niwie!
Śród podłości – niespodlony –
Śród krzywd –nieodmiłośniony. –
Wciąż twe usta Pana chwalą –
Wciąż pierś twoja – twardą stalą,
Co się błyszczy nieskalanie,
A twe oko płacze żalnie
Ponad każdym cudzym bolem –
I tak stąpasz ofiar polem,
Nigdy w kłamstwa podziemnice,
Ciemnie i tajnice
Nie zstępując – bo do Boga,
Wiesz, że jedna tylko droga;
I jej światłem widny – biały –
Nie dbasz o wrogów nawały,
Co z lochów piekielnych
Czyhają – na dzielnych –
Co, czarni i nocni,
Tylko zdradą mocni
I orężni pychą,
Zabijają cicho!
A gdy stawiać tak twe kroki,
Ty nie mówisz: "Jam wysoki",
Ale czujesz, żeś wciąż niczem
Przed Pana obliczem!
Wtedyś ty dopiero
Duszą czystą, szczerą –
I czynów łańcuchem
Połączasz się z Duchem –
A z Boga, co w niebie,
Powraca do ciebie
Miłości spływ! –
I kiedyś po męce
W jego pójdziesz ręce,
Wszechwiecznie żyw!
*
I ja patrzę śród zamieci
W niebios kir!
I ja widzę – kędy leci
Zdarzeń wir!
Słyszę śród chmur –
Zmartwychwstałych chór
Ach! znany głos!
Lecz nie we krwi,
Którą zemsta leje,
Cel Polski tkwi. –
Zemsty dzieje
Zemstą tylko,
Chuci chwilką: –
To nie Polski los!
Jej od Pana
Pomyślana
Cudniejsza cześć!
Nie pożogi
Ani trwogi
Ma światu nieść!
*
Tu Sybiry mroźne
I Iwany Groźne –
A po drugiej stronie
Klubowe tyrany,
Kule strute –kwas siarczany –
Ludożercze bronie!
Boże! zmiłuj się nad wami!
Między dwiema szkaradami
Wstać ma Polska kojarznicą!
Dwóch barbarzyństw – ma być spojem –
I to zwiecie –Tajemnicą –
To – wieków pokojem!
W jedno zło jedyne
Wszetecznym poswatem
Siostrę giliotynę
Ślubić z knutem bratem!
Rozdeptać kościoły,
Pomieszać plemiona,
Sumienia anioły
Wygnać z ludzi łona!
I mieć Polskę – tego dzieła
Czarną spełnicielką!
W krew truciznę jej lać wszelką,
By sprawy się jęła!
Trząść przed wzrokiem jej pochodnie
Wszechświata pożaru –
Obiecywać jej za zbrodnie.
Nadziemską moc czaru!
Kusić dziejów anielicę,
By pod koniec męki
Odrzuciła świętych wdzięki,
Upiorowe wdziała lice –
I odkląkłszy sprzed ócz Pana,
Sczerwieniona –rozczochrana –
Zakochała się w szatanie,
Świadczyła mu o tej chwili,
Jak pierwsi chrześcijanie
Niebiosom świadczyli!
- To wasz pomysł –to Rzecz wasza!
Takie świty
Duch wasz skryty
Nam przynasza!
*
Wszak nie w takim stroju,
O wiekuisty Panie,
Do ostatniego boju
Polska Twoja stanie?
- Nie jędza z niej przebrzydła!
- W ustach z Twym pacierzem –
A nad jej pancerzem
Spływające skrzydła. –
W jej dłoniach kształt dwóch mieczy
Z przedziwnej jasności,
Co nie rani – ale leczy!
I woła: "Ja się spieszę,
Bo zapraszam w gości
Do niebieskich włości
Ludzkie rzesze!"
*
Lecz wprzód jeszcze –sądy Pańskie –
Na czas, czasów zwrot!
Rzeczpospolity szatańskie
I północny knut!
I trząść będą każdym krajem,
Wytracając się nawzajem!
Patrz! świat-kat twój, Polsko! – leży
Rozciągnięty w pyle –
Ten, co obrał cię z odzieży,
Urągał ci tyle;
Co, związawszy twe ramiona,
Dziki – podły – dumny –
Wbijał gwoździe ci do łona,
Jak do desek trumny –
Patrz! świat-kat twój, Polsko, oto
Zapadł w krew i błoto!
Od morza do morza –
Porwał się do noża –
Bratobójczo się przewala,
Wije na kształt gada,
Podnosi – i pada,
Aż, znękany, czci Moskala!
*
Zleć, o Polsko – zleć, Aniele
W promienistym ciele!
Nie bądź katem twego kata!
Ach! śmiertelny pył,
Gdy raz w śmierci zstąpi kraje,
Tylko cnotą znów dostaje
Nadśmiertelnych sił!
A inaczej – rwie zatrata
W głąb tej samej kary
Ofiarników i ofiary!
Zostaje ruina –
I nadgrobek na niej świata!
- Chrystus tylko z grobu wzlata,
Lecz nie Katylina! –
*
Przyjdź, o Polsko – zleć, Aniele
W promienistym ciele!
- Pragnęli wolności,
A Boga nie znali!
Po ziemiach – ich kości –
Ich prochy – na fali –
A żyjących, co zostali,
Samo życie boli:
Bo w niewoli!
Z jednych ojczyzn – puste cisze
Nad gruzami się kołysze
Bluszcz wietrzany!
A gdzie indziej w pysze
Sprośne Pany!
Bez koron na głowie,
Lecz z rózgą ze stali –
I służą Jehowie
Lub z schizmy powstali! –
Duchoborce –roskolniki –
I po nocach słychać ryki
Rozrzynanych ciał
Na cześć Molochowi.
Tak panują ludzie nowi!
Jak z Tarpejskich Skał,
Wzad przez dziejów wschody
Zepchnięte narody –
I zlatują do ciemności
Coraz głębiej –daléj –
- Bo chcieli wolności,
A Boga nie znali! –
*
Przyjdź, o Polsko – zleć, Aniele
W promienistym ciele!
- Zwiesz się: – Bogumiła –
Czerwonym sztandarem
I moskiewskim Carem
Zarównoś wzgardziła!
Od dwóch tych zatracicieli
Tak czarno w Europie!
Śród nawałnic – na potopie
Jedna świecisz w bieli!
Ledwo stopa się twa zetrze
Z wierzchołkiem bałwanów –
I przemijasz przez powietrze,
I ścigasz szatanów!
Przed dwóch mieczy twych jaśnieniem,
Przed twych skrzydeł tęczą
Obalają się i jęczą
Jak przed Boga cieniem! –
*
Idź, o Polsko – idź, Aniele
W promienistym ciele!
Świat nie poznał ciebie z lica –
Świat cię zabił – aż na mękę
Sam jest wzięty – a ty rękę
Dasz mu – jego męczennica!
Idź, o Polsko – idź, Aniele
W promienistym ciele!
W tobie Ludzkość przechowana!
Ponad złości i nad szały,
Ponad hańby i nad kały –
Tyś niepokalana!
Idź, o Polsko – idź. Aniele
W promienistym ciele!
W dłoniach twoich nie puginał,
Gminnym uwieńczon wawrzynem,
Co pierś wroga porozrzynał –
Innego blask oręża!
Bożoczłowieczym tu czynem
Duch tylko zwycięża! –
Nadziemsko ty hożą –
Boś boleści tu boleścią
A miłością Bożą!
I powracasz z dobrą wieściął
Wokół ciebie – Zło się pieni;
Ty nie zważasz przecie –
Sypniesz z dłoni garść promieni
I znów jaśniej w świecie!
Aż przelecisz wszystkie kraje
I światłością obosieczną
Śmierć odegnasz od nich wieczną –
- Tak się zmartwychwstaje!