Franciszek z Asyżu św. (XIII w.), Wybór utworów
» Pieśń słoneczna (albo pochwała stworzenia) (Najwyższy, wszechpotężny dobry Panie)
» Kwiatki św. Franciszka, Roz. VIII (Jak święty Franciszek wędrując z bratem Leonem)
» Kwiatki św. Franciszka, Roz. XVI (Jak święty Franciszek otrzymał radę od świętej Klary)
» Kwiatki św. Franciszka, Roz. XIX (Jak w winnicy księdza, w którego domu modlił się)
» Kwiatki św. Franciszka, Roz. XXI (O przeświętym cudzie)
» Kwiatki św. Franciszka, Roz. XXV (Jak święty Franciszek uzdrowił cudownie trędowatego)
» Kwiatki św. Franciszka, Roz. XXXVI (Jak święty Franciszek tłumaczył bratu Leonowi)
Kwiatki św. Franciszka
Rozdział XXV
Jak święty Franciszek uzdrowił cudownie trędowatego na duszy i ciele. I co mu rzekła dusza jego, ulatując do nieba
Prawdziwy uczeń Chrystusa, święty Franciszek, żyjąc tym nędznym życiem, starał się z sił wszelkich naśladować Chrystusa, mistrza doskonałego. Przeto zdarzało się często z zrządzenia Bożego, że gdy komu uzdrowił ciało, Bóg uzdrawiał i duszę tej samej godziny, jak to się czyta o Chrystusie. A służył nie tylko chętnie towarzyszom, lecz nadto rozkazał braciom Zakonu swego, by gdziekolwiek pójdą lub osiądą na świecie, trędowatym służyli dla miłości Chrystusa, który chciał, byśmy Jego w trędowatych czcili. I zdarzyło się raz w miejscu pewnym, w którego pobliżu święty Franciszek mieszkał wówczas, że bracia służyli w szpitalu trędowatym i chorym. A był tam trędowaty, tak niecierpliwy, nieznośny i zuchwały, że wszyscy wierzyli na pewno, iż był opętany przez czarta. Tak też było. Bowiem tak nieprzystojnie lżył słowy i razami każdego, kto mu służył, a co gorsza, bluźnił tak haniebnie Chrystusowi błogosławionemu i najświętszej Matce Jego, Dziewicy Maryi, że za nic nie można było znaleźć nikogo, kto by mógł lub chciał mu służyć.
I acz bracia starali się znosić cierpliwie krzywdy i obelgi własne, dla pomnożenia zasługi cierpliwości: jednak kiedy sumienia ich nie mogły znosić krzywd i obelg względem Chrystusa i Matki Jego, postanowili poniechać trędowatego. Nie chcieli jednak tego uczynić, nie dawszy wprzódy, jak należało, znać o tym świętemu Franciszkowi, który mieszkał wówczas w pobliskim klasztorze. Kiedy mu znać o tym dano, święty Franciszek udał się do złośliwego trędowatego. Przyszedłszy, pozdrowił go i rzekł: "Niech Bóg cię obdarzy pokojem, mój bracie najdroższy". Trędowaty odrzekł: "Jakiegoż pokoju mam się spodziewać od Boga, który odebrał mi pokój i dobro wszelkie i uczynił mnie zgnilizną i smrodem?" Święty Franciszek rzekł: "Synu mój, bądź cierpliwy; bowiem dolegliwości ciała dane ci są na tym świecie od Boga dla zbawienia duszy i przeto są wielką zasługą, jeśli się je znosi cierpliwie". Chory odrzekł: "I jakżesz mogę znosić cierpliwie mękę ustawiczną, która mnie trapi dniem i nocą? A dręczy mnie nie tylko choroba moja; bo gorzej gnębią mnie bracia, których mi przydałeś, iżby mi służyli, i którzy nie służą mi, jak powinni".
Tedy święty Franciszek, poznawszy z objawienia, że trędowaty ten opętany był przez złego ducha, poszedł się modlić i modlił się zań do Boga pobożnie. A po modlitwie powrócił doń i rzekł: "Synu mój, ja służyć ci będę, jeśli nie jesteś z tamtych zadowoleń". "Dobrze", rzekł chory, "lecz cóż więcej uczynić dla mnie możesz niż oni?" Święty Franciszek odparł: "Uczynię co zechcesz". Rzekł trędowaty: "Chcę, byś mnie obmył całego, ponieważ śmierdzę tak mocno, że sam znieść siebie nie mogę".
Wtedy święty Franciszek kazał natychmiast nagrzać wody z wieloma wonnymi ziołami. Potem rozebrał go i zaczął myć rękoma swymi, a inny z braci lał wodę z góry. I gdzie święty Franciszek dotknął go rękoma świętymi, tam cudem Boskim trąd ustępował i pozostawało ciało zgoła uzdrowione.
W miarę jak ciało goić się zaczęło, zaczęła goić się i dusza. Przeto trędowaty widząc, że wracać zaczyna do zdrowia, czuł wielki żal i skruchę za grzechy swoje i płakał tak gorzko, że tak jak zewnątrz ciało jego z trądu się oczyszczało, oczyszczała się wewnątrz dusza z grzechu poprawą i łzami. Kiedy całkiem ozdrowiał na duszy i ciele, wyznał pokornie swą winę. I płacząc, rzekł głośno: "Biada mi, godnemu piekła dla nikczemności i lżeń, których czynem i słowem dopuściłem się względem braci, i dla niecierpliwości i bluźnierstw, które ciskałem przeciw Bogu". Dwa tygodnie trwał w płaczu gorzkim nad grzechami swymi, wzywając miłosierdzia Bożego, spowiadając się kapłanowi z wszystkiego. Święty Franciszek widząc cud tak wyraźny, którego Bóg dokonał przez ręce jego, dziękował Bogu i odszedł stamtąd, udając się do krajów bardzo dalekich. Bowiem z pokory chciał unikać chwały wszelkiej, a we wszystkich czynach swoich szukał jeno czci i chwały Boga, nie własnej. Później jednak podobało się Bogu, że trędowaty ów, uzdrowiony na ciele i duszy, po dwóch tygodniach pokuty zaniemógł na inną chorobę. I pokrzepień sakramentami kościelnymi, skonał w świętości. A dusza jego ulatując do raju ukazała się w powietrzu świętemu Franciszkowi, który trwał w lesie na modlitwie, i rzekła doń: "Poznajesz mnie?" "Ktoś ty?", rzekł święty Franciszek. "Jestem trędowaty, którego Chrystus błogosławiony uzdrowił dla zasług twoich, i oto idę w życie wieczne. Za to dzięki czynię Bogu i tobie. Błogosławiona bądź dusza i ciało twoje i błogosławione twoje słowa święte i czyny. Albowiem przez cię wiele dusz na ziemi zbawionych zostało. I wiedz, że nie ma dnia na ziemi, by aniołowie święci i inni święci nie dziękowali Bogu za owoce święte, które ty i Zakon twój rodzicie w różnych stronach świata. Przeto bądź dobrej myśli i dziękuj Bogu, i trwaj w błogosławieństwie Jego". Rzekłszy te słowa, uleciał ku niebu. A święty Franciszek został wielce pocieszony.