void

 » Jednym tchem (Jednym tchem, jednym nawiasem tchu zamykającym zdanie)
 » Spójrzmy prawdzie w oczy (Spójrzmy prawdzie w oczy: w nieobecne)
 » To mnie nie dotyczy (To mnie nie dotyczy, ten dotkliwy)
 » Południe (Słodki lek, prawdziwości smak, co skróci za nami)
 » Określona epoka (Żyjemy w określonej epoce (odchrząknięcie) i z tego)
 » Braki, odrzuty, produkty zastępcze (Więc to już zawsze tak, już zawsze zamiast)
 » Widokówka z tego świata (Szkoda, że Cię tu nie ma. Zamieszkałem w punkcie)
 » Drogi kąciku porad (Drogi kąciku porad, choć z natury)
 » Tenorzy (Tenorzy, czemu was kocham? Przecież wszyscy jesteście tłustawi)

Tenorzy

Tenorzy, czemu was kocham? Przecież wszyscy jesteście tłustawi.
Pomiędzy białą muszką a w ciup rozwartymi ustami
podbródki: podwójne, podwójnie pocące się. Rozhuśtani

na podwyższonych obcasach, podnosicie oczy ku grzędzie
wysokiego C, marząc, że wasz podskok wzwyż wreszcie ugrzęźnie
w plafonie rekordem świata. Moglibyście pracować w urzędzie,

na farmie uprawiającej pszenicę, w przemyśle, w przemycie;
nikt nie mrugnąłby wycieraczką, widząc wasze rzetelne przemycie
przedniej szyby na stacji, gdzie, może i klnąc "Ech, psie życie",

ale bez przekonania, lalibyście benzynę do baków.
Więc skąd ten głos, ta drabina, którą wspinać by się mógł Jakub,
ta jej srebrność wypucowana, strażacka w większości przypadków

ale i tak unosząca nagą, nagłą kolumną blasku
(jak kosmonautów z wrogiej planety na komiksowym obrazku)
was, cały wasz kicz i przyziemną nadwagę, w obłoki oklasków?

Są w tym raju na zawsze, zasłużyli czy nie zasłużyli:
Caruso* z podkręconym wąsikiem, brylantyną kapiący Gigli*,
Tauber* w operetkowym cylindrze, grubas Lauritz Melchior*; i w chwili,

gdy największy z nich, John McCormack*, zaczyna Come, my beloved,
tę arię, wiesz, z opery Haendla, gdzie wysokie As trwa – sam nawet
nie wiem – minutę? i pnie się jeszcze na drugą, na trzecią krawędź

cudu (wszystko na jednym niebiańsko, nieludzko długim oddechu,
głosem, który Pan Bóg miał zamiar osadzić w pierwszym człowieku
lecz porzucił plan, nie chcąc przedobrzyć) – ten śpiew dokonuje odwetu

na małodusznym losie. Bo los gwarantuje nam: tak nie ustawi
żadnego głosu, tego nie wyrazi ludzkimi ustami.
Wtedy zjawia się jakiś McCormack: pospolity, przylizany, tłustawy.

Chirurgiczna precyzja. Elegie i piosenki z lat 1995 – 1997 (1998)