Maurycy Mochnacki, Myśli o literaturze polskiej (fr.)*
Głównym tematem artykułu jest kwestia naśladownictwa w sztuce. W początkowej części rozprawy polemizując z klasycystyczną koncepcją naśladowania natury, Mochnacki wywodził ideę nowej sztuki z wysokiej oceny kreacyjnych możliwości człowieka. Literaturą powinny, jak pisał, kierować "filozofia i teoria", a krytyka ma być "bezwarunkowa", tj. wolna od uprzedzeń, narzucanych przez ustalone reguły. Dalej następuje krytyczny rozbiór literatury doby Stanisława Augusta i konkluzja, iż sztuka powinna naśladować nie formę, lecz istotę natury. Stąd dalsze wnioski, formułowane w przedrukowanym fragmencie.
Dowiódłszy, że naśladowanie zewnętrznego kroju i form rzeczy pod zmysły podpadających, czyli natury uważanej jako produkt jej własnej działalności, głównemu celowi sztuki nie odpowiada, bo nie jest dostateczne do naocznego wystawienia życia i ruchu rozpostartego w naturze, moglibyśmy przestać na tej pewności, którą na ostatek stwierdza samo doświadczenie, wyczerpane z historii pięknych kunsztów, ledwo nie u wszystkich oświeconych narodów. Ani by nam za złe kto poczytał, gdybyśmy przerwawszy na tym punkcie wątek rozumowań naszych przyjęli za zasadę nie potrzebującą dalszego wywodu: że ponieważ naśladowanie natury jako produktu jej własnej działalności okazało się nieskuteczne dla sztucznego misterstwa*, tym samym przeto naśladowanie natury jako produkcyjnej siły, nieochybnie prowadziłoby do zamierzonego kresu. Zważywszy atoli, że gruntowne poznanie tej niewątpliwej prawdy może nastręczy niejednemu z rodaków myśl obszerniejszego rozwinienia materii, w której piszemy, zamierzyliśmy uprząść z niej kilka jeszcze rozumowań, nim wrócimy się do uwagi poetyckiej literatury w epoce Stanisława Augusta.
Ponieważ naśladowanie form nie jest twórczą w kunsztownym misterstwie* operacją, bo z zewnętrznego kroju wewnątrz w myśl wniknąć niepodobna*, spróbujmy, czyli odwrotne w tej mierze postępowanie, to jest od ducha do formy, z wyobrażenia do rzeczy, z myśli do materii, nie sprawi zamierzonego skutku.
Natura tym tylko sposobem działająca w całej ożywionej kreacji niechaj będzie przykładem dla poety i wzorem dla sztukmistrza.
Naśladując naturę w stanie działalności jako twórczą, pierwotną siłę, nie jako martwy zbiór rzeczy pod zmysły podpadających, sam będzie wynalazcą. Lecz potrzeba, aby w swej duszy powtórzył ów twórczy życiodajny proces.
Zastanawiając się nad materią, pozna to najprostszy rozum, że myśl jej początkiem być musi; a tym samym początkiem wszelkich form i kształtów. Do tego wniosku prowadzi nieprzerwany łańcuch przyczyn i skutków.
Przypatrzmy się tylko bliżej formacji rzeczy w naturze. Nie tylko ruch nieokreślony sam przez się jest zasadą jej działalności; trudno tu zarazem nie spostrzec pewnego porządku, szyku, stopniowania w niezliczonych przejściach z bezwładności do życia. Co za przedział niezmierny między kamieniem i myślącym jestestwem. Bezwładność materii, nie znającej swego bytu i myśl człowieka, która sama siebie pojmuje, otóż dwie ostateczności, dwa bieguny kreacji. – Owa działalność natury jest więc zarazem umiejętnością od Boga jej nadaną, wprawdzie różną od ludzkiej, bo natura nie poznaje swoich poruszeń, bo nie masz w niej przedziału, jak w sprawach człowieka, między zamiarem i wykonaniem jego; ale nie mniej przeto umiejętne być muszą roboty i zatrudnienia tej natury. Wszystko dzieje się tu jednym niejako tchnieniem. Materia statecznie dąży do ułożenia się w kształty regularne; a następnie coraz regularniejsze i piękniejsze. Początkowe ślady tego dążenia postrzegamy już w krystalizacji. Wyraźniej objawiają się w dziele roślin. Wyraźniej jeszcze w dziele zwierząt. Najwidoczniej w człowieku, w którym owe życia i rozeznawań po całej naturze rozsiane połyski jak w jednym promieniu są zgromadzone.
Ten promień całe oświeca przyrodzenie. Myśl człowieka jest to słońce natury. Ta myśl w świecie materialnym tylko myśli szuka i same spotyka myśli. Rzeczy widome są dla niej wcielonymi wyobrażeniami. Zapytajmy się zdrowego rozsądku: co jest w rzeczach pod zmysły podpadających istotnego? Ich byt, czyli siła sprawująca, że egzystują. – "Patrzcie się na najpiękniejsze kształty" – mówi Szelling – "cóż pozostanie, gdy im odejmiemy rozumowaniem ową siłę, sprawującą, że takie a nie inne mają wejrzenie? Zgoła nic, oprócz własności nieistotnych, jakimi są rozciągłość i stosunkowe położenie cząstek materii w pewnej miejsca przestrzeni"*.
Więc istotą rzeczy, jak i samej piękności, nie jest ich forma; bo ta przez rozdzielenie, rozprószenie cząstek materii, z których są złożone, tak łatwo odmieniona, zepsuta i zniszczona być może.
A ponieważ forma nie jest istotą rzeczy, tym samym więc tą istotą musi być myśl, czyli wyobrażenie; bo tylko z dwóch części złożone są rzeczy i fenomena w świecie materialnym: z myśli i formy.
Siły rozpostarte i działające w naturze: otóż jej olbrzymie myśli i marzenia. Jej działaniem jest rozwijanie się tych myśli. Na tej drodze sporządza ona najpiękniejsze fenomena i straszydła, cudowne postacie i potwory. A zatem jej robotą, trwającą bezprzestannie, jest wcielanie wyobrażeń, wyobrażeń przedwiecznych, z których najwyższa mądrość wzniosła budowę świata. Tym tylko sposobem a i nie inaczej pojąć możemy ową stateczną dążność materii do układania się w regularne kształty.
Pozbywszy się empiryzmu w myśleniu i rozważaniu, najczęściej wytrawionym z istoty pozorem tak łatwo mamiącego zdania nasze, świat ten i naturę w odmiennym ujrzymy świetle. Poznawszy, że wszelka rzecz w przyrodzeniu ukształcona jest podług wzoru z przejrzenia nieskończonej istoty oznaczonego, łatwo zgadniemy, co za ogniwa łączą nas z szeregiem niemych zjawisk. – Zaiste nic zdrożne to zdanie wielkich filozofów i z wielu miar warte zastanowienia, jakoby natura była wizerunkiem ludzkiego umysłu i nawzajem. – Chociaż chemik, fizyk a może i matematyk nie zgodzi się na to, bo tacy ludzie po większej części nic innego, oprócz materii, w naturze nie widzą, przynajmniej dla sztukmistrza i poety ten świat materialny niechaj będzie zbiorem wcielonych myśli i wyobrażeń.
...Powiedzieliśmy, że natura działania swoje umiejętnie wykonywa. Zachodzi teraz pytanie, jaka jest ta umiejętność natury? Jakim sposobem z myśli wyrabia ona kształty i wciela wyobrażenia? Szczątki dawnego misterstwa mogłyby nas więcej oświecić w tej mierze niż najgłębsze badania filozofów. Grupa Laokoona i skamieniała Niobe zamykają w sobie ledwo nie całą tajemnicę kreacji*. Sprawcy tych dzieł naśladowali naturę: lecz naturę twórczą, produkcyjną.
Owa umiejętność jest to ożenienie, spowinowacenie, związek ścisły i nierozdzielny (identitas) wyobrażenia z rzeczą, myśli z formą.
Tożsamość ta, którą tylko do tożsamości głosu z słowem, brzmienia z akordem przyrównać możemy, wynika z owej twórczej działalności, która sama siebie nie pojmuje ani poznaje i rozważa swoich poruszeń.
Natura tworzy, nie wiedząc o tym. I poeta czasem tworzy nie wiedząc o tym; w chwilach uniesienia, wieszczego zapału.
Kiedy z działań i poruszeń umysłu naszego samym sobie zdać sprawy nie możemy, naówczas te działania zowiemy natchnieniem, inspiracją.
Natchnienie w umyśle ludzkim jest więc tym samym, czym ów twórczy proces w naturze; bo same siebie nie pojmuje.
Sprawy tego natchnienia muszą być równie znamienite jak sprawy natury.
W natchnieniu tylko pojąć ją i naśladować, a raczej jak one tworzyć możemy. Ten jest, zdaniem moim, najpierwszy i najogólniejszy początek sztuki.
To mniemanie uważam za nowe; ponieważ, o ile mi wiadomo, nikomu z piszących w tej materii nie było znajome. [...]
Dla większej przeto zrozumiałości powiadam: że postulatem bezwarunkowym sztuki jest wcielanie nadzmysłowych wyobrażeń; a środkiem dopełnienia tego postulatu albo, co na jedno wychodzi, rozwinieniem zasady, jest natchnienie. Przez natchnienie tylko nadzmysłowe wyobrażenia w zmysłowych kształtach ukazywać możemy.
Cóż stąd wnosić? Że wiara w objawione prawdy, pobożność, czystość obyczajów i myśl niepokalana są najgłówniejszymi warunkami do wszelkiego kunsztownego misterstwa. Umieszczając początek sztuk pięknych i poezji w natchnieniu, a samo natchnienie w niebie, czyliż nie dowiedliśmy ich ścisłego związku i spowinowacenia z religią prawdy, z religią miłości i wszelkich cnót społeczeńskich? Poeta niedowiarek i sztukmistrz materialista nie czynią zaszczytu swemu powołaniu. Lecz hańbi je i okrywa sromem rozwiązłość, fałsz i niecnota.
Oto jest wszystko, czego dla pożytku i sławy rodaków życzyć mogliśmy ojczystej literaturze, pomnażającej się ledwo nie codziennie i sprawującej dobrą myśl tym, którzy oglądając się na przyszłość, bez mała już nie zwątpili o niej. Za radą i przykładem zasłużonego w niej pisarza Kaz. Brodzińskiego, kochajmy ją jaką jest teraz, nie patrząc przez szpary na prawdziwe niedostatki, liczne potrzeby, na krzywe lub jałowe tak w niej samej, jak o niej, już rodaków, już postronnych wyobrażenia*.
Źródło: Idee programowe romantyków polskich. Antologia, oprac. A. Kowlaczykowa, Wrocław 1991, BN I 261.