Adam Mickiewicz, Literatura słowiańska*
Kurs trzeci. Wykład V [fr.]
Teraz wolno już zapewne wydać sąd o walce romantyków z klasykami, której doniosłości nie rozumiano w całej pełni. Cóż znaczył ten długi spór, zapełniający łamy dzienników francuskich, polskich, a nawet czeskich? Chciano przedstawicieli dawnego porządku rzeczy w literaturze wyzuć ze sławy. Nie odmawiano im umiejętności, znajomości teorii: byli oni prawowitymi właścicielami krainy poetyckiej, mieli prawo zawiadywać nią; ale domagano się od nich natchnienia, żądano, aby okazali tytuły prawne swego panowania. Aby rządzić, nie dość już było pochodzić z dynastii literackiej albo odbyć nauki w szkołach. Świat żądał geniuszu; odtąd chciano podziwiać jedynie to, co było godne podziwu, co nosiło na sobie znamię geniuszu. Odmawiano człowiekowi prawa kierowania rozumem i uczuciami bliźnich, jeżeli swej wyższości nie udowodnił czynem świadczącym o nadzwyczajnej sile. Oznaczało to po prostu wyzuć świat dawny z praw, oznaczało to początek tworzenia świata nowego. Ta reforma literacka jest gruntowniejsza, głębsza od reformy, jakiej próbowano w polityce. Szkoły polityczne mniemały, jak wiadomo, że masy, skoro się je dopuści do rozstrzygania o własnych sprawach, rozwiążą wkrótce zagadnienie polityczne; natomiast nowa literatura, obalając szkolę dawną, nie spuszczała się na wynik głosowania mas, choć była pewna, że kiedyś otrzyma ich poparcie. Dobywa ona swą moc jedynie z siebie samej, z głębin ducha ludzkiego. Tym więc, co stanowi początek literatury ostatniej doby, jest owo odwołanie się do geniuszu, do natchnienia, to, co nazwaliśmy mesjanizmem.
[O przyszłej poezji]*
Do Hieronima Kajsiewicza, 31 październik 1835*:
Mnie się zdaje, że poemata historyczne i w ogólności wszystkie formy dawne są już wpółzgniłe i tylko można je odżywiać dla zabawki czytelników. Prawdziwa poezja naszego wieku jeszcze może nie urodziła się, tylko widać symptomata jej przyjścia. Zbyt wiele pisaliśmy dla zabawy albo celów zbyt małych. Przypominaj, proszę, te słowa St. Martina: "On ne devrait ecrire des vers qu’apres avoir fait un miracle"*. Mnie się zdaje, że wrócą czasy takie, że trzeba będzie być świętym, żeby być poetą, że trzeba będzie natchnienia i wiadomości z góry o rzeczach, o których rozum powiedzieć nie umie, żeby obudzić w ludziach uszanowanie dla sztuki, która nadto długo była aktorką, nierządnicą lub polityczną gazetą. Te myśli często we mnie budzą żal i ledwie nie zgryzotę; często zdaje mi się, że widzę ziemię obiecaną poezji jak Mojżesz z góry*, ale czuję, żem niegodzien zajść do niej! Wiem przecież, gdzie leży, i wy młodsi patrzcie w tamtą stronę. Nie znajdziesz jej na teatrach ani w gazetach, ani w pochwałach tak nazwanej opinii. Przekonasz się kiedyś, co to jest sława i jak ci nie sprawi ani jednej chwili szczęśliwej – i często może będziesz najbardziej żałował tych słów, które największe wzbudziły echo.
Do Aleksandra Chodźki (8 lutego 1842)*:
Zdaje się, że Bóg chce czego innego po tobie. Czego chce, sam musisz odgadywać! Przejąć się aż do dna ducha tą myślą, że my nie przyszliśmy dawny dom cicho zamieszkiwać, bo po cóż byłoby tłuc się po świecie i między ludźmi tyle niepokoju robić, tyle im biedy robić? Po co poezja! Czyż to nasza poezja ma być w książkach, a w nas ma zostać proza, mamyż jak posągi Memnona głos wydawać o wschodzie*, nie wiedzieć dlaczego, kiedyśmy martwi i nieruchomi? Mamyż obmalować życie dziełami pięknymi zewnątrz, a wewnątrz być grobami pełnymi kości spróchniałych? Czas, bracie, robić poezją! Tym tylko zwyciężymy wszystkich poetów, a o ile zrobim, o tyle tylko zdołamy zaśpiewać. Czy myślisz, że biedny Byron napisałby tyle wielkich strof, gdyby nie był gotów i lordostwo, i Londyn porzucić dla Greków? W tej to gotowości leżał sekret jego siły pisarskiej, którą inni poeci chcieli wykraść z jego książek, a nie z jego duszy.
Przed nami, Olesiu, większa sprawa niż grecka i większy świat niż przed Byronem, toteż nam trudniej wydobyć z siebie dosyć siły. a znikąd jej nie dostaniem, tylko z siebie. Pan przychodzi z pomocą i prowadzi, ale wtenczas, kiedy już wola stanie przed Nim na nogach i puszcza się w drogę. Pan ma na każdego sposoby i każdego woła w swoim czasie!
Literatura słowiańska. Kurs IV, wykład V
Po niesłychanych to cierpieniach zrodziła się nam w Słowiańszczyźnie literatura nieprzewidywana. Ma ona znamię zupełnie nowe i nawet pod względem artystycznym zasługujące w pełni na waszą uwagę. Literaturę tę stworzono w sposób zgoła nowy. Porusza ona zagadnienia, jakich nigdy nie roztrząsano w szkołach, jakich tam nawet nie domyślano się. Podam przykład.
Po poprzednim wykładzie, kiedy opuszczałem salę, podszedł do mnie cudzoziemiec, przybyły niedawno do Paryża, i powiedział mi, że poemat bezimiennego autora, wydany cztery czy pięć lat temu, który ostatnio Panom czytałem, nie jest właściwie tworem poezji, że było to rzeczywiste widzenie, opisane przez człowieka, którego ów cudzoziemiec dobrze zna. "Widziałem – mówił – poetę w chwili, gdy był jeszcze pod wrażeniem tej okropnej wizji. Nalegałem nań usilnie, aby ją zapisał. Tym sposobem powstało dzieło"*. Odpowiedziałem cudzoziemcowi, że chociaż nie znałem dziejów powstania poematu, postrzegłem w nim jednak cechę prawdziwości, dającą mu wyższość nad tworami samej tylko wyobraźni, pomimo całą mętność i nieskładność w formie opowiadania i w stylu. A czy w ten sposób tworzy się teraz poezje?
A przecież nie waham się twierdzić, że jest to jedyna poezja możliwa w przyszłości; że nie będzie już wolno mówić w imię natchnienia boskiego, jeśli się go istotnie nie dozna; że za człowieka bez czci uważać będą tego, kto będzie opowiadał, jak to bywa dzisiaj, o aniołach, szatanach i tajemnicach natury, jeśli ich nie widział w duchu; że przez rozpatrzenie teraźniejszej literatury Północy każdy czytelnik uzyska możność rozróżnienia w poemacie tego, co rzetelne, boskie i natchnione, od tego, co fałszywe, co jest tylko naśladowaniem; słowem, od tego, co się pospolicie zowie poezją.
W ten sposób poezja stanie się znowu tym, czym była za czasów proroków, czym była za czasów Orfeusza i Muzajosa*; a wtedy uzyska prawo do uwagi i szacunku u ludzi.
Spomiędzy wszystkich znanych mi autorów jeden tylko pisarz francuski, Saint-Martin, dostrzegł tę prawdę. Powiada on, że nie należałoby pisać wierszy, zanim nie spełni się cudu*. Powinien by wyrazić się inaczej i powiedzieć, że nie należałoby pisać wierszy, to jest posługiwać się językiem zwanym w szkołach językiem bogów, zanim się nie będzie świadkiem zjawiska mającego wszystkie oznaki bezpośredniej obecności Bóstwa, objawu działania tej władzy, którą filozof Baader* nazywa władzą wykonawczą religii.
Źródło: Idee programowe romantyków polskich. Antologia, oprac. A. Kowlaczykowa, Wrocław 1991, BN I 261.