Św. Augustyn (354-430 n.e.)

Fragmenty

VT-12. R. Rozum, który z tobą rozmawia, obiecuje, że tak twojej myśli ukaże Boga, jak słońce ukazuje się oczom. Umysł bowiem ma jakby oczy: są nimi wewnętrzne zmysły duszy, a niewątpliwe prawdy nauki są niby przedmioty, które musi oświecić słońce, aby stały się widzialnymi, jak na przykład ziemia i inne rzeczy ziemskie. Sam zaś Bóg jest tym, który oświeca. Ja - rozum - jestem tym w umyśle, czym w oczach jest wzrok. Nie dość bowiem mieć oczy, aby patrzeć, nie dość patrzeć, aby widzieć. Trzech zatem rzeczy potrzebuje dusza: musi mieć oczy, którymi by umiała dobrze się posługiwać, musi patrzeć, musi widzieć. Zdrowymi oczami jest myśl nieskalana żadną zmazą ciała, to znaczy uwolniona już i oczyszczona od pożądań rzeczy ziemskich. Czystość tę może na początku dać duszy jedynie wiara. Widzieć bowiem może tylko dusza zdrowa; jeśli więc nie wierzy, że inaczej nie ujrzy tego światła, którego nie można jej pokazać, póki jeszcze jest dotknięta chorobą i splamiona występkami, nie będzie się starała o zdrowie. Ale co będzie, jeśli wprawdzie uwierzy, że tak jest, jak powiadają, i że tak by widziała, jeśli by mogła widzieć, a jednak nie będzie miała nadziei, że może być ulepszona? Czy nie zaniedba się wtedy zupełnie, nie wzgardzi sobą, nie przestanie słuchać wskazówek lekarza?
    A. Tak właśnie jest, zwłaszcza że duszy chorej wskazówki te muszą wydawać się ciężkie.
    R. Oprócz wiary powinna mieć zatem nadzieję.
    A. Tak sądzę.
    R. A cóż będzie, jeśli nawet uwierzy, że tak się wszystko przedstawia, i ma nadzieję, że może odzyskać zdrowie, ale mimo to nie miłuje tego światła, które jej przyrzeczono, nie pragnie go i sądzi, że na razie powinny jej wystarczyć jej własne ciemności, które już z przyzwyczajenia stały się jej miłe? Czy dusza taka pomimo wiary i nadziei nie odtrąci również owego lekarza?
    A. Nie można temu zaprzeczyć.
    R. A więc dusza musi posiadać i trzecią cnotę: miłość.
    A. Nic innego nie jest tak bardzo potrzebne jak ta cnota.
    R. Żadna zatem dusza, jeśli nie posiada owych trzech cnót nie powróci do zdrowia na tyle, aby mogła widzieć swego Boga, to znaczy aby mogła Go pojmować.
    13. A kiedy ma już zdrowe oczy, czego jej jeszcze potrzeba?
    A. Trzeba, aby zaczęła patrzeć.
    R. Wzrokiem duszy jest rozum. Ale skoro nie każdy, kto patrzy, musi widzieć, dlatego też wzrok prawidłowy i doskonały, to jest taki, który umożliwia widzenie, nazywa się cnotą - cnota jest bowiem prawidłowym albo doskonałym rozumem. Choćby jednak oczy były już zdrowe, sam wzrok nie zdoła ich zwrócić ku światłu, jeśli brak jest owych trzech cnót: wiary, dzięki której wierzymy, że słońce, ku któremu mamy wzrok nasz zwrócić, jest takiego blasku, iż widok jego nas uszczęśliwi; nadziei, dzięki której ufamy, że zobaczymy, jeżeli będziemy dobrze patrzeć; miłości, dzięki której pragniemy widzieć i cieszyć się z posiadania. W ten sposób patrząc dochodzimy do oglądania Boga, a to już jest kres patrzenia. Nie znaczy to, że przestajemy patrzeć, ale że nie ma już przedmiotu, do którego można by kierować wzrok. I jest to prawdziwie doskonała cnota, rozum który osiąga swój kres; owocem tego jest życie szczęśliwe. Samo zaś widzenie Boga jest dopełnianym w duszy aktem pojmowania, na który składa się ten, który pojmuje, i to, co jest pojmowane - podobnie na czynność oczu zwaną widzeniem składa się sam zmysł i to, co pod zmysły podpada, a jeżeli jednego i drugiego zabraknie, nie można nic zobaczyć.

Czy wiara, nadzieja i miłość potrzebne są duszy oglądającej Boga.

YII-14. Zastanówmy się zatem, czy te trzy cnoty są nadal potrzebne duszy, której udziałem jest już widzenie Boga, to jest pojmowanie Boga. Po cóż miałaby jej być potrzebna wiara, skoro już widzi? Po cóż nadzieja, skoro już posiada? Miłość natomiast nie tylko wcale się nie zmniejszy, ale jeszcze pomnoży się nadzwyczajnie. Gdy bowiem dusza ujrzy owo jedyne i prawdziwe piękno, więcej będzie miłować. Nie mogłaby wytrwać w tym uszczęśliwiającym widzeniu, gdyby nie utkwiła w Bogu oczu z niezmierną miłością i ani na chwilę od Niego wzroku nie odwracała. Ale dopóki dusza mieszka w ciele, choćby nawet najlepiej widziała, to jest pojmowała Boga, potrzebna jest jej jeszcze wiara. Służą jej bowiem w sposób sobie właściwy zmysły cielesne, które choćby nawet nie zdołały jej zmylić, mogą jednak dość znacznie widzenie zamącić. Dlatego też można nadal nazywać wiarą przekonanie, które opiera się świadectwu zmysłów, a wierzy raczej poznaniu umysłowemu. Podobnie też dusza w tym życiu, choć pojmując Boga jest już szczęśliwa, znosi jednak wiele przykrości związanych z ciałem, musi zatem ufać, że po śmierci nie będzie tych wszystkich trudności. Tak więc i nadzieja nie opuszcza duszy, dopóki żyje jeszcze na ziemi. Ale kiedy po śmierci ciała skupi się cała w Bogu, pozostanie tylko miłość, która będzie ją utrzymywać w tym stanie. Nie możemy o niej przecież powiedzieć, że wierzy w prawdę najwyższą, kiedy poznania jej nie zakłóca żaden fałsz; niczego się także nie może spodziewać, skoro wszystko bezpiecznie posiada. Trzech rzeczy zatem potrzebuje dusza: musi ona być zdrowa, musi patrzeć, musi widzieć. W pierwszym i drugim przypadku są jej zawsze potrzebne trzy inne rzeczy: wiara, nadzieja i miłość; są jej one potrzebne również w trzecim wypadku, ale tylko w tym życiu; w życiu przyszłym wystarczy jedna miłość.

Czego winna się wystrzegać dusza dążąca do poznania Boga.

YIII-15. Teraz pozwól, abym tak, jak to jest obecnie możliwe, pouczył cię na podstawie tego porównania z rzeczami podpadającymi pod zmysły, jak możesz wznieść się aż do poznania Boga. Boga poznajemy przecież rozumem, tak samo poznajemy również owe twierdzenia geometryczne, o których mówiliśmy poprzednio, chociaż bardzo różnią się one od Boga. Widzialna bowiem jest ziemia i widzialne jest światło, ale nie moglibyśmy widzieć ziemi, gdyby nie oświecało jej światło. Musimy zatem wierzyć, że i tych twierdzeń, które podaje nauka, a których niewątpliwą prawdziwość uzna każdy, kto tylko je zrozumie, nie moglibyśmy pojmować, gdyby nie oświecało ich jakieś inne, właściwe im słońce. Podobnie więc jak patrząc na ziemskie słońce możesz zauważyć trzy jego właściwości, a mianowicie, że istnieje, że świeci i że oświeca, tak i ów Bóg ukryty, którego chcesz pojąć, ma trzy właściwości: że jest, że daje się poznać rozumowi, że umożliwia poznanie innych rzeczy. (...)

W jaki sposób stopniowo zdobywamy mądrość. Prawdziwa miłość.

XIII-22. Zastanówmy się teraz, jaki musi być miłośnik mądrości. Ty przecież pragniesz ujrzeć ją w najczystszym świetle i objąć uściskiem nagą, jakby bez żadnej skrywającej zasłony, a ona w ten sposób oddaje się tylko bardzo nielicznym, wybranym spośród wielu jej miłośników. Gdybyś kochał jakaś piękną kobietę, czy nie słusznie by postąpiła nie oddając ci się całkowicie, jeśliby wiedziała, że nie ją jedną miłujesz? Czy więc ukaże ci się najczystsza piękność mądrości, jeśli nie będziesz jej tylko jednej miłował?
    A. Dlaczegoż zatem, nieszczęsny, nie mogę się doczekać spełnienia moich pragnień i dzień szczęśliwy jeszcze się w męce odwleka? Dowiodłem już w sposób niewątpliwy, że nic innego nie kocham, boć rzecz, kochana nie dla niej samej, nie jest kochana. A ja tylko mądrość kocham dla niej samej - wszystko inne: życie, spokój, przyjaciół, cenię tylko ze względu na nią i tylko ze względu na nią obawiam się ich utraty. Jakąż zaś miarę może mieć miłość owego piękna?! Nikomu go przecież nie zazdroszczę, ale przeciwnie - szukam jeszcze jak najliczniejszych towarzyszy, którzy by ze mną do niego dążyli, ze mną zdobywali i cieszyli się nim razem ze mną. I tym milsi mi oni będą, im bardziej będzie nas łączyć wspólna miłość mądrości.
    23. R. Tacy właśnie powinni być miłośnicy mądrości. Takich ona szuka, których przyjaźń jest prawdziwie czysta i bez żadnej skazy.
    Ale nie jedna tylko droga do niej wiedzie. Każdy człowiek pojmuje to przedziwne i najprawdziwsze dobro stosownie do stanu zdrowia swojej duszy i sił swoich. Mądrość jest jakąś nie dającą się wyrazić ani pojąć światłością umysłu. Zwyczajne światło słoneczne może nas pouczyć - oczywiście w sposób niedoskonały - jak to się przedstawia. Zdarzają się ludzie o oczach tak zdrowych i silnych, że ledwo je otworzą, od razu bez żadnego lęku spoglądają wprost w samo słońce. Dla nich samo światło jest w pewien sposób zdrowiem i nie potrzeba im pouczenia, ale jedynie może przestrogi. Dość im jest wierzyć, ufać, miłować. Inni jednak, porażeni właśnie tym blaskiem, który tak gorąco pragną ujrzeć, nie zobaczywszy go nawet, często z radością powracają w mroki.
    Tym ludziom niebezpiecznie pokazywać jest światło, którego widoku jeszcze znieść nie mogą, i to nawet wtedy, kiedy słusznie już moglibyśmy uważać ich za zdrowych. Trzeba ich zatem najpierw ćwiczyć i żywić w nich tęsknotę do światła, ale jeszcze jej nie zaspokajać. Na początku należy im pokazywać coś takiego, co samo przez się nie świeci, ale dzięki światłu staje się widzialne, na przykład suknię, ścianę, albo coś podobnego. Następnie coś takiego, co wprawdzie samo przez się nie świeci, ale odbija jaśniej owo światło obce, jak złoto, srebro i ciała podobne, które jednak nie błyszczą tak bardzo, żeby mogły porazić oczy. Wreszcie może trzeba ostrożnie pokazać ogień ziemski, potem gwiazdy, księżyc, później światłość jutrzenki i blask nieba o poranku. W ten sposób człowiek taki, wcześniej czy później, przeszedłszy wszystkie stopnie po kolei, albo niektóre z nich pominąwszy, będzie się powoli przyzwyczajał do jasności stosownie do stanu zdrowia swoich oczu, że wreszcie spojrzy na słońce bez obawy i z wielką rozkoszą.
    Taka mniej więcej jest rola nauczycieli wobec dusz, które poświęcają się mądrości i już nawet coś niecoś wiedzą, chociaż jeszcze nie dokładnie. Posługując się dobrą metodą dochodzimy do mądrości stopniowo - dojść do niej z pominięciem stopni to szczęście niewiarygodne. (...)

Prawda jest wieczna.

II-2. (...) R. Jeżeli świat ten będzie istniał wiecznie, czy prawdziwe jest twierdzenie, że świat ten będzie istniał wiecznie?
    A. Któż by w to wątpił?
    R. A jeżeli przestanie istnieć? Czy nie tak samo prawdziwe jest twierdzenie, że świat przestanie istnieć?
    A. Tak samo.
    R. A co się stanie, kiedy już zginie, jeżeli ma zginąć? Czy nie będzie wtedy prawdziwe zdanie, że świat zginął? Jak długo nie jest prawdą, że świat zginał, tak długo świat istnieje; jest więc niemożliwe, żeby świat zginał, a jednocześnie nie było prawdą, że zginął.
    A. I na to się zgadzam.
    R. A jak uważasz, czy coś może być jeszcze prawdziwego, jeżeli nie istnieje prawda?
    A. To niemożliwe.
    R. Prawda będzie zatem istniała, choćby nawet świat zginął.
    A. Nie mogę zaprzeczyć.
    R. A jeżeli zginie sama prawda? Czy nie będzie wówczas prawdziwe twierdzenie, że prawda zginęła?
    A. Temu także nikt nie może zaprzeczyć.
    R. A przecież nie może ono być prawdziwe, jeżeli prawda nie istnieje.
    A. Już poprzednio się na to zgodziłem. R. A zatem prawda nie może przestać istnieć.
    A Prowadź wiec dalej te rozważania tak, jak je zacząłeś, bo trudno sobie wyobrazić twierdzenie bardziej słuszne od tego wniosku. (...)

Próba definicji prawdy i fałszu.

V-7. R. Uważaj teraz lepiej.
    A. Jestem gotów.
    R. Ten kamień niewątpliwie istnieje i jest prawdziwym kamieniem, jeżeli w rzeczywistości jest tym, co widzimy; nie ma go, jeśli nie jest prawdziwym kamieniem; a widzieć go możemy tylko przy pomocy zmysłów.
    A. Owszem.
    R. Nie ma zatem kamieni w najgłębszym wnętrzu ziemi i nie ma ich w ogóle tam, gdzie nie ma istot, które mogłyby je poznać przy pomocy zmysłów. Tego kamienia także nie byłoby, gdybyśmy go nie widzieli i nie będzie go, kiedy stąd odejdziemy, a w pobliżu nie znajdzie się nikt inny, kto by go widział. Tak samo, jeżeli dobrze zamkniesz woreczek, nie będzie w nim niczego, choćbyś nawet wiele do niego schował. Również drewno nie jest w swoim środku wcale drewnem, bo wszystko, co jest we wnętrzu nieprzeźroczystego ciała, jest niedostępne dla zmysłów, a tym samym w ogóle nie istnieje. Gdyby bowiem było, byłoby prawdziwe. A prawdziwe jest tylko to, co jest takie, jakim to widzimy. Wnętrza kawałka drewna nikt nie widzi, nie jest zatem prawdziwe. Czy możesz coś odpowiedzieć?
    A. Widzę, że jest to wniosek z twierdzeń, na które się poprzednio zgodziłem. Jest on jednak tak niedorzeczny, że wolę odrzucić jedno z tamtych, niż uznać go za prawdziwy.
    R. Nie bronię ci tego. Zastanów się zatem, co chcesz powiedzieć: czy to, że rzeczy materialne można poznawać tylko przy pomocy zmysłów, czy to, że poznawać może w ten sposób tylko dusza, czy też wolisz twierdzić, że istnieje kamień (lub coś innego), lecz nie jest prawdziwy? A możesz uznać raczej, że trzeba dać inne określenie tego, co prawdziwe?
    A. Proszę cię, zbadajmy najpierw ten ostatni punkt.
    8. R. Daj więc definicję prawdy.
    A. Prawdą jest każda rzecz, która jest w rzeczywistości taka, jaką się wydaje temu, kto chce i może ją poznać.
    R. Nie będzie zatem prawdziwe to, czego nikt poznać nie może? A dalej: jeżeli nieprawdziwa jest rzecz, która wydaje się być czymś innym, niż jest w rzeczywistości, cóż będzie, jeśli jednemu człowiekowi kamień ten wyda się kamieniem, a innemu - drewnem? Czyż jedna i ta sama rzecz może być jednocześnie prawdziwa i nieprawdziwa?
    A. Z tego wszystkiego, coś powiedział, najtrudniej mi jest zgodzić się, że rzecz, która nie może być poznana, musi być nieprawdziwa. Nie martwię się bowiem, że jedna i ta sama rzecz jest jednocześnie prawdziwa i nieprawdziwa. Widzę przecież, że jeden i ten sam przedmiot, porównany z różnymi, może być jednocześnie mniejszy i większy. A jest dlatego, że nic nie może być samo przez się większe ani mniejsze, bo słowa te wyrażają porównanie.
    R. Powiadasz więc, że nic nie jest prawdziwe samo przez się, a nie lękasz się wniosku, że nic samo przez się nie istnieje, jaki można by stąd wyprowadzić? To samo, co sprawia, że to drzewo istnieje, sprawia także, że jest ono drzewem prawdziwym. A niemożliwe, żeby to drzewo istniało samo przez się, to jest choćby go nawet nikt nie widział, a jednocześnie nie było drzewem prawdziwym.
    A. Powiem więc inaczej i podam inne określenie; nie lękam się, że odrzucisz je jako zbyt krótkie: Sądzę, że prawdziwe jest wszystko to, co istnieje (verum mihi videtur esse id, quod est).
    R. Nic zatem nie będzie fałszem, bo wszystko, cokolwiek istnieje, jest prawdziwe.
    A. Wprawiłeś mnie w wielki kłopot i zupełnie nie wiem, co mam ci odpowiedzieć. Zaczynam się już lękać twoich pytań, choć z drugiej strony wolę, żebyś ty mnie pouczał, niż gdyby miał to robić ktoś inny. (...)

Natura prawdy i błędu.

(...) 28. R. O ile pamiętam, orzekliśmy, że prawda nie może zginąć, bo choćby zginął nie tylko świat, ale nawet prawda, prawdziwe będzie zdanie, że zginął świat i prawda. Nic zaś nie jest prawdziwe bez prawdy, a zatem prawda nigdy zginąć nie może.
    A. Rozumowanie to jest słuszne i bardzo bym się dziwił, gdyby było nieprawdziwe.
    R. Zbadajmy więc drugie twierdzenie.
    A. Pozwól mi trochę się zastanowić, żebym nie musiał ze wstydem wracać powtórnie do pierwszego.
    R. Czy twierdzenie, że prawda zginęła, nie będzie prawdziwe? Jeśli nie będzie prawdziwe, prawda nie ginie. Jeśli będzie prawdziwe - jak mogłoby być prawdziwe po śmierci prawdy, kiedy nie ma już żadnej prawdy?
    A. Nie potrzebuję myśleć i zastanawiać się dłużej. Przejdź do drugiego. Oczywiście postaramy się, jeśli tylko będziemy mogli, żeby ludzie wykształceni i rozumni przeczytali te nasze wywody i poprawili lekkomyślne sądy, jeżeliśmy je wypowiedzieli. Nie sądzę bowiem, żebym ja sam czy to teraz, czy kiedyś później znalazł argument przeciwko temu twierdzeniu.
    29. R. Czy prawda nie jest przyczyną prawdziwości wszystkiego, co jest prawdziwe?
    A. Bez wątpienia jest.
    R. Czy nie słusznie mówimy, że prawdziwe jest wszystko, co nie jest fałszywe?
    A. Szaleństwem byłoby w to wątpić.
    R. Czy nie jest fałszywa każda rzecz upodobniona do innej, nie będąca jednak tamtą rzeczą, do której jest podobna?
    A. Nie widzę wprawdzie żadnej innej rzeczy, którą z większą chęcią nazwałbym fałszywą. Jednakże zazwyczaj nazywamy fałszywym także to, co nie ma żadnego podobieństwa z rzeczą prawdziwą.
    R. Nikt nie przeczy. Ale ta rzecz fałszywa musi jednak w pewien sposób naśladować prawdziwą.
    A. W jakiż to sposób? Przecież kiedy się mówi, że Medea leciała w powietrzu na wozie zaprzężonym w skrzydlate węże, to owo opowiadanie w niczym nie naśladuje prawdy, bo nic takiego się nie zdarzyło. To, czego w ogóle nie ma, nie może niczego naśladować.
    R. Słusznie mówisz, ale nie zauważyłeś, że tego, czego w ogóle nie ma, nie można nawet nazwać fałszywym. Jeżeli bowiem jakaś rzecz jest fałszywa, to jednak istnieje; jeżeli nie istnieje, nie jest też fałszywa.
    A. Czy nie można więc powiedzieć, że ta dziwna historia o Medei jest nieprawdziwa? (...)
    R. Gdyby Medea naprawdę tak uczyniła, zdanie to byłoby wyrażone podobnie. A zatem zdanie nieprawdziwe samym sposobem wyrażania naśladuje zdanie prawdziwe. Jeśli nikt mu nie wierzy, naśladuje zdanie prawdziwe tylko przez podobny sposób wyrażania myśli, jest więc tylko nieprawdziwe, ale nie wprowadza w błąd. Jeśli natomiast zdobywa sobie wiarę, naśladuje również takie zdanie, które uważamy za prawdziwe.
    A. Rozumiem już, że jest wielka różnica pomiędzy wyrażonymi przez nas sądami a przedmiotem, o którym mówimy. Dlatego też już się z tobą zgadzam, bo dotychczas powstrzymywała mnie tylko myśl, że nie mamy prawa nazwać nieprawdziwym tego, co w niczym nie naśladuje rzeczy prawdziwej. Słusznie by przecież wyśmiano człowieka, który by nazwał kamień fałszywym srebrem. A jednak jeśli ktoś twierdzi, że kamień jest srebrem, oświadczamy, że mówi nieprawdę, to znaczy, że wygłasza zdanie nieprawdziwe. Cynę natomiast lub ołów słusznie, jak sądzę, nazywamy fałszywym srebrem, bo te metale jakby naśladują srebro. A wtedy nieprawdziwy jest sam przedmiot naszej wypowiedzi, a nie samo zdanie.
    R. Dobrze zrozumiałeś. (...) Sądzę, że sprawę, którą obecnie się zajmujemy, wyjaśniliśmy już dostatecznie i trudno dłużej wątpić, że nieprawdziwe jest tylko to, co w jakiś sposób naśladuje rzecz prawdziwą.

Św. Augustyn, Dialogi filozoficzne, Warszawa 1953, s. 19-23, 30-32, 40, 45-47, 66-68.

Lista